Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

posłuchała. Prędko więc dokończył wieczerzy, przeczuwając już, że o coś pytany będzie lub
proszony. Natychmiast skinął na dworzan i komorników, aby się oddalili.
Ryksa czekała cierpliwie. Dopiero, gdy pozostali sami, wstała, ze swą dziecinną powagą
jakąś mówiąc do męża:
 Nam tu mogą przerwać rozmowę. Muszę na osobności mówić z wami. Chodzmy do ko-
mory waszej.
 Pózno dziś  rzekł wahając się Przemysław  rozmowę wszak możem odłożyć do jutra.
 Nie  odparła Ryksa.  Ja dzisiaj chcę mówić z wami.
I nie czekając już odpowiedzi, przodem weszła do izby sąsiedniej, drzwi otwarte zostawu-
jąc za sobą. Przemysław musiał iść za nią.
Stanąwszy w pośrodku, zwróciła się do niego, jak sędzia do winowajcy, mierząc go bystro
przenikającymi oczyma. Już miała rozpocząć, gdy głosu jej zabrakło, przycisnęła rękę do
piersi, a że tym ruchem przypomniała Lukierdę, książę cofnął się przestraszony.
Ryksa długo, bacznie mu się przypatrywała, oczy jej zdawały się sięgać w głąb duszy.
 Chcę od was dowiedzieć się  rzekła głosem mężnym  prawdziwej historyi o Lukier-
dzie. Chciano ją taić przede mną, ja tajemnic żadnych nie znoszę. Są to ciemności, lubię
światło i dzień biały. Mówcie mi... prawdę!
Przemysławowi gniew naprzód na twarz wybuchnął, chciał srogim być, uśmierzył się
wprędce.
Nie odpowiadając nic, zszedł na stronę i nóż, który miał przyczepiony do pasa, rzucił z
trzaskiem na ławę.
Ryksa ani ruchu tego, ni milczenia, ni brzęku się nie ulękła.
 Jeśli wy mi nie zechcecie mówić o Lukierdzie  dodała  będę musiała wierzyć ludziom,
co mówią.
 Cóż mam ci mówić? Co?!  wybuchnął książę gwałtownie.  Ludzie obwiniają mnie,
plotą baśnie. Jestem niewinny i to tylko powtórzyć mogę. Jestem niewinny.
 Lukierda nie zmarła śmiercią swoją  odparła Ryksa.  Dlaczegoż ludzie was obwiniają?
Skąd te baśnie? Co za pieśni o niej nucą?
 Pieśni? Głupia ciżba! Głupie pieśni! Co znaczy karczemne śpiewy!
Mówiąc Przemysław rzucał się i gniewał. Ryksa przypatrywała mu się, śledząc krok każ-
dy.
 Powiedzcież wy mi prawdę  dodała.  Mieliście jakąś inną miłośnicę, to wiem. Nie ro-
zumiem  wtrąciła z uśmiechem dumnym  żeby to ją miało wielce obchodzić! Wy wszyscy
macie miłośnicę, ale co żona i księżna ma z nimi?
Ruszyła ramionami, usta wydęła pogardliwie.
 Jakże śmiała jedna dziewka jakaś z księżną chcieć się równać? Prawa jakieś rościć? A
wy, jak na to mogliście pozwolić?
 Wiecie wszystko  przerwał jej Przemysław z gniewem.  Po cóż pytacie mnie? Nasłu-
chaliście się już baśni na zaniku, przyniosły wam je baby usłużne. Wierzcie im sobie, gdy
chcecie.
 Ja właśnie prawdy chcę od was, aby nie być zmuszoną im wierzyć  odparła chłodno
Ryksa.  Więc mówcie.
115
Przemysław przeszedł się po ciasnej izbie. Ile razy spojrzał na tego żywego upiora stojące-
go przed sobą, na te oczy zimne, szklanne, ostre, które się w niego wpijały, dreszcz przecho-
dził po nim.
