[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zawołać Jakubka. Panna Klara stała niema.
Proszę mi kazać zawołać Jakubka.
Jakubek był chłopak pełniący różne funkcje, lokaja, kamerdynera, woznicy, a nawet
dozorcy w polu. Przeważnie jednak półmiski roznosił i posługiwał w salonie.
Zawołać Jakubka! po raz trzeci powtórzył pan Ostójski, aż sama Zosia pobiegła po
niego, czemu się nie sprzeciwił. Tego czasu użyła panna Klara, aby go spytać znowu.
Ale cóż bratu jest?
Nic mu nie jest i proszę mnie o nic nie pytać. Dysponuję, bo mi się tak podoba. W
tejże chwili Zosia wbiegła, prowadząc ze sobą Jakubka, który w pośpiechu, nie mając czasu
przywdziać surduta, zjawił się w granatowej kamizelce.
Jakubek mnie wysłucha z uwagą i spełni co do joty to, co mu powiem. Słyszysz co
do joty.
Słyszę, panie.
Włożysz surdut naprzód, porzucisz wszelką inną robotę, kto inny cię zastąpi, staniesz w
ganku i będziesz stać od godziny rano do wieczora. Jeśliby kto przyjechał lufo przyszedł z
pałacu, hrabia dziedzic stary czy młody, czy ktokolwiek bądz zastąpisz mu drogę i powiesz
wyraznie i dobitnie, że państwa nie ma w domu. A jeśliby się wnijść upierał zamkniesz
drzwi pod nosem słyszysz?
Słyszę, proszę pana rzekł Jakubek ależ oni widzą i wiedzą, kiedy państwo są u
siebie cóż ja będę kłamał?
Tylko mi ty nie teologuj i nie kręć zawołał Ostójski dla wszystkich my jesteśmy
w domu, a dla nich nie.
Jakubek gębę otworzył.
Zrozumiałeś?
Rozumiem, proszę pana, to tak jak w mieście, gdzie choć kto jest doma, nie
przyjmuje&
Jeśli spytają o mnie nie ma, o pannę Klarę nie ma, o pannę Zosię nie ma. Nie
ma i nie ma.
A dopóki to ma być?
Póki cię ze szyldwachu nie zdejmę rzekł Ostójski. Dobył sakiewki z kieszeni, dostał
z niej talara bitego i dał chłopcu porzuć wszystko i idz na wartę w ganek.
To rzekłszy, spocony, zmęczony, rzucił się Ostójski na kanapę i uznojone czoło sparł na
dłoni. Zosia i panna Klara stały nad nim milczące, nie śmiejąc go nawet zapytać, co się stało.
Rzadko go widywano w tym stanie, a gdy był tak podrażniony, wiedziano, iż mu się trzeba
dać wysapać, dopiero sam potem, udobruchany, z serca ciężar zrzuci i wygada się.
Panna Klara zrozumiała tylko jedno, iż jej dla Zosi nadzieje rozchwiane były, iż coś
stawało tej miłości, na którą ona rachowała na przeszkodzie.
Zosia przyjęła to obojętnie, dla niej, jakkolwiek pałacowe towarzystwo było dosyć
przyjemnym, ceniła je głównie z tego, że tam teraz częściej Juliana spotkać, spojrzeć na niego
i śledzić go mogła.
Ostójski siedział długo, oparłszy głowę na dłoni, wzdychał, kręcił się, mruczał, nareszcie
oczy odsłonił i zobaczył już tylko Zosię samą, która z troskliwością dziecięcą w milczeniu
siedziała, czekając, aż ochłonie.
Ty tu jesteś? spytał cichym głosem dobre dziecko? Prawda? nie gniewasz się na
mnie? nie?
Za co?
Za to, że cię towarzystwa pałacowego pozbawiłem& ale niech ich tam wszystkich&
wezmą& Nam nic po nim, nie& Toć przecie ludzie z innej gliny i innego gatunku. Co nam
po nich, co im po nas? Pókiśmy im gotowi, jak pudle, na dwóch łapach służyć, poty dobrze,
ale, uchowaj Boże, myśleć się o równe upomnieć prawa&
Mój tatko, o cóż poszło?
Ostójski pomyślał trochę, jakby rozważał, czy ma jej wszystko powiedzieć, potem rzekł:
Na co ci mam taić. Stary hrabia mnie wezwał dziś rano, aby mi oświadczyć, iż my na
próżno rachujemy na bałamucenie jego syna, bo on się w żadnym razie z tobą nie ożeni& A
razem prosił, abyś ty nie bywała w pałacu.
Zosia skoczyła zapłoniona, gniewna jak ojciec, uderzając w rączki.
