Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

co rok powinniśmy sobie robić taką przyjemność.
- Bardzo się cieszę - odparła Alexandra z uprzejmym uśmiechem. Uścisnęła
dłonie pozostałych Armstrongów zastanawiając się, czy powinna im
przedstawić Geralda. Zdecydowała, że jednak tego nie zrobi i zwróciła się do
Larry'ego. - Zostają państwo w mieście, czy też mamy odwiezć państwa na
lotnisko?
- Zatrzymamy się tu jeszcze przez dwa dni - odpowiedział Larry - a z
transportem na lotnisko nie będzie kłopotu. Należy to do obsługi hotelowej.
Przed odlotem chcielibyśmy wypić z wami pożegnalnego drinka. Czy
moglibyśmy się spotkać jutro w okolicach czwartej w holu hotelowym?
- Tak, chętnie - uśmiechnęła się Alexandra. - Zatem do zobaczenia jutro,
Larry.
Gdy goście oddalili się, Gerald schwycił ją za ramię. - Co to byli za ludzie?
Nie wspominałaś mi wcale, że miałaś jakieś towarzystwo.
- To państwo Armstrongowie, Geraldzie. Wyjaśnię ci wszystko pózniej, ale
teraz muszę...
- A to kto znowu? - przerwał jej wrogim głosem. Wiedziała już, że zobaczył
Reda.
- Mam jeszcze tyle roboty - powiedziała do Geralda. - Czy nie moglibyśmy
spotkać się pózniej?
- A dlaczego nie mielibyśmy porozmawiać od razu? - Gerald wyczuł jakieś
niebezpieczeństwo ze strony tego przystojniaka krzątającego się na pokładzie
 Neptuna".
- Zrozumże wreszcie, że muszę dokończyć to, co zaczęłam! - powiedziała
Alexandra podniesionym głosem. - Idz teraz do do hotelu, a ja pojawię się tam
za, powiedzmy, godzinę.
RS
51
Gerald zacisnął wargi. Kiwnął głową na znak zgody, chociaż nic nie szło po
jego myśli. - No, dobrze... tylko się nie spóznij.
- Będę na pewno, Geraldzie - uspokoiła go - idz już wreszcie. Gdy zniknął z
pola widzenia, Red ukazał się na rufie jachtu.
- A więc to był ten księgowy, jak mu tam, Gerald?
- Adwokat - poprawiła go Alexandra.
- W każdym razie mężczyzna twoich marzeń.
- Red...
- Facet, w którym jesteś zakochana po uszy, prawda?
- Red, posłuchaj...
Skrzywił się z niechęcią. - Z jaką namiętnością tuliłaś się do niego i
całowałaś jego usta!
Alexandra umilkła. Scena, której był świadkiem, raczej go rozbawiła, niż
zdenerwowała.
- Niezależnie od tego, czy go kochasz, czy nie, możesz być pewna jego
miłości. On cię kocha, Sandro, znam się na tym.
- A co ty możesz wiedzieć?
- Miał wypisaną na twarzy całą głębię uczucia do ciebie.
A co to cię obchodzi, chciała spytać, ale wolała nie zaczynać kłótni.
Oczywiście, że Gerald ją kochał. Po cóż leciałby za nią na Wyspy Bahama?
Alexandra spojrzała uważnie na Reda szukając w jego oczach zazdrości.
Zobaczyła w nich tylko szyderstwo.
- Muszę już iść, Red - odezwała się zmienionym głosem. Nie udało jej się
przytłumić tego bólu, który przewiercał ją na wylot.
- Ja też - odrzekł Red. - Na jachcie zostawiłem porządek. Gdyby coś było nie
tak - wiesz, gdzie mnie znalezć.
Patrzył na nią przez chwilę niezdecydowanie. Potem przeskoczył reling i
poszedł w stronę miasta.
Godzinę pózniej Alexandra weszła do hotelu Eleuthera Royal. Miała na
sobie kolorową, lekką sukienkę w drobny wzorek. Przewiewne sandały na
obcasach i torebka z rafii dopełniały stroju.
