Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się szesnastoletniej uczennicy? No, tak naprawdę. Nie miał przecie\ pojęcia o tym, \e jestem
mediatorką, rozmawiałam z jedną z jego ofiar i dowiedziałam się o jego sprawkach.
No, mniej więcej.
A jednak, mimo wszystko, udało mi się zasnąć. Zniło mi się, \e Kelly Prescott
usłyszała o tym, \e byliśmy z Tadem w Coffee Clutch i \e z zemsty zagroziła zawetowaniem
decyzji o nieurządzaniu wiosennych tańców, kiedy obudziło mnie głuche stuknięcie.
Podniosłam głowę, zerkając w stronę ławy pod oknem.
Szatan wrócił. I miał towarzystwo.
Obok Szatana siedział Jesse. Ku mojemu najwy\szemu zdumieniu kot pozwalał się
głaskać. Głupie kocisko, które usiłowało mnie ugryzć za ka\dym razem, kiedy tylko się
zbli\yłam, pozwalało duchowi, swojemu naturalnemu wrogowi, głaskać się ze wszystkich
stron.
Ponadto wydawał się wyraznie z tego zadowolony. Mruczał tak głośno, ze słyszałam
go w drugim końcu pokoju.
- Oho - powiedziałam, opierając się na łokciach. - Niewiarygodne, a jednak
prawdziwe.
Jesse uśmiechnął się szeroko.
- Chyba mnie lubi - stwierdził.
- Tylko się zanadto nie przywiązuj. On nie mo\e tutaj zostać.
Mogłabym przysiąc, \e na twarzy Jesse'a odmalowała się rozpacz.
- Dlaczego nie?
- Choćby dlatego, \e Przyćmiony jest alergikiem - oznajmiłam. - Poza tym nie
pytałam nikogo, czy mogę trzymać tu kota.
- To jest teraz twój dom, tak samo jak twoich braci - zauwa\ył Jesse, wzruszając
ramionami.
- Braci przyrodnich - sprostowałam. Zastanowiłam się nad tym, co powiedział i po
chwili dodałam:
- A ja chyba nadal czuję się tutaj bardziej jak gość ni\ mieszkaniec.
- Poczekaj sto lat, czy coś koło tego. - Uśmiechnął się jeszcze radośniej. -
Przyzwyczaisz się.
- Bardzo śmieszne. Poza tym ten kot mnie nienawidzi.
- Jestem pewien, \e cię nie nienawidzi - sprzeciwił się Jesse.
- Owszem, tak. Za ka\dym razem, kiedy do niego podchodzę, próbuje mnie ugryzć.
- On cię po prostu nie zna. Przedstawię cię. - Podniósł kota i skierował go pyskiem w
moją stronę. - Kocie, to jest Susannah. Susannah, poznaj kota.
- Szatan - powiedziałam.
- Słucham?
- Szatan. Ten kot ma na imię Szatan.
Jesse postawił kota, patrząc na niego z przera\eniem.
- To okropne imię dla kota.
- Owszem - zgodziłam się i dodałam całkowicie obojętnym tonem: - A więc, podobno
poznałeś ojca Dominika.
Jesse spojrzał na mnie beznamiętnie.
- Dlaczego mu o mnie nie powiedziałaś, Susannah?
Przełknęłam ślinę. Co to jest, chłopców uczą tego spojrzenia pełnego wyrzutu zaraz po
urodzeniu, czy co? Wygląda na to, \e mają to w małym palcu. Z wyjątkiem Przyćmionego.
- Posłuchaj, chciałam mu powiedzieć, tylko \e wiedziałam, \e on zle to przyjmie. Jest
księdzem. Podejrzewałam, \e nie będzie zachwycony, kiedy usłyszy, \e u mnie w pokoju
mieszka chłopak, nawet jeśli to jest nie\ywy chłopak. - Starałam się okazać, jak bardzo jestem
zmartwiona. - Więc, eee, zdaje się, \e nie zaprzyjazniliście się specjalnie?
- Mając do wyboru twojego ojca i księdza - odparł Jesse cierpko - wybrałbym bez
wahania twojego ojca.
- Có\... Nie martw się. Jutro opowiem ojcu Dominikowi, ile razy uratowałeś mi \ycie i
będzie się musiał jakoś z tym pogodzić.
Widać było, \e nie wierzy w mo\liwość tak prostego załatwienia tej sprawy, jeśli
uznać jego skrzywioną minę za oznakę tego, co myśli. Najsmutniejsze, \e miał rację. Ojca
Dominika nie da się tak łatwo ułagodzić i oboje doskonale o tym wiedzieliśmy.