A ty? a ty? spytała.
A jam mu powiedział, że my nikogo ciągnąć nie potrzebujemy, że my& tego. No, dosyć
żem mu szpetnie zmył głowę i wypadłem. Teraz trzeba się innej dzierżawy starać, bo gdyby
oni mnie chcieli, ja ich nie. I rozumiesz dlaczego, gdyby kto przyszedł z pałacu, zakaz
przyjmowania&
Zosia pocałowała ojca w czoło.
Uspokój się tatku rzekła proszę cię. Postąpiłeś godnie, święcie& Nie rada bym w
tej chwili stąd ruszyć, ale wola Boża! Słuchaj, dobry ojcze konie dysponuj na jutro,
gospodarstwo zdaj na Obzorskiego a my jedzmy.
A, ty jesteś złota dziewczyna! zawołał zrywając się Ostójski tyś anioł, ja wiem i
czuję twoją ofiarę& ale trzeba jechać. Jedzmy& jedzmy! dokąd?
Dokąd chcesz mnie wszystko jedno. Jutro dziś, jeśli można.
Zosi łzy się kręciły, ale i ona oburzona była, krew młoda w niej kipiała.
Dokąd chcesz, ojcze& byle prędko&
Ojciec rzucił się ją całować i ściskać, popłakali się oboje. Na tę scenę weszła panna Klara
zdumiona, trochę kwaśna.
Cóż to za czułości? spytała. Ostójskiemu humor nagle powrócił.
Siostro Klaro odezwał się hora canonica*, każ dać wódki i piernika& i niech
ich& wezmą!
A ja o niczym nie wiem! z urazą szepnęła stara panna mnie trzymacie w dręczącej
nieświadomości przedmiotu waszych gniewów, rozczuleń i wesela? Godziż się to?
Ostójski milczał, Zosia szła pocałunkiem przebłagać.
Mnie zawsze los ten spotyka jakby obcą istotę westchnęła panna Klara.
Zdziwienie w pałacu było wielkie, gdy Zosia, zaproszona na obiad i na przegranie z
hrabiną ulubionego jej kwintetu Schumanna na cztery ręce nie przybyła. Czekano chwilę,
potem dano do stołu, potem sądzono, iż przyjdzie po obiedzie, aż hrabina, która swym
fantazjom wszelkim, a szczególniej muzykalnym lubiła dogadzać trochę się pogniewała.
Szepnęła Caricie:
Czemuż choć nie dała znać, jeśli chora lub jej co przeszkodziło? to niegrzecznie.
Ale może by posłać się, dowiedzieć? dodała Włoszka.
Młody hrabia, który podsłuchał rozmowę, ofiarował się pójść sam, szczęściem hrabina nie
przyjęła wniosku, skinęła na Juliana.
Mój doktorze odezwała się do niego na ucho proszę cię, uczyń to dla mnie,
przejdz się na folwark i dowiedz, co się tam dzieje. Panna Zofia przyrzekła mi być na
obiedzie i grać ze mną, nie przyszła na obiad, zdaje się, że już nie będzie, i nie dała mi
* hora canonica, właśc.: horae canonicae (łac.) stałe godziny pewnych czynności w życiu kapłana:
modlitw, posiłków, powrotu do domu itp.
znać. Więc chyba chora lub kto w domu.
Julian się skłonił i wysunął, rzucając ukośne wejrzenie na Caritę, która, przeprowadziwszy
go ironicznym uśmiechem do drzwi, zakręciła się po salonie i po zręcznych kilku obrotach
znalazła się przy ks. kapelanie, z którym dosyć rozmawiać lubiła. On też, zapewne w celu
nawrócenia zbłąkanej owieczki, nie unikał jej. Hrabina z Margockim i Edmundem sposobili
się do ulubionego staremu panu whista z dziadkiem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pobieranie ^ do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ download ^ ebook
Menu
- Home
- Augustyn_JĂłzef_SJ_ _Daj_mi_piÄ_ _Drugi_tydzieĹ
- Maciszewski Szlachta Polska i jej paĹstwo
- kraszewski jĂłzef ignacy pogrobek
- Kraszewski JĂłzef Ignacy MasĹaw
- Pratchett_Terry_ _The_Light_Fantastic
- Carroll Phyllis Dwa serca pod wiatr
- Cherryh C.J. Gasnć ce sśÂośÂce Kesrith
- 4. Ontologia i morfologia dzieła literackiego
- 040.Field_Sandra_W_krainie_fiodorow
- Morgan Raye Skradzione pocaśÂunki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- adam123.opx.pl
Cytat
Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.