 Czego chcesz ode mnie?!  zawołał zrozpaczony.  Ja sam nie wiem spełna, co i jak się
stało! Lukierda tęskniła za swoimi, niczym jej nie można było zaspokoić. Płakała, zabijała się
łzami... Odpychała mnie, nie cierpiała.
 A wy?
 I jam ją w końcu znienawidzieć musiał  odpowiedział Przemysław.  Nie na to mąż, jak
ja, niewiastę bierze, aby mu ona płacz do domu codzienny wnosiła. Nie miałem potomstwa,
nie mogłem go mieć; nie żyłem z nią.
Ryksa, stojąc nieruchomo, z oczów go nie spuszczała; gdy mówił, słuchała nie przerywa-
jąc. Przemysław, poruszając się wspomnieniami tymi, mówił coraz goręcej.
 Mnie i siebie dręczyła!  zawołał.
 Czemuś ją nie odesłał do ojca?
Przemko rzucił głową.
 Wszak prosiła o to...
 W pieśni  przerwał książę chmurno.  Mnie nigdy nie mówiła o tym... Jam nie słyszał
prawie jej głosu. Znienawidziły ją sługi, zniechęciła domowników... zabili ją.
Brwi Ryksy się ściągnęły, drgnęła.
 A wy, coście tu panem, dopuściliście...
Przemysław rozpostarł ręce:
 Tak  rzekł  winienem, choć niewinny jestem. Ale na Chrystusa przysięgam, ja nie da-
wałem rozkazu, ja nie wiedziałem o zabójstwie.
 Nieszczęśliwa, słaba, bojazliwa niewiasta!  odezwała się Ryksa.  Ja... ja inną byłabym
na jej miejscu.
Przemysław spojrzał na nią. Stała nieulękniona, smutna tylko.
 Na jej miejscu, ja bym te sprośne baby dała potracić. Sługi! Niewolnice! %7łeby śmiały
targać się na mnie?! Nie mówcie mi, żeście niewinni! Na coście jej dali i trzymali takie sługi?
Przemysław powtórzył bezmyślnie:
 Nie winienem!
 Winniście  odparła Ryksa  bo na waszym zamku, pod bokiem pana, nic się stać nie
powinno bez jego woli!
Milczeli oboje. Ryksa białą ręką pogładziła włosy złote, ustąpiła kilka kroków i na ławie
przysiadła.
Rozmowa, którą on miał za skończoną, dla niej była dopiero poczęta. Nie zważała na to, że
mąż zbyć się jej chciał widocznie.
 Tak, wy winniście  dodała  ale winna i ona! W jej miejscu Ryksa królewna postąpiłaby
inaczej!
Spojrzeli na siebie, młoda pani rąbek, który twarz jej dokoła otaczał, wzięła w ząbki białe i
gryzła go nimi.
 Wiem więc wszystko, jak było  rzekła  a widzicie, że się jej losu nie boję. Jestem cór-
ką ojca, co nawykł wojować z rodziną, jam gotowa z własnym domem. Mnie te sługi nie za-
biją, bo ja je za jedno zuchwałe spojrzenie zabijać każę. A zechcesz mieć miłośnice, nie po-
wiem nic! Ale tego niechlujstwa, żeby mi na zamku nie było! Do chlewów z tym brudem!
Książę słuchał jej milczący. Wstała powoli z ławy.
 Tak! Tak!  zamruczała.  Prawdą jest wszystko, co pieśń mówi! Nieszczęśliwą zamę-
czyli! Ludzie mówią, żem ja do niej podobna. To być nie może... Ja czuję w sobie, że nie da-
łabym się, jak w sidła złapane ptaszę, udusić! Nie!
Przemysławowi dolegało już to powtarzanie i, zwracając się ku niej, rzekł chcąc zakoń-
czyć rozmowę: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.