[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Stało się
jasne, że
chmury robią to, czego zażyczyła sobie Melein, i że nad ruiny miasta
oraz portu
nadchodzi
burza.
Raz, gdy spojrzała przez ramię w stronę równiny i popatrzyła na
błyskawice
przeszywające ten skryty w cieniu fragment nieba, nawiedziła ją jakaś
myśl,
która sprawiła,
że dus jęknął ze zdumienia i odsunął się od niej, spłoszony. Była to
wina
Melein, gdyż Niun
wiedział, że w niczym nie zawinił, a dus trzymał się od tej pory
tylko jego
boku.
Chmury jednak nie wylały na nich ani kropli wody. Gdy dotarli do
końca długiego,
wznoszącego się w górę stoku i znalezli na płaskiej wyżynie, w ich
manierkach
pozostała
tylko jedna czwarta zawartości. Póznym popołudniem Duncan chwiał się
już na
nogach ze
zmęczenia i z radością zatrzymałby się natychmiast. Niun jednak
pomyślał o tym,
że mogą
ich poszukiwać samoloty i nie chciał urządzać postoju na otwartej
przestrzeni, a
już na pewno
nie ze względu na Duncana. Często spoglądał na Melein, zaniepokojony
o nią, ta
szła jednak
naprzód, nie sprawiając wrażenia, że cierpi zbyt wiele.
Gdy zbliżał się zachód słońca, wypatrzyli na horyzoncie kępę luinów.
Ich
powykręcane pnie sprawiały na tle czerwonego słońca wrażenie mirażu.
Z nagich
gałęzi
jedynie na samych końcach wyrastały pęki liści.
- Tam jest woda - powiedział Niun do Duncana. - Dzisiejszy nocleg
będzie
przyjemniejszy. Będziesz miał do picia pod dostatkiem.
Duncan, który zaczął już pozostawać w tyle, zdobył się na ostatni
wysiłek i
wytrzymał
tempo, jakim oboje mri - nie będąc obciążeni - szli w stronę drzew.
I maszerował razem z nimi, nie myśląc o ostrożności.
- Uwaga! - krzyknęła Melein, ujrzawszy - w tej samej chwili, co Niun
- szkliste
włókna rozwijające się w wieczornym świetle.
Niun wyszarpnął pistolet i wystrzelił, zanim Duncan zdążył się
zorientować, co
mu się
przydarzyło. Wietrzny kwiat zginął. Poczuli smród, a szkliste witki
poczerniały.
Tam jednak,
gdzie dotknął on ciała Duncana, na jego dłoniach i czole, pojawiła
się
natychmiast czerwień.
Człowiek upadł na piasek, wijąc się z bólu, z ubraniem pokrytym
witkami.
- Ch au! - przeklął Niun jego głupotę. - Nie ruszaj się! Leż
spokojnie!
Usłyszawszy to, Duncan przestał się ruszać. Drżał, gdy sztych av-tlen
odrywał
witki
od jego ciała. Niun ściągnął je również z ubrania, po czym nakazał
człowiekowi
stanąć na
nogi i poddał oględzinom czarną tkaninę w poszukiwaniu
przezroczystych resztek.
Pózniej
Duncan oddalił się o kilka stóp i przez parę chwil wstrząsały nim
suche
nudności.
Niun oczyścił av-tlen piaskiem i naciął nim pień luina, którego nie
zatruł
wietrzny
kwiat. Wydobył zza pasa małą, stalową rurkę i wbił ją z łatwością w
miękkie
drewno, z
którego zaczął płynąć słodki płyn, czysty i wolny od kesrithańskiego
pyłu.
Napełnił pierwszą manierkę i wręczył ją Melein, by mogła nasycić
pragnienie do
woli.
Luinów było wiele. Sam wypił drugą, którą pośpiesznie upuścił z
drugiego drzewa,
trzecią
zaś zaniósł Duncanowi, który nie wymiotował jednak aż tak bardzo, jak
niewątpliwie miałby
na to ochotę po przeżytym szoku. Człowiek leżał po prostu na ziemi i
dygotał.
- Warto sobie zapamiętać - Niun powtórzył słowa, które przekazał mu
kiedyś
Eddan,
po mniej bolesnym spotkaniu - że wszędzie na Kesrith, gdzie jest
woda, są też
wrogowie i
drapieżniki. Skończyło się na bólu. Masz szczęście. Przejdzie ci.
