Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

idiotkę! Jared pewnie śmieje się teraz w kułak z jej naiwnej reakcji.
Kiedy wśliznęła się pod kołdrę, przed oczyma stanęło jej ogromne
łóżko Jareda. Może to, co niechcący powiedziała, nie było aż takie głupie?
Może będzie mogła nadal pracować dla Hunter Associates. Nie była
pewna, czy zdołałaby jeszcze żyć bez Jareda.
Opatrzność chyba nade mną czuwa, pomyślała następnego dnia w
biurze, kiedy okazało się, że dziś szef znowu będzie nieobecny. Wszyscy
współczuli mu, że nie może znalezć kompetentnej pomocy domowej.
Cassandrze także było przykro z tego powodu, ale jednocześnie cieszyło
ją, że nie będzie musiała stanąć z Jaredem twarzą w twarz tuż po tym,
jak wygłosiła tę żenującą uwagę. Przy odrobinie szczęścia uda jej się do
jutra złapać grypę i wymówić się od wyjazdu do Sonory.
Jednakże sobotni poranek wstał jasny i słoneczny. Cassandra czuła
się wyśmienicie. Sama przed sobą przyznała, że na myśl o wspólnej
wyprawie z Jaredem ogarnia ją podniecenie, nawet jeśli jedzie tam
wyłącznie jako opiekunka do dzieci. Większość dnia spędzą razem, a
82
R S
wieczorem pójdą sami na kolację. Czuła zawroty głowy, wyobrażając
sobie, jak to będzie.
Spakowała potrzebne rzeczy, w tym wieczorową sukienkę, i stojąc
przy oknie, wypatrywała rodziny Hunterów. Zobaczyła całą trójkę idącą w
stronę jej domu. W pobliżu trudno było zaparkować samochód, więc Jared
musiał zostawić go gdzieś dalej.
Wyglądał tak podniecająco w dżinsach i szarym swetrze, z włosami
potarganymi przez wiatr. Mogłaby patrzeć na niego godzinami i nigdy nie
miałaby dosyć. Chyba postradała zmysły, decydując się na wspólny
wypad.
Kiedy usłyszała dzwonek, podeszła do drzwi i otworzyła je na
oścież. By uniknąć wzroku Jareda, uśmiechnęła się do blizniaczek. Ashley
rzuciła się ku niej z piskiem i objęła ją za nogi. Cassandra wyściskała
najpierw jÄ…, potem jej siostrÄ™. Po rytualnym powitaniu dziewczynki
pognały do pokoju dziennego i zaczęły po nim myszkować.
- Niczego nie ruszajcie! - krzyknÄ…Å‚ ich ojciec.
Cassandra uśmiechnęła się i spojrzała mu w oczy.
- Nie ma tam nic, co mogłyby zniszczyć.
- Być może, ale należy im wpajać pewne zasady. Mam rację?
Pokiwała głową. Uśmiech na jej twarzy powoli ustępował
zakłopotaniu, kiedy Jared zbliżył się do niej i położył dłoń na jej karku.
- Ja też byłbym zachwycony - powiedział przeciągle i drugą ręką ujął
jej dłonie, po czym położył je na swojej piersi.
Zaczerwieniła się aż po korzonki włosów, kiedy schylił głowę i
dotknÄ…Å‚ ustami jej warg.
83
R S
ROZDZIAA SZÓSTY
Jared po chwili odsunął się, lecz Cassandra nadal zaciskała powieki.
Czuła, że za chwilę umrze ze wstydu.
- Cassie, otwórz oczy - poprosił Jared.
Pokręciła głową.
- Dlaczego nie chcesz tego zrobić? - spytał.
- Bo wtedy nikt mnie nie widzi - odparła.
- Reagujesz zupełnie jak mała dziewczynka - zaśmiał się,
rozbawiony. - Nie chcę burzyć twojej wiary, ale ja ciebie widzę. I czuję -
dodał.
Cassandra powoli rozwarła powieki i zobaczyła tuż przed sobą oczy
Jareda. Dłonie miała oparte o jego muskularny tors. Nawet przez materiał
koszuli wyczuwała porastające go włoski.
- Pozwolę ci popatrzeć na moją pierś, jeśli w zamian pokażesz mi
swoje - szepnÄ…Å‚ jej do ucha.
- Zaraz umrę - jęknęła dramatycznym tonem.
Chichot Jareda rozzłościł ją na dobre. Kim ona była, błaznem, który
miał go rozśmieszać?
- Mam nadzieję, że jeszcze pożyjesz - uspokoił ją. - Dzień jest taki
piękny! Zaraz musimy zagonić do samochodu dwie małe rozbrykane
dziewczynki. Przez piętnaście minut męczyłem się z zamontowaniem
fotelików.
Raz jeszcze pochylił się nad Cassandrą i musnął ustami jej wargi, po
czym wypuścił ją z objęć.
- Ashley i Brittany, co wy robicie? - zawołał.
84
R S
- Nic - odparły dziwnie spokojnym tonem.
Cassandra wiedziała, że  nic" oznacza coś, czego dzieci robić nie
powinny. Pobiegła do pokoju dziennego, ale tam blizniaczek nie było.
Poszła więc do kuchni i zatrzymała się w progu. Jared stał tuż za nią,
zerkajÄ…c jej przez ramiÄ™.
Dziewczynki siedziały na podłodze, a wokół nich walały się kromki
chleba. Brittany próbowała palcami rozsmarować całą kostkę masła na
jednej z nich. Na podłodze przybywało okruchów.
- Jesteście niegrzeczne. - Jared odsunął Cassandrę na bok i wszedł do
kuchni. Popatrzył srogo na córki. - Miałyście niczego nie ruszać.
Blizniaczki pokiwały głowami. W ich dużych oczach malował się
lęk.
- Nabałaganiłyście w czyściutkiej kuchni, zmarnowałyście jedzenie i
wszystko to bez pozwolenia. Pozbierajcie chleb i przeproście Cassie.
- Pseplasam - powiedziała smutnym głosikiem Ashley.
- Blitani tes - wyszeptała nieśmiało druga z sióstr. Zaczęła ssać
kciuk, jej oczy napełniły się łzami.
- Tatuś miał rację. Zachowałyście się niegrzecznie. Za karę wsadzę
was na pięć minut do kozy. - Cassandra wzięła każdą z dziewczynek za
rączkę i posadziła je na krzesłach przy niewielkim stole, po czym
rozkazała im siedzieć bez ruchu.
- Co to jest koza? - spytał Jared.
- Zamknięcie za karę - wyjaśniła Cassandra. - Wolałam ich nigdzie
nie zamykać, ale za to mają przez pięć minut nie ruszać się i nie
rozmawiać. - Sięgnęła po minutnik i nastawiła go na odpowiedni czas. -
Przypominam, żadnych rozmów, dopóki dzwonek nie zadzwoni.
85
R S
Następnym razem, kiedy tatuś każe wam niczego nie ruszać, macie go
słuchać.
Dziewczynki uroczyście pokiwały głowami.
- Były wyraznie zmartwione - zauważył Jared, wychodząc z kuchni
za Cassandrą. - Czy pięć minut ciszy to nie za sroga kara? - spytał,
zerkajÄ…c przez uchylone drzwi na dwie smutne figurki.
- Uważam, że nie. Z pewnością po dwóch minutach będą myślały, że
minęła wieczność, ale muszą się nauczyć wykonywać twoje polecenia i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.