Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się doczekać kiedy znowu zobaczy Dindi i dowie się wszystkiego o ślubie. Była też podniecona
spotkaniem z Charliem Brickiem. Była jego wielbicielką i uważała go za świetnego aktora komediowego.
Szkoda, że nie zagra w "Rondzie", ale jak wyjaśniła Carey, była to mała rólka i rola w "Gotówce" była
ważniejsza.
Dindi odgrywała rolę hollywoodzkiej gospodyni na całego. Jej blond włosy opadały kaskadą loków na
plecy i miała na sobie zieloną, szyfonową suknię do ziemi, ze spódnicą z przodu udekorowaną
koronkami. Włożyła też wszystkie klejnoty, jakie Charlie jej kupił.
- Kochana! - powitała Sunday cienkim głosem, w którym brzmiało napięcie. - Jak cudownie znowu cię
widzieć  pochwaliła się obrączką, pochyliła do pocałunku i wyszeptała normalnym głosem. - Dzięki
Bogu, że tu jesteś. To nąjnudniejsi ludzie jakich spotkałam!
- Wspaniały dom - powiedziała Sunday. Rozejrzała się po wielkim salonie, na ścianach którego wisiały
interesujące obrazy. Było mniej więcej dwanaście osób, popijających na stojąco z kieliszków i
rozmawiających. - Pamiętasz Brancha Stronga, prawda?
- Oczywiście. - Dindi uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Słyszałam, że twoje próbne zdjęcia wypadły świetnie.
Wyglądał na zażenowanego.
- Wejdzcie i napijcie się czegoś. Zlicznie wyglądasz, Sunday. Kiedy zaczynasz film ze Steve'em
Magnumem? Jestem zielona z zazdrości. Podobno jest najlepszy w łóżku w całym Hollywood.
Dindi nic się nie zmieniła, pomyślała Sunday, rozglądając się w poszukiwaniu Charliego. Intrygowało ją
co to był za człowiek. Branch został odciągnięty przez Emeraldę Hamilton, która trzymała go w kącie.
Pojawił się Marshall, któremu towarzyszyła Carey i Sunday spędziła cały wieczór na pogawędce z nimi.
Zdziwiona była obecnością Carey, ponieważ nie wspominała, że wybiera się na to przyjęcie.
- Zdecydowałam się w ostatniej chwili - wyjaśniła Carey.
- Marsh zadzwonił i powiedział, że musi ze mną porozmawiać o czymś ważnym, więc odwołałam
randkę i przyszłam tutaj. Wiesz, najpierw obowiązek, potem przyjemność. A poza tym to warto
zobaczyć.
Sunday pomyślała, że Carey wyglądała bardzo szykownie i atrakcyjnie w białej sukience z koronki, która
nie tylko świetnie na niej leżała, ale i podkreślała brąz jej skóry.
Charlie podszedł do nich. Szczuplejszy niż Sunday przypuszczała, z długą, smutną twarzą i w okularach
w rogowej oprawce. Uśmiechnął się do Sunday nieco skrzywionym uśmiechem, niemal chłopięcym.
Miał bardzo ciepły głos. Z miejsca go polubiła i zastanawiała się, dlaczego te oczy za okularami są takie
smutne.
- Dindi dużo mi o tobie mówiła - powiedział, porażony urokiem jej dziwnych, brązowożółtawych oczu i
zmysłowych ust. Była o wiele piękniejsza niż w tym krótkim fragmencie filmu.
- Naprawdę? - uśmiechnęła się Sunday.
- Charlie, nie znasz jeszcze Carey, prawda? - odezwał się Marshall. - Moja była prawa ręka. Ale miała
dość ikry, żeby zacząć działać na własną rękę.
- To bardzo mądrze - pochwalił ją Charlie. - Każdy kto startuje na własną rękę, ma rację. Zwłaszcza jeśli
oznacza to uwolnienie się od starego Marsha. Musi być niezłym draniem jako szef.
- Owszem, jest - uśmiechnęła się Carey.
Wzrok Charliego powędrował znów do Sunday i ich spojrzenia spotkały się. Ciekaw był czy plotki o niej
i Stevie Magnumie były prawdziwe. Prawdopodobnie... większość aktorek była taka sama; wystarczy
napomknąć o roli w jakimś filmie, a gotowe są zaprzedać własną matkę.
