Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

teatralną. Oto pierwszy akt kończy się opuszczeniem przez
gości domu weselnego. Gdy kurtyna znów się podnosi, oka
zuje się, że od tamtego dnia minęły dwa tygodnie, wypadki
zaś, które zdarzyły się w tym czasie, są już tylko wspomnie
niem.
Niestety, nie było aż tak dobrze! Terazniejszość trwała
i każdy moment trzeba było wytrzymać, jak wytrzymuje się
ból. A czas płynął powoli.
Po posiłku małżonkowie przeszli do salonu, ogromnego
pomieszczenia, w którym niemal ginęli.
Mimo że nie planował dziś opuszczać domu, Gerard ubra
ny był w smoking, cokolwiek bowiem miało się wydarzyć,
dobrego czy złego, musiał stawić temu czoło w pełnym ryn
sztunku. Torry miała na sobie zwiewną muślinowa suknię
z na poły przezroczystym szalem wokół szyi. Lekko udrapo-
wany stanik sukni stwarzał wrażenie, że nie ma pod nim gor
setu, Gerard zaś, myśląc o tym, zgodnie ze swoją naturą czuł
się podniecony seksualnie.
Był biznesmenem, a nie miłośnikiem i znawcą literatury,
lecz jedna z jego angielskich kochanek wykazywała pewne
zamiłowania w tej dziedzinie. Otóż gdy raz ją rozbierał, po
wiedział jej, że lubi kobiety spowite w lekkie, miękkie
i zwiewne materiały, w odróżnieniu od zakutych w sztywne
blachy różnych aksamitów i brokatów, bo te ostatnie wyglą
dają niczym marmurowe postumenty, w których niewiele
życia, a sporo śmiertelnego chłodu. Wtedy kochanka od
wzajemniła mu się cytatem z dawno zmarłego poety:
Wiatr mym najlepszym sojusznikiem,
Bo gdy dotknie podmuchem jej stroju,
Zaprowadza w nim słodki nieład,
Co kieruje mą myśl ku kochaniu.
Mówiła dalej z głębokim przejęciem, a on niemal słyszał
teraz jej słowa. I ponieważ przechował je w pamięci, pod
szedł do siedzącej naprzeciwko żony i wyjąwszy jej z ręki
książkę, bo oddawała się właśnie lekturze, pocałował ją w
same usta. Najpierw jednak wyszeptał ku jej zaskoczeniu:
Gdy bieży ku mnie Julia o poranku,
Jej zwiewna suknia zda się parą wodną,
Która skrapla się w słońcu i ocieka rosą
Po ciele gibkim i pełnym powabu.
Mina Torry zdradzała przede wszystkim wielką niepew
ność, jakby nie potrafiła rozstrzygnąć w duszy, co ją zdumia
ło bardziej - jego obycie z poezją czy też fakt, że uznał za
stosowne zwrócić się do niej słowami poety.
- Jak widzisz, nie jestem do końca nieokrzesanym barba
rzyńcą, który potrafi tylko gromadzić złoto. Nie pytaj mnie
jednak, gdzie nabrałem tej literackiej ogłady.
- Ani myślę - rzekła pani Schuyler. - Nie wątpię w mą-
drość powiedzenia, że ciekawość to pierwszy stopień do
piekła. - Sięgnęła po książkę i znalazłszy właściwą stronę,
zabrała się do dalszej lektury. Zdawało się, że całkiem zapo
mniała o jego obecności.
Tego już było za wiele! Wściekły, ponownie wyrwał jej
książkę z rąk.
- Ani myślę tolerować takie zachowanie - rzekł, tłumiąc
gniew. - Ostatecznie to początek naszego miesiąca miodo
wego, co zresztą zdajesz się sugerować tą suknią...
Obserwowała go czujnie. Nie mogła odzyskać książki, nie
wstając, gdyż cisnął ją na stojącą o kilka kroków sofę. Zda
wało się jednak, że nic nie jest w stanie wyprowadzić jej
z równowagi. Siedziała sztywno, opanowana i spokojna.
Jakby ważyła coś w myślach. Wreszcie odezwała się:
- Nie zapominaj, co ustaliliśmy. Od tego wszystko zale
ży. - Wstała i ruszyła ku drzwiom.
Chwycił ją i odwrócił ku sobie.
- Patrz na mnie, pani Schuyler. Znalezliśmy się w pułap
ce zastawionej przez tego starego złośliwca. Czyżbyś na
prawdę chciała ciągnąć tę żałosną farsę, której symbolem jest
podpisana u ciebie w redakcji ugoda? Jesteśmy dorosłymi
ludzmi, którzy pragną siebie nawzajem. Podrzyjmy ten świs
tek papieru i chodzmy do łóżka, gdzie jako mąż i żona po
winniśmy już dawno się znajdować.
Ani myślał błagać ją o cokolwiek, lecz przetrwało w nim
dostatecznie dużo z dawnego niewinnego chłopca, by teraz
pragnął prawdziwej nocy poślubnej, owego dopełnienia zło
żonej przed kapłanem małżeńskiej przysięgi. Mógł być sobie
ckliwym błaznem, ale zamierzał poczekać na jej odpowiedz.
Jeżeli będzie to odpowiedz odmowna, wtedy wojna pomię-
dzy nimi będzie nieunikniona. I zamierzał tę wojnę wygrać.
Tak czy inaczej, ta kobieta musiała być jego w najpełniej
szym tego słowa znaczeniu.
Oczy, które dotąd nań patrzyły, skryły się za powiekami.
Mógłby przysiąc, że zanim się to stało, pojawiła się w nich
jasność przyzwolenia.
- Nie - odparła twardo. - Podpisałam dokument w wie
rze, że tak należy uczynić. Nie będę twoją partnerką w roz
puście.
- Na miłość boską, kobieto, jesteśmy małżeństwem - od
rzekł. - Mogę cię mieć w każdej chwili. Nikt nie podważy
mych praw.
- A więc gwałt? - spytała, unosząc brwi.
Czy tego marmuru nic nie zdoła skruszyć? - pomyślał.
Czy pod tą gładką powierzchnią bije jakieś serce? Istniała,
by sprawiać mężczyznom przyjemność, czyżby więc
w związku z tym zatraciła zdolność odczuwania? Nie wolno
mu było zapomnieć, z kim właściwie ma do czynienia.
- Oczekuję tylko tego samego, co tak chętnie dawałaś
Kapitanowi - wybuchnął.
Jej twarz przybrała dziwny wyraz. Mógłby przysiąc, że
Torry walczy w tej chwili z nagłą potrzebą śmiechu. Tylko
z czego tu się było śmiać? Chyba tylko z Gerarda Schuylera,
niepoprawnego głupca, który nagle postanowił zmądrzeć.
- Tak jest zawsze - powiedziała ze śladem melancholii
w glosie. - Myślałam, myślałam...
Przerwała, a ciało Gerarda, ten jego wróg i przyjaciel za
razem, napięło się i nabrzmiało w gotowości do ataku w mi
łosnym boju. Falbany jej sukni rozchyliły się i jego oczom
ukazała się cienista szczelina między wzgórkami piersi. Po-
trząsnął głową, jakby chciał się opędzić od prześladującej go
zmory. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.