Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wyjrzał przez okno. Lynn szła powoli do miasteczka.
Gdy doszła do końca uliczki, odwróciła się i spojrzała
w stronę domu. Wiedziała, że Vince stoi w oknie. Serce
biło jej jak oszalałe. Czemu, czemu nie próbowała go
powstrzymać? Przecież zanim się kimkolwiek zaintere-
suje, powinna uporać się ze swoimi problemami, zaak-
ceptować stratę męża. A może tak to właśnie miało wy-
glądać? Westchnęła ciężko i ruszyła w stronę sklepu.
Przemyślała to wszystko po drodze i kiedy otwierała
drzwi sklepu, była już pewna - nie zamierza się wiązać z
Vince'em Coulterem. Ani z żadnym innym mężczyzną.
40
S
R
Kilka razy przyłapała się na tym, że w rozmarzeniu
dotyka ust. Nie mogła przestać myśleć o tym, co się sta-
ło. Na samo wspomnienie pocałunku robiło jej się gorą-
co... Przeprosił ją. Za co? Za to, że stracił panowanie
nad sobą? Oby tak było. Zresztą, ona też nie umiała się
powstrzymać. To nie była niczyja wina. A może to ona
powinna przeprosić jego? Uśmiechnęła się do tej myśli.
Po chwili jednak zapomniała o uśmiechu. Co teraz
będzie? Wolała się nad tym nie zastanawiać.
Ten pocałunek był błędem. Tak, na pewno. Do-
tknęła obrączki i przyrzekła sobie, że nigdy więcej nie
dopuści, by coś takiego się powtórzyło. Sama do tego
doprowadziła, nie musiała go dotykać, masować jego
obolałych barków. Może naprawdę powinna się wytłu-
maczyć... Nie, lepiej nie wracać do tego, co się stało. Po
prostu należy unikać takich sytuacji.
Do południa zdołała przekonać samą siebie, że po-
całunek był czymś, co nigdy więcej się nie zdarzy. Mu-
szą tylko unikać wzajemnego dotyku. W drodze na obiad
minęła garaż, ale, oczywiście, nie zajrzała do środka. W
łazience na tyłach domu czuć było lekki zapach płynu po
goleniu. Widocznie Vince wszedł tu, kiedy była w skle-
pie.
W pierwszej chwili aż zabrakło jej tchu z oburze-
nia: jak on mógł korzystać z łazienki, nie pytając jej o
zdanie?! A potem poczuła się winna. Jak mogła! Musiał
myć się w lodowatej wodzie w domku na plaży, a jej
41
S
R
własna toaleta mieściła się na tyłach domu. Miał swój
klucz i jeśli założyłaby wreszcie zamek w drzwiach
kuchni, na pewno nie wszedłby dalej.
Postanowiła załatwić sprawę natychmiast: wyszła
z domu i udała się wprost do garażu. Otworzyła drzwi i
weszła do środka, nawet nie pukając. Vince siedział
właśnie przy kole i modelował wazę. Podniósł wzrok
znad swojej pracy i uśmiechnął się ciepło do Lynn.
- Postanowiłam być lepszą sąsiadką - rzekła.
- Korzystaj z łazienki w moim domu. Tylko sprzątaj
po sobie, nie mam służby.
A potem odwróciła się i szybko wyszła.
Kilka dni pózniej Vince usłyszał delikatne pukanie
do drzwi.
- Proszę! - zawołał. Nie podniósł nawet oczu znad
misy, nad którą akurat pracował. Formował naczynie,
unosił jego brzegi, spod palców wyłaniał się coraz do-
skonalszy kształt. Nie chciał się teraz rozpraszać.
Ostrym nożem oddzielił swe dzieło od koła.
Dopiero teraz odważył się spojrzeć na Lynn, która we-
szła właśnie do pracowni.
Zawsze go bawiło, że pukała tak leciutko. Zupełnie,
jakby bała się mu przeszkodzić. Tylko raz zdarzyło się,
że nie zapukała w ogóle - wtedy, gdy pozwoliła mu ko-
rzystać z łazienki. Od dłuższej chwili czuł, że stała za
nim. Kiedy przysunęła się bliżej, dobiegł go słodki za-
42
S
R
pach kwiatów. Używa lawendowej wody toaletowej?
Nie, to raczej jakaś mieszanka, zdecydował.
- Coraz lepiej ci idzie - zauważyła. Obrócił się na
swoim stołku i od razu, jak zawsze kiedy ją widział, po-
czuł delikatne ukłucie zainteresowania. Patrzyła na za-
pełnione już półki. Suszyły się na nich naczynia gotowe
do wypalania.
- Zrobię pierwsze wypalanie za parę dni - powie-
dział. - Wtedy się przekonamy, czy naprawdę sobie ra-
dzę. Tak dawno niczego nie robiłem, że nie jestem pe-
wien, czy wszystkie nie popękają.
- Wydaje mi się, że niczego im nie brakuje. - Jedno
z naczyń na najwyższej półce przykuło nagle jej uwagę.
Wspięła się na palce, by móc mu się lepiej przyjrzeć. -
Nie zniszcz przypadkiem tego dzbanka. Ma taki szcze-
gólny kształt. Może nie tak regularny, jak zwykłe na- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.