[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mnie za Kasię, ano błogosławieństwa swojego, jako brat starszy, mi nie odmawiajcie.
To mówiąc, Mszczuj jak przed ojcem ukląkł przed starszym bratem i głowę przed nim
skłonił.
Wszebor go za ramiona pochwycił i uścisnął milczący.
Niech Bóg błogosławi! rzekł krótko. Chodz do domu! Dawnoś o mnie zapomniał, a
ja, ty wiesz, nierad się kłaniam tym, co o mnie zapominają.
I ja też rzekł Mszczuj. Bracie, jednej krwi jesteśmy!
Oba się rozśmieli weselej. Weszli do izby. Kazał Wszebor miodu podać, choć młodego, bo
stary wypiły gromady, ale mocnego. Uderzyli w kubki.
Długo jakoś nie szła mowa.
No, a co byś ty powiedział bąknął Wszebor gdybym i ja się ożenił.
Bracie miły, szczęścia bym życzył, jako sobie samemu.
No to i życz! rozśmiał się starszy. Wiesz, z kim się żenię? Ano ze Spytkowa! Nie
unikniesz swojej doli. Wiedzma mnie opętała! Krasa i młodość prędko przechodzą! Prawda!
Wdowa nie tak młoda, ale jeszcze dobrze się trzyma, a za serce mnie wzięła! Jak kto poczuje,
że go miłują, przez wdzięczność miłować musi! A baba się we mnie rozmiłowała srodze!
I rzekł Wszebor po chwili namysłu:
A co byś ty rzekł, żeby się trzy weseliska razem odbyły?!
Toć nie można lepiej! krzyknął Mszczuj. W pokoju i zgodzie poczęłoby się życie
nowe! Niech Bóg płaci!
Pocałowali się bracia.
Jedzmyż do mojej baby jutro! rzekł Wszebor. Jak jej powiem, że tego żądam,
uczyni, co ja chcę. W ogień by za mną poszła i w wodę. Zatem o brzasku jutro do Ponieca,
babę na koń i dwór, a wozy duchem wyprawim na Horodyszcze!
Stało się tak, jak Wszebor życzył; pociągnęli na ową pamiętną im dolinę, wśród której dni
tak straszne przeżyli.
Wesela ze wszystkim obrzędem ówczesnym odbyły się w niedzielę. Pogoda im sprzyjała
szczęśliwie, rycerstwa zjechało dużo i dworzec starego Beliny cale teraz inaczej wyglądał. W
wielkiej izbie na dole, w której u ogniska siadywała starszyzna w dniach trwogi, zastawione
były stoły dla gości. Wesoło szumiało i okrzykami rozlegały się podwórza.
Bezpieczeństwo już wszelkie było w kraju, żadnej napaści się nie obawiano, mogły więc
bezpiecznie wrota wielkie całą noc stać otworem. Obyczaj był przecież taki, że po zachodzie
słońca wielka brama się zamykała, a furta tylko była wolna, u której na straży stał
pachołek. I dnia tego, choć raz wraz jeszcze nadjeżdżali sproszeni z daleka, bramę zaparto o
mroku. Na Horodyszczu od smolnych ognisk i łuczyw gorzało, tak że z dala gdyby w
płomieniach stało. Zród dobrej myśli, jedni u stołów miód i wino pili, drudzy młodsi do
skoków się brali. Spytkowa też z młodym mężem nosiła się w koło tak, że jej córka nie
bardzo sprostać mogła. Co skoki ustały, to się pieśni rozpoczynały, a jak oboje znużyło,
stawali wszyscy gromadą i śmieli się, wesoło podżartowując, zwłaszcza dziewczęta i chłopcy.
Wieczór był już zapadł dobry i zabawa coraz się stawała gwarniejszą, gdy i goście, co za
stołem siedzieli, i młodzież w drugiej izbie, aż zadrżeli z przestrachu. Trzy trąby wielkim
głosem, dziwnym, nieznanym ozwały się u bramy. Rogi i trąby sąsiedzkie po głosie łatwo
rozróżniano, tych i głos, i granie jakieś było nieswoje a straszne.
W izbie wielkiej rzucili się wszyscy do mieczów w popłochu pierwszym, przypomniały się
dni straszne, lecieli ku wrotom. Belina stał już na pomoście nad nimi, ale zaledwie nań
wszedł, jeszcze prędzej zbiegł wołając, aby bramy na rozcież otwierano.
Król! Król! rozlegało się po gródku całym.
Król to w istocie jechał. Obóz jego niedaleko stamtąd był rozbity w pochodzie. Dano
Kazmirzowi wiedzieć, że się aż trzy razem wesela odprawiły na Olszowym Horodyszczu... i
zjechał pan, aby się dobrą myślą podzielić ze starymi sługi i drużyną.
