Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nazajutrz rano obudziłam się pełna nadziei i sił do życia po aryjskiej stronie. Obawiałam
się jednak, czy ja, młoda, wrażliwa, o łagodnym i cichym usposobieniu, potrafię żyć jak śmiała,
odważna, nie znająca strachu i nerwowości Polka. Wiedziałam, że moje wystraszone oczy, pełne
żydowskiego smutku i żalu, muszą nabrać pogodnego, spokojnego wyrazu.
Szybko mijał czas wspólnego mieszkania z siostrą i Stasiem. Były to dni miłości rodzinnej,
która łagodziła cierpienia wczorajsze, pozwalała zapomnieć o gorszym jutrze i przyćmiła na chwilę
troski. Zdawało nam się, że pozostaniemy na długo w Milanówku. Pewnego jednak dnia zjawił się
mąż Reni. Widząc mnie, doszedł do wniosku, że Renia troszczy się przede wszystkim o swoją
rodzinę. Był tym oburzony i oświadczył, że wkrótce opuści getto i zatrzyma się u Bartkowiaków
razem z żoną i dzieckiem. Dlatego zażądał od nich usunięcia mnie z domu.
Renia, usłyszawszy słowa męża, bardzo się zawstydziła. Nic nie mówiąc objęła mnie i
uścisnęła. Powstały konflikt przyjęłyśmy jako fatalny wyrok przeznaczenia.
Siostra dobrze znała okolice Milanówka, następnego dnia udała się na poszukiwanie
jakiegoś schronienia dla mnie. Po kilku godzinach wędrowania natrafiła na “gospodarski” dom w
sąsiedniej wsi Grudów. Córka gospodarzy zgodziła się wynająć mi pokój.
Renia uradowana wróciła do domu z dobrą nowiną. Pokój w sąsiedniej wsi umożliwiał
częste spotkania.
Jeszcze tego samego dnia przeprowadziłam się do Grudowa. Moim nowym schronieniem
był duży pokój z wysokimi, szerokimi oknami wychodzącymi na skrzyżowanie dwóch szos. Były
one dla mnie źródłem strachu. Każdy przechodzień mógł mnie zobaczyć.
Następnego dnia rano wyszłam z domu, żeby rozejrzeć się po podwórku i zorientować się,
jacy ludzie mieszkają w tym dużym gospodarstwie. Najpierw zapukałam do gospodarzy, rodziców
Marysi, która wynajęła mi pokój. Marysia nie była chłopką. Miała maniery miejskie. Jej ciepły głos
działał na mnie uspokajająco. W czasie pierwszej rozmowy opowiadała mi o sąsiadach.
Po wyjściu od Marysi spotkałam na podwórku chłopca w wieku dwóch-trzech lat, który
dziwnie się zachowywał. Objęłam go, zapytałam, gdzie są jego rodzice. Malec podbiegł do
pobliskiego domu, ale okazało się, że drzwi są zamknięte. W obawie, że chłopczyk na widok obcej
osoby, jaką byłam dla niego, może się rozpłakać, zaczęłam go głaskać po główce. Rozczesując mu
włosy dotknęłam palcami parcha. Pomyślałam wtedy, że mogłabym zająć się tym zaniedbanym
chłopcem. Siedzieć bezczynnie w domu nie mogłam i nie chciałam. Zresztą uważałam, że nie
wolno mi tak żyć. Mogło to wzbudzić podejrzenia. Powinnam pracować. Praca poprawi moje
samopoczucie i zmniejszy tkwiący we mnie strach. Postanowiłam poznać rodziców chłopczyka.
Tego samego wieczora odwiedziłam ich. Po zapoznaniu się z państwem Sandomierskimi
opowiedziałam im o sobie. O tym, jak podczas bombardowania Warszawy straciłam moich bliskich
i dach nad głową. Obecnie mieszkam u pani Marysi w sąsiedztwie. Ponieważ mam dużo wolnego
czasu, chętnie pomogę im w wychowaniu synka Zdziśka. Wiedziałam, że praca poza domem
zabiera im cały dzień.
Biedni rodzice z radością wyrazili zgodę. Po dłuższej rozmowie nawiązaliśmy
serdeczniejszy kontakt. Postanowiono, że od następnego dnia zajmę się wychowaniem dziecka.
Nazajutrz rano Sandomierska wręczyła mi klucze do mieszkania i wraz z mężem udała się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.