Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Który księżyc?
- Ten mały niebieski. Ten, który wschodzi po zachodzie zielonego.
- Kapuję - powiedział Bill. I odszedł, by zjeść swe ostatnie, miał nadzieję, mięso z rusztu na Royo.
Gdy wzeszedł mały niebieski księżyc, Bill stawił się w wyznaczonym miejscu w zagajniku, skąd
wąska, lecz wyraznie rysująca się ścieżka prowadziła do miejsca, gdzie spoczywała "Inicjatywa".
- Masz worek? - spytał Splock.
- Jest tutaj. Bill podniósł ciężki worek i potrząsnął. Poruszyło się w nim coś dużego, bezkształtnego
i miękkiego. To coś nie wydało żadnego dzwięku.
- Chodzmy - powiedział Splock.
Poszli do statku. Spoczywał na swojej podstawie otoczony lekką mgiełką elektroluminescencji.
Splock wyjął z ładownicy u pasa pstrykacz zgzekutywny i pstryknął trzy razy. Ekrany energetyczne
poszły w dół. Pstryknął jeszcze dwa razy. Luk otworzył się. Kolejny pstryk uruchomił eskalator,
który miał zabrać ich do wnętrza.
- Chodzmy - powiedział Splock.
Cała załoga "Inicjatywy" zebrała się w głównej sali rekreacyjnej, oglądając stary, antyczny film i
śmiejąc się głośno z obsady złożonej z motylożernych małp udających, że piją herbatę. Załoga
poczęstowała się poprzednio darmowym, nie uzależniającym narkotykiem rozsyłanym wraz z
taśmami przez dystrybutora filmu. Była to guma do żucia bogata w congoleum 23, środek
chemiczny obecny w mleku szympansów, który powoduje, że szympansiątka zaczynają wierzyć, iż
błazny-szympansy są śmieszne. Załoga nie lubiła przyjmowania wszelkich narkotyków i nawet sól
uważano za podejrzaną, ale trzeba było coś robić, by złagodzić oczekiwanie na gotowych
stanowiskach bojowych na pokojowej planecie, na którą nie było wolno im patrzeć przez
polaryzowane iluminatory - nie wiedzieć czemu spryciarz Splock zabrał ze sobą mały polaryzator:
bez niego nie można było nic zobaczyć z wyjątkiem rodzaju szarości z jasnymi plamkami.
- O rany, Splock - powiedział Larry la Rue, nowy wybijający się młodzieniec, starający się o
stanowisko radiooperatora. - Gdzie jest kapitan Dirk, hę?
- Nasz kapitan ma mały kłopot - powiedział Splock - grozi mu niebezpieczeństwo, choć on sam o
tym nie wie. Zamierzam go odbić.
- O rany, to cudownie - powiedziała Linda Xeux, nowa kambodżańska seksbomba, która ubiegała
się o stanowisko głównego oficera medycznego.
- Proszę opowiedzieć nam coś więcej o naszym drogim kapitanie, to naprawdę cudownie, że
możemy mieć okazję do jakiegoś działania, zamiast wystawać tutaj cały czas w naszych
jednoczęściowych, elastycznych kombinezonach. Nie żebym się skarżyła, proszę pana.
- Najpierw musicie zrobić jedną rzecz - powiedział Splock. - Być może zauważyliście, że obok
mnie stoi wysoki, młody człowiek trzymający płócienny worek, który wypożyczyłem mu z naszych
magazynów.
Załoga grzecznie pozdrowiła Billa, ponieważ - choć na to raczej nie wyglądał - mógł być kimś
ważnym.
- Bill przejdzie między wami ze swym płóciennym workiem - powiedział Splock. - Każdy z was
sięgnie i wyjmie garść tego, co jest w środku. Wystarczy mała garść. Cel tego wszystkiego stanie
się dla was natychmiast oczywisty. Zaczynaj, Bill.
Bill podszedł najpierw do Xeux. Sięgnęła do worka i wydała ciche westchnienie. Popatrzyła
pytająco na Splocka.
- Czy mogę mówić szczerze? - zapytała.
- Nie - powiedział Splock. - Nie ma czasu, po prostu zrób to, Xeux. Wszystko będzie dobrze. -
Lawendowe oczy pięknej dziewczyny o euroazjatyckiej urodzie zatrzepotały. Przygryzła małą
dolną wargę i sięgnęła do worka. Z cichym westchnieniem wyciągnęła pełną garść.
- Ooo - powiedziała - to jest jeszcze ciepłe.
- Musi być - powiedział ponuro Splock.
A tam na plaży przebłysk poranka oświetlił ciała przystojnych młodych ludzi, leżące jedno na
drugim jak stosy czarujących lalek. Słabe światło świtu, per-łowoszare ze skłonnością do
opalizacji, użyczało swego bladego blasku delikatnie ukształtowanym ustom i czysto
wyrzezbionym podbródkom, doskonałym młodym piersiom i długim, prostym nogom. W pobliżu
kilka spóznionych iskier z ostatniego rusztu uleciało w powietrze niczym karłowate świetliki.
Drzewo Kantata na skraju piasku grało Vivaldiego. Pohukiwała sowa, której odpowiadał
szlochający śmiech nura. Raj spał.
W milczeniu, poruszając się jak diablęta w porannej mgle wiszącej nad ziemią, załoga "Inicjatywy"
prowadzona przez Splocka i Billa weszła na plażę. Nastąpił moment paniki, kiedy Gajówka-
Ostrzegacz włączyła przerazliwą syrenę na widok intruzów. Ale wkrótce została uciszona
przenikliwym gwizdem Drozda Wszędzie Spokój, któremu Splock zrobił pranie mózgu
narkotykami i nauczył gwizdać, gdy tylko usłyszy Gajówkę-Ostrzegacza.
Dirk leżał w plątaninie dziewcząt. Załoga podeszła do niego potykając się. Potykali się, dlatego że
wszyscy nosili ciemne okulary wydane przez Splocka, który uważnie obliczył, ile światła będzie im
potrzeba, aby mogli rozpoznać kapitana, ale nie widzieli już wyraznie nikogo innego.
- Brać go - powiedział Splock.
Bill i pół tuzina innych chwyciło Dirka, podniosło i zaczęło wlec go w kierunku statku.
Dirk obudził się i wyrwał z siłą zaskakującą jak na mężczyznę o tak szerokiej twarzy.
- Aux armes, mes enfants! - krzyczał Dirk, ponieważ brutalne przebudzenie, jakie stało się jego
udziałem, wywołało jakieś prastare wspomnienia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.