Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przecież one uważają za swój, i nie pomogą tu żadne tłumaczenia, ani miauczenia, ani nawet
tłumiauczenia, bo koty mają znikomą wiedzę medyczną, natomiast ogromną i bardzo
wykrystalizowaną wiedzę na temat znaczenia pewnych wonnych kocich sygnałów, więc ten
kot, sikający na resztki Justyny, będzie na tyle poszarpany, że wypadnie mu oko i zacznie
pływać w kałuży kociego moczu niczym żółtko w białku jaja sadzonego, które skądinąd jest
przepyszne.
- Aha - powiedziałem. - I czy na tym się skończy?
- Ależ skąd! Bynajmniej! Jak najbardziej nie! Gdy
tylko zakończą się procesy gnicia, psucia, rozsypywania
i obsikiwania, do akcji wkroczymy my. Wskrzesimy Justynę, bynajmniej nie metodą babci
Oksany, ale za pomocą wielkiej maszyny z tysiącem igieł, kolców, bolców, kół zębatych,
miażdżykostek i łamigłówek, a potem
damy jej wieczne życie w młodości i szczęściu w ciepłym,
acz świeżym klimacie, z opalonym i szczupłym mężczyzną u boku, który będzie do tego
jeszcze miał małą
bródkę i będzie niezwykle wrażliwy, ponieważ wcześniej
był kobietą, a mężczyzną się stał tylko na skutek kuracji antydepresyjnej. Wieczory, zachody
słońca, dotyk słonej morskiej fali, która liże między palcami u stóp, w tym
miejscu, gdzie skóra jest tak wrażliwa, że czuje smak,
czuje, że fala jest słona. Gigantyczny rekin, którego potworna paszcza nagle majaczy w
wodzie tuż obok kąpiącej się Justyny, otwiera się zębato i śpiewa: "Klaun, zakochany klaun".
Klaun, a właściwie barman, zakochany bez
szans w Justynie przez całą wieczność, ale tak mocno zakochany, że aż szczęśliwie, chociaż
nieszczęśliwie, a więc
jemu też jest dobrze. Dwie przemiłe chupacabry, dla których barman ma zawsze świeżą
głowę kozy do wyssania.
I jeszcze wielu innych sąsiadów w domkach letniskowych.
Oczywiście, wszystko to pod warunkiem, że Justyna najpierw prześpi się z nami wszystkimi.
Mówił tak długo, że na chwilę zasnąłem. Kiedy się obudziłem, zdało mi się, że szef mój zjada
sobie rękę, ale musiało być to złudzenie, bo mówił, a on nigdy nie mówił z pełnymi ustami.
- Ale zanim udasz się do Kai-Mai, musisz polecieć na
Wolską. Tam jest taka pani, która bardzo kochała swojego męża i on umarł, i ona w związku
z tym przestała
zmywać, bo ciągle słyszy jego głos z dziury w zlewie i boi się, że jak będzie zmywać, to jemu
płyn do zmywania zaleje oczy i będzie go szczypało. Dla celów, o których nie mogę ci
powiedzieć, ona musi znowu zacząć zmywać.
- Oj, powiedz, powiedz.
- No dobrze, to jest moja mama.
- Kłamiesz.
- Oczywiście. Ojcem był mi wymazany mieszaniną
tłuszczu i potu Arab, a matką była buła.
- Ahu hu! Ahu hu! - krzyczałem u drugiego końca
rury.
- Andzisiu, czy to ty?
- Nie, to nie Andziś!
- A kto?!
- Zło!
- Co?
- Zło! Mówię do ciebie, ty tam u góry!
Nie słuchaj więcej głosów z tej rury!
Tą rurą, którą woda pociekła,
Biegną do ciebie odgłosy z piekła!
- Andzisiu!
- Mówię ci, że to nie Andziś!
- Przestań się wygłupiać, Andzisiu. Zawsze mnie
oszukiwałeś. Nic się tam nie zmieniłeś, w tej rurze.
Pełen niesukces. Ponieważ rzadko mi się to zdarza, wyszedłem z budynku i wszedłem do
restauracji, aby się pokrzepić. Usiadłem w pustej sali, tylko przy drzwiach jakiś facet jadł
własną rękę.
- Służę - powiedział jasnowłosy kelner w czarnej muszce. Jasnowłosi kelnerzy powinni nosić
złote
muszki, bo tylko bruneci w czarnych wyglądają dobrze.
- Poproszę Zupę Zmierci. Ale muszę panu powiedzieć, jak się ją przyrządza.
- Służę.
- No więc potrzebny jest kawał surowego mięsa
o nieznanej proweniencji. Nic trudnego. Trzeba to wygotować, po uprzednim dodaniu dużej
ilości szkielecików piskląt.
- Służę.
- To znaczy, że zrobicie mi państwo taką zupę?
- Służę.
- Czyli tak?
- Służę.
- Jak mam to rozumieć? Co to znaczy "służę"?
- Służę zwyrodniałym chuciom.
Jazda przez miasto tramwajem po kąpieli w Zupie Zmierci ma w sobie coś oszałamiającego.
Przedzierałem się przez tramwajową ludzką masę, a szmerek, który coraz bardziej narastał,
przeobraził się w grozny pomruk ludzi powolutku orientujących się, co właściwie im
zrobiłem, owiewając ich swoim aromatem. Byłbym zapewne doskonale obojętnym
świadkiem linczu na sobie samym. Ale zamiast linczu nastąpiła wielka cisza. Najwyrazniej
zdali sobie sprawę z tego, że ich los został już przypieczętowany i nawet brutalne
zamordowanie misiaczka nie mogło nic zmienić. Milczenie było jedyną właściwą reakcją.
Albo błaganie. Ale ponieważ nikt mnie nie błagał, wysiadłem na następnym przystanku.
Tam podszedł do mnie Najlepszy Kebab w Całym Berlinie. Zaciągnął mnie do wiaty
tramwajowej i zaczął mi mówić o nowych procedurach raportowania, jakie zaczęły
obowiązywać w naszej organizacji. Przy opisie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.