Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaglądając w każdy kąt. Potem równie dokładnie sprawdziła dno szafy.
Kiedy już była pewna, że zebrała wszystko, chwyciła poszewkę za rogi, zaniosła do pokoju panny
Sheili, włożyła do dolnej szuflady biurka i zamknęła ją na klucz. Klucz zabrała ze sobą na dół i ukryła
wewnątrz kuchennego zegara.
Wyjrzała przez okno i zauważyła grupę ludzi zebranych wokół samochodu. Jakiś wysoki mężczyzna
trzymał na rękach bezwładne ciało. Zapewne ktoś utonął lub miał wypadek i niedługo trzeba się
będzie nim zająć. Pobiegła do bielizniarki po więcej koców i położyła je przy piecu, aby się zagrzały.
Uważnie napełniła gorącą wodą trzy czyste butle po amoniaku i zawinęła je w kawałki flaneli, które
jej pani zawsze trzymała w pogotowiu. Zaniosła je na górę i znowu spojrzawszy w okno, włożyła koce
i butle pod pościel na łóżku panienki Sheili. Naturalnie nie była pewna, czy to właśnie ją niosą do
domu, ale na wszelki wypadek wolała być gotowa. Lubiła być przygotowana na każdą sytuację.
Kiedy Jacqueline zaparkowała samochód jak najbliżej miejsca wydarzeń, zobaczyła grupę
rozgorączkowanych osób przypatrujących się walce Angusa z rozwścieczonym morzem. Fale
otaczały wystającą skałę; wejście do jaskini było niedostępne.
Babcia stała w samochodzie z lornetką w ręku - mała, szara figurka z rozwianymi włosami, w
powiewającym na wietrze płaszczu.
Jacqueline wyskoczyła z samochodu, gotowa do działania. Podbiegła do grupy stojącej na najwyższej
wydmie i zaczęła szczebiotać swoim zwykłym, słodkim tonem, ale uświadomiła sobie, że nie robi
żadnego wrażenia na słuchaczach. Tam młody człowiek walczył o czyjeś życie ze sztormem i przy-
pływem, inny spieszył mu na pomoc, gotowy rzucić się w fale, jeśli zajdzie taka potrzeba. Jacqueline
zrozumiała, że w tej chwili nikt nie zwraca na nią uwagi.
Potem zobaczyła Malcolma Galbraitha, który zbiegał z urwiska wprost po skałach, nie marnując czasu
na szukanie bezpiecznych stopni. Miał na sobie tylko spodenki kąpielowe i jego ciało połyskiwało na
tle przerażająco ciemnego nieba. Jacqueline zauważyła w jego zachowaniu coś zupełnie nowego -
wielką odwagę, wywołaną być może potrzebą chwili, będącą jednakże dziedzictwem po wielu
pokoleniach mężnych przodków. Może to właśnie zobaczyła w nim Betty, kiedy się do niej zalecał.
Nie był już tym samym przystojnym, zajętym jedynie zabawą, beztroskim paniczykiem, którego znała
Jacqueline. Sheila też nie poznałaby go w tej chwili. Nie był to już wesoły
podrywacz, który próbował pieścić jej rękę i zaglądał jej głęboko w oczy. W jego spojrzeniu można
było dostrzec męstwo całych pokoleń Galbraithów. Malcolm stanął na brzegu urwiska i rzucił się w
wodę.
Kiedy wykonał swój niebezpieczny skok, jego kuzyn zdołał dotrzeć do skały, uniósł bezwładne ciało
dziewczyny i powoli, z trudem zaczął brnąć w kierunku plaży. Malcolm starał się podpłynąć do niego
z kołem ratunkowym uwiązanym na linie, której koniec trzymał jeden ze stojących na brzegu
służących. Betty poczuła dziwny dreszcz. Niestety, za moment zjawiła się Jacqueline, klaszcząc w
dłonie i krzycząc:  Brawo! Brawo! Czyż to nie wspaniałe?" Betty odwróciła się i spojrzała na nią z
grymasem niechęci, po czym odeszła w stronę samochodu.
Malcolm wciąż odważnie walczył z żywiołem, choć jego wysiłki okazały się zbędne. Wszyscy
zrozumieli, że nie uda mu się dopłynąć do Angusa. Musiał walczyć o własne życie, tak silne były fale.
Betty nie patrzyła już w jego stronę. Niech Jacqueline cieszy się tym widokiem.
Wszystkie oczy zwrócone były w stronę Angusa, który z wysiłkiem brnął do brzegu. Co chwila
rzucano mu linę i za każdym razem wściekłe morze wyrywało mu ją z dłoni w ostatniej chwili.
Wyglądało to tak, jakby człowiek bawił się z małym kotkiem.
Babcia stała bez ruchu z lornetką przy oczach i skupieniem na twarzy. Nie ustawała w modlitwie.
- Boże, nie odbieraj mi jej teraz. Nie wiedziałam, że czyniłam zle. Przebacz mi. Daj mi szansę
zadośćuczynienia. Ojcze! Nie pozwól jej umrzeć!
Na szczycie urwiska jej stara przyjaciółka Marget Galbraith także się modliła, patrząc na swego
ukochanego, wesołego syna i ulubionego bratanka, zmagających się z żywiołem. Z gołą głową i
rozwianymi siwymi włosami pospiesznie zeszła stromą ścieżką w dół, aby dołączyć do pozostałych.
Prąd zniósł Angusa w dół plaży, w stronę samochodu. Byłoby to pomocne, gdyby nie wyniósł go
także dalej w morze. Poza tym brzeg tutaj był stromy. Mimo to młodzieniec dzielnie utrzymywał się
na falach. Patrzącym wydawało się jednak, że nie ma już nadziei ratunku. Z zapartym tchem i
pobladłymi twarzami czekali na ostateczny wynik. Czy straż przybrzeżna
nigdy się nie pojawi? I czy ratownicy zdołaliby w czymś pomóc, nawet gdyby zjawili się na czas?
Malcolm nieustępliwie próbował dosięgnąć kuzyna, ale z brzegu wydawało się, że morze postanowiło
nigdy do tego nie dopuścić. Fale bez przerwy rzucały nim i obracały.
Z wielkim zdziwieniem Betty zdała sobie sprawę z tego, że Malcolm nie starał się ratować siebie.
Odziedziczona po przodkach odwaga dała o sobie znać.
Jacqueline była blada ze strachu. Zmierć całej trójki zdawała się tak bliska i nieunikniona, a ona
nienawidziła myśli o śmierci. Zaczęła żałować, że opuściła wesołą paczkę w górach i przyjechała tu
dla mężczyzny, który nie tylko w najmniejszym stopniu nie był nią zainteresowany, ale teraz jeszcze
odgrywał bohatera, ratując inną dziewczynę.
Dokładnie w momencie, kiedy babcia poczuła, że kolana zaczynają się pod nią uginać, Angus
uchwycił wreszcie koniec rzuconej mu liny. Powoli wyciągnięto go na brzeg. Malcolm samotnie
torował sobie drogę do plaży, aż w końcu morze, jak gdyby znudzone tą zabawą, popchnęło go do
przodu, pozwalając dosięgnąć stopami dna.
Angus wydostał się na piasek i przez chwilę stał bez ruchu, próbując złapać oddech. Ciało Sheili
zwisało z jego rąk zimne i bezwładne. Długie, ciemne włosy spływały w dół jak strzęp mokrego
materiału, ubranie zupełnie oblepiło szczupłą figurkę dziewczyny. Serce babci zamarło z przerażenia.
Czy już za pózno? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.