Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Zdawało mi się, że to był wąż.
 A mnie się zdaje, że to trzmiel  odparował Sam, patrząc na rozgniecionego
owada.  W każdym razie to był trzmiel.
Coleman również spojrzał na kamień i zaczerwienił się aż po korzonki włosów.
 Wyjątkowo wielki, prawda?  wyjąkał.
Sam nic nie odpowiedział. Coleman odkaszlnął.
 Hm, Sam, dziękuję za pomoc, ale teraz już wszystko w porządku, więc chyba
ruszymy dalej.  Podszedł do konia i ostrożnie wspiął się na siodło.  Jeśli możesz,
pokaż mi tylko, którędy jechać do wylotu kanionu.
Sam podszedł do swoich koni. Ujął wodze drobnokościstego siwka, który
niecierpliwie rzucając łbem, grzebał kopytem w ziemi, i podprowadził go do
Colemana.
 Ten koń zna drogę na moje ranczo  powiedział, rzucając przewodnikowi
wodze.  Trzymaj się mocno i nie wypadnij z siodła.
Coleman zmarszczył czoło.
PDF stworzony przez wersjÄ™ demonstracyjnÄ… pdfFactory www.pdffactory.pl/
 Nie rozumiem, o czym mówisz, przyjacielu. Panienka i ja nie wracamy na
ranczo.
 Masz rację tylko w pięćdziesięciu procentach  rzekł Sam, dotykając skraju
kapelusza.  Ta  panienka , która, tak się składa, jest moją żoną, zostanie tu ze mną.
Gwizdnął przenikliwie i klepnął konia po zadzie. Siwek z rozwianą grzywą rzucił
siÄ™ do przodu.
 A ty nie  dokończył Sam z szerokim uśmiechem. Oczy Colemana rozszerzyły
się ze strachu, gdy Sam klepnął po zadzie również i karego ogiera. Koń ruszył z
kopyta. Coleman ze wszystkich sił trzymał się grzywy, a jego wrzask odbijał się
echem od koron sosen. Koń Faith pobiegł za nimi jako trzeci.
 I nie jestem twoim przyjacielem  zawołał Sam na koniec.
Faith z niedowierzaniem patrzyła na trzy znikające za drzewami sylwetki. Sam
podszedł do niej, prowadząc pozostałe dwa konie, dereszowatą klacz i solidnego
siwego ogiera.
 To było okropne.  Spojrzała na niego.  Zachowałeś się bardzo bezwzględnie.
 Podle i bez serca  zgodził się Sam.
Upuściła plecak i przymykając oczy, opadła na ziemię. Sam rzucił się w jej
stronę. Ukląkł obok niej i objął ją ramionami. Z niezmierną ulgą przycisnęła twarz do
jego piersi.
 Faith  rzekł Sam szorstkim od emocji głosem  kochanie, czy coś ci się stało?
Musiała się roześmiać.
 Dzięki  powiedziała, obejmując go w pasie.  Dzięki, dzięki.
 Nie jesteś na mnie wściekła?  zapytał Sam ze zdumieniem.
 Wściekła?  śmiała się Faith.  Zawdzięczam ci życie! Uratowałeś mnie od tego
nadętego manekina!
Potrząsnął głową i również się zaśmiał.
 Dlaczego przyjechałeś za nami?  zapytała Faith, niechętnie odsuwając się od
niego.
 Zapytałem o pana Brickera mojego przyjaciela, który pracuje w biurze
turystycznym w Midland. Okazało się, że szwagier tego faceta jest właścicielem
agencji, która go zarekomendowała, a jego kwalifikacje przewodnika pozostawiają
nieco do życzenia.
 Wiem coś o tym  odrzekła Faith z ironią.
 Jak to, Faith  zdziwił się Sam, poprawiając kapelusz  naprawdę przyznajesz,
PDF stworzony przez wersjÄ™ demonstracyjnÄ… pdfFactory www.pdffactory.pl/
że popełniłaś błąd?
 Ostrzegałeś mnie, żebym nie wybierała się w góry z nieodpowiednim
człowiekiem.  Spojrzała mu w oczy i dotknęła jego ramienia.  To ty jesteś
właściwym człowiekiem, Sam. Dobrze o tym wiesz. Proszę, zabierz mnie do kanionu.
ZaklÄ…Å‚ cicho i zdjÄ…Å‚ kapelusz.
 Kobieto  potrząsnął głową  ty mnie wpędzisz do grobu.
Przez chwilę wpatrywał się w nią w milczeniu.