Gdybyś był
sam, wpadłbyś
całkowicie w sidła wietrznego kwiatu i to byłby twój koniec.
- Nic nie widziałem - stwierdził Duncan. Przełknął łyk wody, próbując
przezwyciężyć
ból.
- Gdy wędrujesz wśród luinów, idz tak, by słońce świeciło ci w twarz.
Wówczas
włókna wietrznego kwiatu będą lśniły w jego promieniach i staną się
widoczne,
Uważaj też,
gdzie stawiasz nogi. - Pokazał człowiekowi, gdzie znajduje się
legowisko małego
ryjca.
Miejsce to znaczył płaski obszar oraz maleńka depresja. Niun rzucił
kamykiem.
Piasek
ekspoldował. Na chwilę zabłysnął jasny grzbiet, który zniknął, gdy
zwierzę
zanurkowało i
zatrzepotało swym płaszczem, ponownie przykrywając się piaskiem.
- Są jadowite - poinformował go Niun - i nawet mały osobnik może
sprawić, że
będziesz bardzo chory. Jednakże od chwili, gdy wyrastają do takich
rozmiarów, że
mogą
pochłonąć dusa w całości, jad przestaje być dla nas decydujący. Ryjce
budują swe
legowiska
pomiędzy luinami, w ocienionych miejscach i wśród skał, gdzie jest
wystarczająco
wiele
piasku, by mogły się w nim skryć. Wielkich sztuk nie ma zbyt dużo.
Ha-dusei
zjadają je,
zanim wyrosną do znacznych rozmiarów, o ile one wcześniej nie zjedzą
dusei. W
miejscu,
obok którego będziemy przechodzić jutro, żyje bardzo wielki, stary
ryjec. Myślę,
że był tam
przez całe moje życie. One są podobne do reguli; kiedy wyrosną do
wielkich
rozmiarów, nie
poruszają się zbyt wiele.
Mały ryjec, zaniepokojony i rozgniewany, przemknął pod powierzchnią
piasku,
wywołując w niej ruchomą falę, i znalazł sobie nowe miejsce, głębiej
wśród
luinów.
Doszło do generalnej zmiany miejsc pomiędzy innymi przedstawicielami
tego
gatunku. Jo, całkowicie nieszkodliwy, oderwał się od kory luina,
którą
skutecznie imitował, i
oddalił się, trzepocząc skrzydłami w półmroku.
- Napij się do syta - poradził Niun strapionemu człowiekowi,
ogarnięty litością
dla
niego. Duncan uczynił to powoli, w czasie gdy Niun przygotowywał im
kolację z
zapasów,
które przynieśli ze sobą. Mogliby sporządzić sobie wiele posiłków z
samych
ryjców, choć ich
mięso było nieprzyjemne w smaku i twarde jak guma, dzisiaj jednak
Melein była
chora,
poprzedniej zaś nocy, jak i przez większą część minionego dnia,
głodowali. Był
rozrzutny i
dał Duncanowi taką samą porcję jak im, biorąc pod uwagę, że
skonfiskował z jego
ewkipunku
wszystkie użyteczne rzeczy, wliczając w to racje żywnościowe.
Po drugiej stronie nieba, ponad nizinami, nieustannie widać było
błyskawice.
Regule
nie mieli szczęścia.
Gdy się położyli, dus ich ogrzewał, a jego impuls odpychający
utrzymywał na
dystans
ha-dusei, mogli więc spać bezpiecznie w minowym gaju.
Rankiem ponownie zebrali swój ekwipunek. Niun zastanowił się,
przygryzając wargę
i marszcząc brwi, po czym obcesowym gestem złapał kilka zwojów
tkaniny oraz
część
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pobieranie ^ do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ download ^ ebook
Menu
- Home
- Heyne 3921 C J Cherryh Die Feuer Von Azeroth
- Cherry C. Brittainy Powietrze, ktĂłrym oddycha
- Helen Wells [Cherry Ames 03] Cherry Ames, Army Nurse (pdf)
- Jerry Olton Abandon in Place
- Edward Czapski (1819 1888)_ze wspomnieśÂ sybirskiego zesśÂanca_1893
- Bahdaj stawiam na tolka banana
- Anthony, Piers Tarot 01 God of Tarot
- Hoffmann Kate Prawdziwy mćÂśźczyzna
- Agatha Christie Wielka czwórka
- Grayslake 3 Roaring up the wrong tree Celia Kyle
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anieski.keep.pl
Cytat
Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.