Na odgłos: Król!" mężczyzni, niewiasty, dzieci, czeladz, ktokołwiek był na Horodyszczu,
wybiegł, jak stał, ku wrotom i poczęto śpiewać, a wywoływać:
A witajże nam, witaj, Miły Panie!
Chyliły się głowy, podnosiły ręce, radość była niezmierna.
Król na siwym koniu jechał, odziany bogato, z łańcuchem na piersi, z pasem złotym, w
szłyku sobolim, w płaszczu szkarłatnym. Za nim wojewodów dwu w kożuchach z kun,
jedwabiem pokrytych, za nimi drużyna świetna i czeladz a pachołkowie.
Król miał twarz tak wesołą, jakiej u niego nawet po największym nie widziano
zwycięstwie. Patrzał dokoła i rękami też witał znajomych. Do strzemienia przypadł stary
Belina, ramię mu podawszy, aby się na nim sparł zsiadając, i tak go wiódł do izby
oświetlonej pochodniami, a za nim szli i tłoczyli się wszyscy, by miłego pana zobaczyć. I
ciasno się zrobiło w wielkiej izbie, jak nabił, bo nikt ustąpić nie chciał. Gdy dla króla
siedzenie przysposobiono, zdjął z głowy kołpak, oczyma wodząc dokoła.
Gospodarzu! rzekł. Nie myślcie, żem ja tu do was jako gość przybył, zjechałem
jako sędzia. Macie tu winowajców, którzy stanąć muszą przede mną.
Skinął Kazmirz na starego Trepkę, który, głos przejąwszy, odezwał się:
Tak jest! Miłościwy Pan ścierpieć tego nie może, aby wola jego i rozkaz nie był
poszanowany. Zbliżcie się więc pozwani przed królewski sąd, wy, wdowo po Spytku, Marto,
wy, córko Spytkowa, Katarzyno, i ty, Tomku Belino! Miłościwego Pana wolą było, ażeby
Wszeborowi Doliwie dostała się córka Spytka, daliście na to słowo wasze i nie strzymali!
Chociaż Trepka nie w grozny sposób to mówił, spojrzeli na się wszyscy i nie wiedzieli, co
mówić ani co poczynać. Tomko za rękę żonę ująwszy, która dnia tego piękną była
szczęściem i radością wielką, przystąpił do króla i pokląkł.
Jeżeli kto winien, Miłościwy Panie, to ja jeden. Ukaranie twe niech mnie spotka
jednego!
Wszebor też się zbliżył i pokłonił.
Ja u stóp królewskich za nim proszę, bo mi życie ocalił.
A że krzywda mi się nie stała, dowodem, iżem dziś do ołtarza poprowadził tę, z którą tu
stoję przed Tobą. Król się uśmiechał.
Bodajbyście tylko takim nieposłuszeństwem grzeszyli rzekł śmiejąc się wesoło.
Ano się bez kary obejść nie może! dodał, skinąwszy na jednego z drużyny.
Wystąpił tedy powołany, niosąc łańcuchy złote na ręku.
Abyście winę waszą zawsze w pamięci mieli przytomną rzekł noście oto te
łańcuchy, a gdy spojrzycie na nie, pomyślcie o mnie!
Poklękali wszyscy przed Kazmirzem, który z kolei niewiastom i mężom kładł na szyję
przywiezione dary. Krzyki radosne rozległy się po zamczysku, i król, kubek z rąk gospodarza
wziąwszy, pił za zdrowie nowożeńców.
I był ten dzień przez długie wieki pamiętnym pokoleniom następnym, jak owe dni grozy i
trwogi, za które zapłacił sowicie.
KONIEC
Posłowie
W powieści historycznej interesuje nas wierność w stosunku do prawdy, jaką przekazują zródła, oraz sposób
interpretacji przedstawionych zdarzeń, oceniany z pozycji współczesnej nauki, ponieważ one to stanowią o poznaw-
czej wartości dzieła.
Tematem Masława jest fragment panowania młodszego syna Mieszka Drugiego, Kazimierza, zwanego
Odnowicielem, okres, kiedy ten książę powraca w roku 1038 do kraju, który musiał opuścić wskutek buntu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pobieranie ^ do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ download ^ ebook
Menu
- Home
- Augustyn_JĂłzef_SJ_ _Daj_mi_piÄ_ _Drugi_tydzieĹ
- Kraszewski JĂłzef Ignacy PaĹac i folwark
- kraszewski jĂłzef ignacy pogrobek
- Roberts Nora Uczciwe zśÂudzenia
- Jennifer Roberson Cheysuli 6 Daughter of the Lion
- McArthur Fiona Ocalona
- Loius L'Amour Hondo_v1.0_(BD)
- Jo Clayton Skeen 01 Skeen's Leap (v1.2)
- Brandy Golden The Snow Bunny [DaD] (pdf)
- Cathy McCarthy The Hollow
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- monissiaaaa.pev.pl
Cytat
Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.