Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

można wejść.
 Wejść?  wyszeptał Wodorost, wówczas jeszcze chłopiec.
 Co mógłbyś zrobić z zewnątrz?
Wodorost milczał długą chwilę. W końcu spytał:
 Jak?
 Tak.
Długie ręce uniosły się w szerokim geście inwokacji, którą Wodorost miał roz-
poznać pózniej jako jedno z wielkich zaklęć przemiany. Słyszał, że Ard wymawia
słowa zaklęcia  błędnie, jak każdy nauczyciel magii; w przeciwnym razie za-
klęcie by zadziałało. Wodorost umiał tak słuchać, by usłyszeć prawdziwe słowa
i je zapamiętać. Pod koniec w milczeniu powtórzył w myślach zaklęcie, szkicując
w pamięci dziwne, niezręczne gesty stanowiące jego część. Nagle znieruchomiał.
 Tego czaru nie da się zdjąć  powiedział ze zdziwieniem.
Skinienie głowy.
 Jest nieodwracalny.
Wodorost nie słyszał o żadnej przemianie, która nie byłaby odwracalna, o żad-
nym zaklęciu, którego nie da się odwołać, oprócz Słowa Uwolnienia, a je wyma-
wia się tylko raz.
 Ale kiedy. . . ?
 W razie potrzeby  brzmiała odpowiedz.
Wodorost wiedział, że nie ma po co pytać, Ard i tak niczego nie wyjaśni. Po-
trzeba użycia podobnego zaklęcia z pewnością nie zdarzała się często. Istniało
niewielkie prawdopodobieństwo, że będzie musiał kiedyś z niego skorzystać. Po-
zwolił, by straszliwe zaklęcie zatonęło w głębinach jego umysłu i ukryło się pod
warstwą tysiąca użytecznych, pięknych i mądrych czarów i uroków, wszystkich
praw i mądrości Roke, wiedzy zawartej w księgach, w dziedzictwie jego mistrza
 zaklęcie prymitywne, potworne, bezużyteczne. Sześćdziesiąt lat spoczywało
w mroku umysłu Wodorosta niczym kamień węgielny starego, zapomnianego do-
mu, ukryty w piwnicy dworu pełnego światła, skarbów i dzieci.
Deszcz przestał padać, lecz mgła nadal spowijała szczyt góry, a strzępy chmur
unosiły się między drzewami na zboczu. Wodorost nie był niestrudzonym piechu-
rem jak Milczek, który gdyby tylko mógł, całe życie by spędził na wędrówkach
po lasach góry Gont. Urodził się jednak w Re Albi i znał tutejsze drogi i ścież-
ki niczym własną kieszeń. Ruszył na skróty obok studni Rissi i przed południem
znalazł się na pastwisku Semere, płaskiej hali. Milę dalej w dole dostrzegł oświe-
tlone promieniami słońca budynki przycupnięte w objęciach wzgórza. Po jego
drugiej strome stadko owiec wędrowało powoli niczym cień białej chmury. Port
111
Gont i jego zatoka kryły się za pasmem stromych kanciastych wzgórz stojących
za miastem.
Wodorost jakiś czas chodził tu i tam po pastwisku. W końcu znalazł coś, co
uznał za Czarny Staw. Było to małe bajorko, zamulone i zarośnięte szuwarami.
Wiodła do niego niewyrazna, grząska ścieżka, na której dostrzegł tylko ślady ko-
zich racic. Woda była ciemna, choć na niebie lśniło jasne słońce, a staw leżał
daleko ponad torfowiskami. Wodorost podążył tropem kóz. Westchnął gniewnie,
gdy się poślizgnął i musiał szarpnąć się gwałtownie, by nie upaść. Na skraju wody
zastygł bez ruchu. Pochylił się, żeby rozetrzeć kostkę u nogi. Nasłuchiwał.
Wokół panowała absolutna cisza.
Nie słyszał wiatru, ptasich głosów, odległych ryków, muczenia, krzyków ludz-
kich. Zupełnie jakby cała wyspa umilkła. Nie bzyczała ani jedna mucha.
Spojrzał w ciemną wodę. Nie odbijała niczego.
Z wahaniem ruszył naprzód, bosy, z nogami odsłoniętymi po uda. Godzinę
wcześniej, gdy zaświeciło słońce, złożył płaszcz i schował do torby. Rozgarniał
szuwary. Miękkie błoto pełne splątanych korzeni przytrzymywało mu stopy. Wę-
drował powoli, nie czyniąc żadnego hałasu. Kręgi na wodzie wzbudzone jego kro-
kami były małe, niewyrazne. Długo szedł przez płyciznę. Wreszcie jego ostrożna
stopa nie wyczuła dna. Przystanął.
Woda zadrżała. Najpierw poczuł to na udach: falowanie, niczym łaskotanie
zwierzęcego futra; potem ujrzał: powierzchnia stawu się poruszyła. Nie były to
kręgi, które sam wzbudził  zdążyły już zniknąć  lecz zmarszczki, najpierw
słabe, potem wyrazniejsze. Dreszcz i znowu, jeszcze raz, jeszcze.
 Gdzie?  szepnął, a potem wymówił to słowo głośno w języku, który
rozumieją wszystkie rzeczy nie mające własnej mowy.
Cisza. Nagle z czarnej rozedrganej wody wyskoczyła białoszara ryba długości
jego dłoni. W skoku zawołała cicho, ale wyraznie, w tej samej mowie:
 Iaved!
Stary czarnoksiężnik stał bez ruchu. Przywołał w pamięci wszystkie znane so-
bie imiona z Gontu. Po chwili ujrzał w myślach miejsce zwane Iaved. Właśnie tam
rozchodziły się pasma skalne niedaleko Portu Gont. Było jak zawias, spinający
oba przylądki górujące nad miastem. Tutaj zaczynał się uskok. Trzęsienie ziemi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.