Royal był jednym z niewielu hoteli w okolicy, a jego styl wbrew nazwie nie
był królewski. Alexandra określiłaby go raczej jako rustykalny. Rozglądała się
teraz po skromnie wyposażonym holu. Gerald spostrzegł ją pierwszy i już ku
niej szedł. Zdążył się też przebrać. Miał teraz na sobie cienkie brązowe spodnie
i zieloną koszulę z krótkim rękawem.
- Alexandro! - zawołał na cały głos. I choć to zupełnie nie było w jego stylu,
objął ją publicznie i pocałował w usta.
RS
52
Wyrwała mu się szybko. Zaproponowała, żeby przeszli do baru hotelowego,
żeby nie wzbudzać niepotrzebnie zainteresowania innych gości hotelowych.
Usiedli przy małym stoliku. Alexandra mięła nerwowo serwetkę czekając, aż
kelner przyniesie herbatę. Milczała, natomiast Gerald mówił bez przerwy.
Musiał być zdenerwowany, bo nigdy się tak nie zachowywał. Opowiadał jej o
pracy w biurze adwokackim, o pogodzie w Kalifornii, zbyt chłodnej, jak na tę
porę roku i o wszystkim, co robił w czasie jej nieobecności.
- Wydaje mi się, jakbyś wyjechała nie sześć tygodni temu, a przed sześcioma
laty. Udało ci się uregulować wszystkie sprawy?
Alexandra nakreśliła mu krótko obraz trudności, jaki wyłonił się po
przybyciu na wyspę. Okazało się, że jej ojciec przekroczył stan konta w banku.
Musiała więc odbyć rejs z Armstrongami, żeby spłacić długi hipoteczne.
Opowiedziała Gerałdowi o swych klientach i przy okazji wspomniała
mimochodem o Redzie. Zaznaczyła, że wybrała go na kapitana tylko dlatego,
że kiedyś pracował u jej ojca. Unikała jednak wzroku Geralda.
- Red? - spytał Gerald. - Czy to jest ten facet w kapitańskiej czapce, który
patrzył na nas z zazdrością z jachtu?
Alexandra poczuła, że jej dłonie wilgotnieją. - Nie wygłupiaj się, Gerald!
Gerald położył ręce na dłoniach Alexandry. - Nie mogę mieć mu za złe, że
jest o mnie zazdrosny. A kto by nie był?
- Puściłeś wodze fantazji, Geraldzie - odparła poirytowana. Najchętniej
rozmawiałaby nadal o pogodzie, być może nawet o polityce, byle nie o Redzie.
- Znamy się już prawie od dwóch lat, Alexandro - zaczął znowu Gerald. -
Nadeszła już chyba pora, żeby postanowić, co dalej. Oświadczyłem ci się
jeszcze przed twoim wyjazdem na wyspy, a teraz po czterdziestu pięciu dniach
rozłąki...
Spojrzała na niego zaskoczona. Naprawdę liczył każdy dzień od jej
wyjazdu? To już tak dawno wyjechała z Kalifornii? W jednym miał rację -
znali się na tyle długo, że powinni zdawać sobie sprawę ze stanu swoich uczuć.
Niestety, Alexandra nie wiedziała, co czuje teraz do Geralda.
- Myślę, że powinniśmy się pobrać - oświadczył uroczyście. Przymknęła
oczy na chwilę. %7łądał od niej podjęcia decyzji akurat wtedy, kiedy była tak
rozchwiana psychicznie.
- Oczywiście, masz rację, Geraldzie - zaczęła ostrożnie - że powinniśmy już
wiedzieć, co do siebie czujemy. Dwa lata są wystarczającym okresem
próbnym. Tylko widzisz... Mój ojciec zmarł i muszę. załatwić całe mnóstwo
spraw.
- Myślałem, że masz to już z głowy.
RS
53
- Częściowo tak, ale jeszcze dużo przede mną. Nie miałam czasu, żeby się
zastanowić nad nami i nad naszą przyszłością.
- Ale przecież to był powód naszego chwilowego rozstania! - zawołał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.