Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Słyszałem, że w Zgonie mieszkał też Igor Newerly - powiedział Piotr.
- A pewnie! - rybak uśmiechnął się na samo wspomnienie. Spomiędzy szczeciny
siwej, dawno niegolonej brody wyjrzały sczerniałe szczątki zębów.
- W Zgonie mieszkał głównie latem i jesienią. Sam sobie zrobił stół i podobno przy
nim pisał. Ja tam nie wiem, jak było, ale częściej to siedział z kolegami, co do niego
przyjeżdżali. Różni tu byli, jeden, chyba Niemiec, bo nazwisko miał Steinbeck. Był Karol
Małłek, to z naszych, i jeszcze inni.
Wypytywaliśmy rybaka o jakieś legendy o Prusach, ale nic nie wiedział na ten temat.
Kupiliśmy od niego dorodnego szczupaka, a on obiecał nam go oskrobać i zostawić w
ośrodku. Uwierzyliśmy mu na słowo.
Potem minęliśmy miejscowy bar, zabudowania, z których na każdym był napis
 Zimmer frei , co jawnie pokazywało, z czego ludzie latem żyją. Tuż za tablicą z nazwą
miejscowości skręciliśmy w lewo, w las, na drogę, której pierwszy odcinek był wyłożony
brukiem. Dalej idąc za znakami niebieskiego szlaku turystycznego doszliśmy do połączenia z
żółtym szlakiem. Na moment zeszliśmy w prawo nad jezioro z  pływającymi wyspami .
Oczywiście tylko przy silnym wietrze moglibyśmy zauważyć to  pływanie , bo tak normalnie
 wyspy są kępami swobodnie dryfującymi w bardzo wolnym tempie po wodzie. Wróciliśmy
na szlak i idąc ponad kilometr nagle przy wykrzykniku, z prawej strony, niżej niż poziom
leśnej drogi, dojrzeliśmy cel naszej wycieczki, czyli  Królewską Sosnę . Miała ona około 320
lat, pień o obwodzie 3,6 metra, wysokość 35 metrów i niestety uschła w 1973 roku.
- Tu gdzieś powinien być  Dąb nad Mukrem - powiedział Piotr, rozglądając się po
lesie. - Zwą go też dębem Karola Małłka.
- Szukaj, mamy cały las przed sobą - odpowiedziałem, bezradnie wyszukując wśród
drzew jakiegoś dębu.
- Z planu przy wejściu wynikało, że szlak rozwidla się do sosny i dębu - wyjaśniał
Piotr. - Chodzmy, może dalej jest ten dąb.
Maszerowaliśmy jeszcze kilometr, aż doszliśmy do polany w lesie nad brzegiem
jeziora Mokrego.
- Może przejdzmy wzdłuż brzegu - zaproponowałem.
- To dobry pomysł! - ucieszył się Piotr. - Podobno Karol Małłek przypływał pod ten
dąb łodzią.
Ruszyliśmy ścieżką, która szybko zniknęła w młodym zagajniku brzozowym,
rosnącym na podmokłym gruncie. Wkrótce jednak zaczęliśmy wspinać się na wzniesienie.
Wyglądało jak ściana głębokiego jaru. Po tym grzbiecie skierowaliśmy się do wyraznie
zarysowanego pagórka, który wyglądał jak stare grodzisko.
- Czemu tak zależy ci na odnalezieniu tego dębu? - zapytałem Piotra.
- Wiesz, że Mazurzy byli bardzo przesądni?
- Nie.
- Postanowiłem odnalezć ten dąb, pokłonić się w ten sposób Karolowi Małłkowi. Jeśli
mi się uda, potraktuję to jako dobrą wróżbę dla naszych poszukiwań.
- Oto twoje grodzisko - uśmiechnąłem się, gdy stanęliśmy na szczycie górki.
Piotr jednak już zbiegał wąską ścieżką nad brzeg jeziora. Rzeczywiście stał tam
ogromny dąb. Przyjaciel usiadł na trawie i zapatrzył się na jezioro. Nie byłem skłonny wierzyć
zabobonom i tylko przyglądałem się temu, co się wydarzy.
- Dziękuję, panie Karolu - Piotr skłonił się drzewu i wstał z ziemi. - Paweł, czy to nie
przeznaczenie, że dotarliśmy tu przez to  grodzisko ?
Obejrzeliśmy pomnik przyrody i wróciliśmy do Zgonu. Po drodze, na podwórzu jednej
z chałup, Piotr dostrzegł coś niezwykłego. Na drewnianym krześle siedział drewniany chłop.
Była to rzezba naturalnej wielkości, w normalnym ubraniu.
- Obejrzymy? - zapytał Piotr.
- Pewnie - zgodziłem się, bo głębiej w podwórzu dostrzegłem kolejne rzezby, głowy i
popiersia.
Podeszliśmy do drewnianego płotu i patrzyliśmy zafascynowani na ludzkie postaci
zastygłe podczas wykonywania zwykłych gospodarskich prac. Po podwórku kręcił się starszy
pan z maleńką siekierką w dłoni. Z wyglądu przypominał typ przedwojennego arystokraty, z
orlim nosem, mocnym spojrzeniem, ostrymi rysami twarzy i apaszką fantazyjnie zawiązaną na
szyi. Był średniego wzrostu, szczupły i poruszał się z pewnym dostojeństwem.
- Halo! - zawołał do niego Piotr. - Możemy wejść i obejrzeć rzezby? - poprosił.
Staruszek uśmiechnął się życzliwie i skinął głową.
- Tylko uwiążę psa! - odpowiedział.
Na moment zniknął nam z oczu, a potem wyszedł zza węgła drewnianej chaty i
podszedł, by nam otworzyć furtkę. Przed podaniem ręki wytarł ją o bok kombinezonu
roboczego.
- Jak apostołowie - powiedział z uśmiechem, gdy mu się przedstawiliśmy. Faktycznie,
nasze imiona mogły budzić takie skojarzenia. - Adam - podał nam swoje wizytówki, na
których było napisane, że jest artystą rzezbiarzem. - Zapraszam panów - mówił wprowadzając
nas na podwórko. - Panowie kajakiem po Krutyni?
- Zgadza się - przytaknęliśmy.
Ciekawi wszystkiego rozglądaliśmy się po rzezbach ludzi umieszczonych nawet w
najdalszych zakamarkach podwórka. Pod drzewem była galeria głów, dłoni leżących w
nieładzie i stojących jak żołnierze na zbiórce.
- Rzezbię twarze ludzi, które potem ozdabiam resztą - wyjaśniał. - Czasami, jak
potrzebuję dłoni, to dorobię. Tułów i nogi ubieram w stare ubrania, jakieś walonki. Wszystko
wypycham sianem i gotowe - z dumą pokazał na galerię kilkunastu ludzi.
Był tam chłop z taczką, mężczyzna siedzący na ławeczce z fajeczką w dłoni. W
południowym narożniku sadu na resztki słońca wystawiał twarz jakiś letnik w odzieniu rodem
z lat sześćdziesiątych. Zza  zazdrostek wyglądała ciekawa twarz wiejskiej baby w chuście. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.