- Posłuchaj. - Odrzuciłam pościel i wstałam z łó\ka, człapiąc w stronę ławy pod
oknem w bokserkach i koszulce. - Przykro mi. Naprawdę mi przykro, Jesse. Powinnam była
wcześniej mu o tym powiedzieć i przedstawić was sobie. To moja wina.
- To nie twoja wina - powiedział Jesse.
- Owszem, tak. - Usiadłam obok niego, tak \e Jesse znalazł się pomiędzy mną a
kotem. - To jest, mo\esz sobie być nie\ywy, ale ja nie mam najmniejszego prawa traktować
cię tak, jakbyś był. To po prostu niegrzeczne. Mo\e moglibyśmy we trójkę, ty, ja i ojciec
Dominik usiąść spokojnie, zjeść lunch, czy coś, i wtedy przekonałby się, jaki jesteś miły.
Jesse spojrzał na mnie, jakbym uciekła z zakładu zamkniętego.
- Susannah, ja nie jem, zapomniałaś?
- Och, no tak, wyleciało mi z głowy.
Szatan trącił Jesse'a głową w ramię. Jesse podniósł rękę i zaczął drapać go za uszami.
Czułam się okropnie. Pomyśleć tylko: siedział w tym domu przez sto pięćdziesiąt lat, zanim
się wprowadziłam, nie mając do kogo ust otworzyć.
- Jesse, gdyby był jakiś sposób, \eby cię przywrócić do \ycia, zrobiłabym to -
wypaliłam.
Uśmiechnął się, ale do kota, nie do mnie.
- Naprawdę?
- W jednej chwili - potwierdziłam, a potem c ciągnęłam, nie przejmując się ju\
niczym:
- Tylko \e gdybyś nie był martwy, prawdopodobnie nie chciałbyś mieć ze mną do
czynienia.
To zmusiło go do spojrzenia na mnie.
- Oczywiście, \e chciałbym - powiedział.
- Nie. - Przyglądałam się w świetle księ\yca moim nagim kolanom. - Nie chciałbyś.
Gdybyś nie był martwy, byłbyś w college'u, czy gdzieś i chodziłbyś z dziewczynami z colle-
ge'u, a nie z nudnymi dziewczynami ze szkoły średniej, takimi jak ja.
Jesse na to:
- Nie jesteś nudna.
- Och, tak, jestem - zapewniłam go. - Od tak dawna nie \yjesz, \e straciłeś orientację.
- Susannah, nie straciłem, jasne? Wzruszyłam ramionami.
- Nie musisz się starać, \ebym się lepiej czuła. Pogodziłam się z tym. Są rzeczy,
których po prostu nie da się zmienić.
- Jak tego, ze jest się martwym - mruknął.
To całkiem zepsuło nastrój. Wpadłam w głębokie przygnębienie, poniewa\ Jesse był
martwy, a mimo to Szatan wyraznie lubił go bardziej ode mnie i z powodu mnóstwa innych
rzeczy. Nagle Jesse niespodziewanie wyciągnął rękę i wziął mnie pod brodę, prawie
dokładnie tak samo jak Tad tamtej nocy, odwracając moją twarz ku swojej.
Zwiat stał się nagle bardziej kolorowy.
Zamiast zemdleć, podniosłam na niego wzrok. Zwiatło księ\yca, przenikające do
pokoju przez wykuszowe okna, odbijało się w miękkich ciemnych oczach Jesse'a, czułam
ciepło promieniujące z jego palców.
Wtedy właśnie uświadomiłam sobie, \e bez względu na to, jak usilnie starałam się w
nim nie zakochać, nie stanęłam na wysokości zadania. Mo\na się było tego domyślić, sądząc
po tym, jak mocno zaczęło bić moje serce, kiedy mnie dotknął. Nie zachowywało się tak,
kiedy Tad dotknął mnie w dokładnie taki sam sposób.
Dlatego te\ natychmiast zaczęłam się martwić, \e wybrał akurat ten moment, środek
nocy, \eby mnie pocałować, kiedy ju\ upłynęło parę godzin od kiedy umyłam zęby i pewnie
nie za pięknie pachnie mi z buzi. Czy mogę być w takiej sytuacji pociągająca?
Nie dowiedziałam się jednak nigdy, czy Jesse zniechęciłby się do mnie z powodu
brzydkiego zapachu z ust - ani te\, czy rzeczywiście chciał mnie pocałować - bo w tej samej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.