 Bierz plecak i wsiadaj na klacz  rzekł nagle, wstając.  Musimy już ruszać, bo
inaczej nie zdążymy dotrzeć do kanionu przed zmrokiem.
 A zapasy?  zapytała Faith, wstając.  Coleman miał wszystko w swoim
plecaku.
 Mam to, czego będziemy potrzebować.
 Ale jak to... dlaczego?  jąkała się Faith, wspinając się na siodło.  Przecież...
Uśmiechnął się do niej szeroko i ścisnął konia piętami. Ogier ruszył w kierunku
przeciwnym do tego, w którym zmierzali z Colemanem.
Faith patrzyła za nim z szeroko otwartymi ustami. A więc Sam od początku miał
zamiar z nią pojechać! Nie musiała go o to prosić ani przyznawać się do błędu.
Jęknęła w duchu i ruszyła jego śladem.
PDF stworzony przez wersjÄ™ demonstracyjnÄ… pdfFactory www.pdffactory.pl/
ROZDZIAA SZÓSTY
Słońce było już nisko na niebie, gdy dotarli do kanionu. Blade promienie odbijały
się od wysokich skalnych ścian, ptaki świergotały, wieczorny wietrzyk niósł zapach
dzikiej mięty. Kanion wyglądał jak z pocztówki. Po niedawnych deszczach liście
wciąż były zielone, lecz Sam wiedział, że za kilka tygodni słońce wypali wszystko do
gołej skały. Kwiaty zwiędną, a krzewy zbrązowieją.
Przez cały dzień musieli utrzymywać szybkie tempo jazdy, żeby zdążyć przed
zmrokiem. Zatrzymali się kilka razy, by odpocząć i napoić konie, zaraz jednak ruszali
dalej. Dopiero tutaj drzewa i skalne ściany dawały wystarczające schronienie, by
rozbić biwak.
Sam miał jeszcze jeden powód do pośpiechu. Musiał jakoś rozładować napięcie,
które gromadziło się w nim od chwili, gdy rankiem ujrzał, jak Faith odjeżdża z tym
idiotą. Przez cały czas, gdy pakował rzeczy na wyprawę nad Willoby s Creek,
powtarzał sobie, że Faith może robić, co chce, on zaś powinien zająć się swoimi
sprawami. Siodłając konia nadal powtarzał sobie, że to wszystko go nie dotyczy, ale
tak się jakoś stało, że wbrew sobie osiodłał jeszcze dwa wierzchowce i zamiast nad
strumień, ruszył w stronę gór.
Obejrzał się z westchnieniem. Faith siedziała w siodle przygarbiona, wyraznie
wyczerpana, ale gdy zauważyła jego wzrok, natychmiast się wyprostowała.
 Zatrzymamy się tutaj.  Sam wskazał na kępę dębów i gdy wjechali w ich cień,
zsunął się z konia.  Pomóc ci?  zapytał, widząc, że Faith nie rusza się.
 Nie, dziękuję. Tylko... chcę się przez chwilę porozglądać  Pewnie nie możesz
niczym poruszyć?  uśmiechnął się.
 Nawet małym palcem u nogi  odrzekła.
Sam z trudem zachowywał powagę. Podszedł bliżej i zsadził ją z konia.
 Możesz mnie już puścić  powiedziała, gdy jej stopy dotknęły ziemi.
 Jesteś pewna, że tego chcesz?
 Oczywiście.
Wzruszył ramionami i puścił ją, ale Faith zachwiała się i z jękiem znów
wyciągnęła do niego ręce.
 No dobrze  mruknęła.  Poczekaj chwilę. Dawno nie jezdziłam konno i trochę
zardzewiałam.
PDF stworzony przez wersjÄ™ demonstracyjnÄ… pdfFactory www.pdffactory.pl/
 Bardzo dobrze radziłaś sobie rano z tą kasztanką  uśmiechnął się Sam. 
Mniej doświadczony jezdziec wypadłby z siodła.
 To ma być komplement?  zapytała chłodno, ale w jej oczach zalśniła radość. 
Obydwoje wiemy, że gdyby nie ty, razem z panem Brickerem kuśtykałabym w tej
chwili w stronę rancza. Pod warunkiem, że mojemu ekspertowi udałoby się tam trafić.
 Rozpalę ognisko  powiedział Sam, wypuszczając Faith z objęć.  Dasz sobie
radę z końmi?
 Tak jest, kapitanie.  Faith zasalutowała.  Już się biorę do roboty.
Zanim oporządziła konie i rozpakowała plecaki, w powietrzu rozniósł się dym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.