Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obiecuję jak Boga kocham i niech oczy mi wypali, jeśli będzie inaczej, że będę z powrotem
przed dziewiątą trzydzieści, żywa, zdrowa i nie zgwałcona.
- Nic musisz mówić takich rzeczy - zaprotestowała babka.
- Przepraszam - Susan ułożyła włosy i skrzywiła się do siebie w lustrze. - Potrafię
zadbać o siebie. Nie jestem już dzieckiem.
- Gdybyś tylko wiedziała...
Babciu, mogę prowadzić samochód, już niedługo będę mogła głosować i wyjść za
mąż bez pozwolenia. Babka wyglądała na zrezygnowaną.
- No dobrze, idz. Twoja matka była taka sama. Jesteś dobrą dziewczyną, Susan, wiem
o tym. Nieporządną, jak wszyscy ciężko doświadczeni, lecz dobrą. Taką mam przynajmniej
nadzieję.
Zadzwonił telefon. Susan słyszała, jak dziadek odbiera go. Parokrotnie powtórzył
 tak, dobrze , po czym odłożył słuchawkę.
Kto to był? - spytała. Większość telefonów była do niej.
- Twoja przyjaciółka Daffy. Kazała ci powtórzyć, żebyś nie zapomniała zadzwonić do
niej. gdy wrócisz z kolacji, i opowiedzieć wszystko.
- Ha! Czy ona sądzi, że mogłabym tego nie zrobić? Babka podeszła bliżej i
przyglądała się, jak Susan ostatnimi muśnięciami szminki kończy malować usta.
- Zamierzasz pozować do zdjęcia w  Tribune ? - zainteresowała się.
W tym samym czasie Gil od prawie godziny miotał się po swej sypialni, goląc się,
czesząc i nie mogąc się zdecydować, czy wybrać strój elegancki i stonowany, czy może raczej
upodobnić się do Rambo. Ubierał się i rozbierał czterokrotnie, za każdym razem popadając w
coraz gorszy nastrój, aż w końcu poprzestał na gołębioszarych, bawełnianych spodniach,
białej koszuli z krótkim rękawem i ciemnoszarej marynarce włoskiego kroju. Gdy spryskiwał
się wodą kolońską Signoricci, kropla wpadła mu przypadkiem w lewe oko, tak że schodząc
po schodach, przyciskał do twarzy złożoną chusteczkę.
- Już płaczesz - dokuczał mu ojciec. - A nie powiedziałeś jej jeszcze  cześć , nie
mówiąc o pożegnaniu.
Fay uciszyła go i zwróciła się do syna:
- Co zrobiłeś?
- To po goleniu - Gil zamrugał energicznie. - Naszło krwią?
- Krwią? Wyglądasz jak nastoletni syn Draculi - zaśmiał się Phil Miller.
- Nie, wcale nie wygląda! - uspokoiła syna Fay. - Twoje oko tylko trochę łzawi i tyle.
Przemyłeś je zimną wodą?
- Już w porządku. - Gil machnął jej na do widzenia. - Przeżyję to.
- Zostawię dla ciebie otwarte drzwi - zaproponował Phil.
Przeszli razem przez mroczny sklep. Phil objął syna ramieniem.
- Baw się dobrze. Tylko wiesz, jakby co..., to nie za pomnij o środkach ostrożności.
- Dobrze, tato.
Phil otworzył górny i dolny zamek drzwi, wypuszczając syna na ulicę. Postał chwilę
na chodniku z rękami na biodrach, wdychając mgłę.
- Uważaj, gdy będziesz prowadził, dobrze? Mgła zdaje się gęstnieć.
Tak, tato.
- I nie prowadz po pijaku, rozumiesz? Jeśli wypijesz o parę piw za dużo, to poproś
kogoś, by odwiózł cię do domu albo zadzwoń po mnie. Wolę, żebyś to ty mnie obudził,
mówiąc, że nie możesz prowadzić, niż żeby obudziły mnie gliny informując, że nie żyjesz.
- Rozumiem, tato.
Gil potruchtał przez ulicę na parking, do swego mustanga. Odrzucił kawał
niebieskiego brezentu, którym zwykł zakrywać siedzenia i wskoczył do środka. Zapalił silnik,
włączył światła i długim, śliskim zjazdem wytoczył się z wysypanego żużlem parkingu.
Nacisnął dwutonowy klakson, pomachał ojcu i zniknął we mgle jadąc do Del Mar.
Phil patrzył za nim. Potrząsnął głową. Dzieciaki. Dobrze przynajmniej, że Gil nie był
tak zwariowany jak niektórzy z tych chłopaków kręcących się po plaży. Gotowi byli uprawiać
surfing na haju i jezdzić motocyklami nie tylko po drodze, ale i na przełaj przez piach, nawet
jeśli opalały się tam akurat ich rodziny. Niektórzy z nich potrafili gnać przez całe Camino del
Mar, przejeżdżając wszystkie znaki stopu od Jimmy Durante Boulevard do Carmel Yalley
Road. W zeszłym roku pięciu z nich zginęło w czołowych zderzeniach.
Phil wrócił do sklepu, zamknął drzwi i zablokował je.
W tym samym czasie Henry szedł przez Camino del Mar w kierunku restauracji. Miał
na sobie czarną marynarkę z wąskimi klapami oraz szary sweter z golfem. Wyglądał w nim
starzej i bardziej ponuro niż w czymkolwiek innym. W głowie mu łupało, język, niczym
obrośnięty sierścią perski kot, leżał bezwładnie zwinięty w ustach. Pod pachą dzwigał
pozbawiony grzbietu  Bunt mas Ortegi y Gasseta i egzemplarz własnego pamfletu: ,,Zło
konieczne''.
Popołudniowe halucynacje mocno nim wstrząsnęły, niezależnie od niezachwianego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.