Sunday pomyślała: on nie jest szczęśliwym człowiekiem. - Macie śliczny dom - powiedziała, żeby
przerwać to spojrzenie.
- Dziękuję. Jest tylko wynajęty, ale jestem z niego całkiem zadowolony.
Podeszła Dindi i wepchnęła rękę pod jego ramię. - Kochanie, główny kelner zaczyna się niecierpliwić, bo
chce już podać kolację. Może powiesz mu, że jesteśmy gotowi?
- Dobrze, kochanie - pocałował ją w roztargnieniu i odszedł, aby zająć się swoimi sprawami.
Dindi mrugnęła do Marshalla. - Niezle, co? Nareszcie, biedaczka, się załapałam. Hej, dziewczyny, mam
nadzieję, że nie będziecie miały nic przeciwko temu, że porwę Marshalla na małe tete-a-tete na
osobności.
- Proszę cię bardzo - powiedziała Carey, sięgając po kieliszek martini i wolno popijając.
Dindi odciągnęła Marshalla.
- No i? - odezwała się Carey. - Co o tym myślisz?
- O czym? - odpowiedziała Sunday.
- O całej tej scenie. Nadal uważasz, że to miłość od pierwszego spojrzenia?
- Nie wiem. Kto to może wiedzieć? Dindi wydaje się być całkiem szczęśliwa.
- A Charlie?
- Charliego nie znam.
- Nie, ale on chciałby poznać ciebie.
- O czym ty mówisz?
- Wiesz, o czym mówię. Aadunki elektryczne aż trzaskały między wami.
- Czasami wydaje mi się, że zwariowałaś - ale Sunday dokładnie wiedziała, o czym ona mówiła.
- Cześć, Carey - podszedł Cy. - Może byś mnie przedstawiła swojej klientce?
- Oczywiście. Sunday, to jest Cy Hamilton, mój ulubiony producent.
- Witam.
- Ja również. - Cy wyciągnął wilgotną rękę, uścisnął jej dłoń i nie wypuszczał jej. Jego oczy powędrowały
pod jej trykotową górę i utkwiły w nagim biuście.
Wyrwała dłoń z jego ręki.
- Jestem rozczarowany, że nie możesz zagrać w moim "Rondzie"
- powiedział - ale wierzę, że niedługo coś razem zmontujemy
- spojrzał na Carey. - Myślę, że Sunday i ja powinniśmy się spotkać, żeby przedyskutować plany na
przyszłość. Może w poniedziałek przy lunchu?
- Carey załatwia wszystkie moje sprawy, ja tylko słucham jej porad - odpowiedziała Sunday. - To z nią
powinieneś zjeść ten lunch. Carey, Branch został schwytany w pułapkę przez jakąś kobietę. Kto to jest?
- %7łona Cy'a.
- Och!
- Zazdrosna? - zaśmiał się Cy.
- Oczywiście, że nie. Po prostu ciekawa byłam kim ona jest.
- Może chciałabyś wiedzieć, że to twój umięśniony chłopak trzyma tam moją żonę. I powiem ci coś
jeszcze, jesteś głupią smarkulą.
Powiedziawszy to odszedł.
- Co za szczerość - wykrzyknęła Sunday.
- Nie zwracaj na to uwagi - poradziła Carey. - Zdenerwował się, bo odrzuciłaś jego zaproszenie na
lunch. Rzadko mu się zdarza usłyszeć nie. Przeleciał niemal każdą aktorkę, której stopa stanęła na jego
planie. Jego żona pije i pieprzy się z każdym w zasięgu wzroku. Tworzą piękną parę.
20
Dom Charliego zrobił spore wrażenie na Natalie i Clayu. Sami też wynajmowali dom, ale znacznie
skromniejszy. Zjawili się godzinę przed planowanym rozpoczęciem przyjęcia i Charlie siedział z nimi w
gabinecie, wysłuchując wszystkich londyńskich ploteczek. Nie widział się z Natalie od tamtego dnia w
hotelu i musiał przyznać, że zachowywała się dokładnie tak samo jak dawniej. Poczuł ulgę i miał
nadzieję, że teraz, kiedy się znowu ożenił, da sobie z tym spokój raz na zawsze.
- Gdzie jest twoja żona? - zapytała. - Nie mogę się doczekać poznania jej. Czy Clay mówił ci, że ją zna?
- Zna ją? - nie dowierzał Charlie.
- Tylko z widzenia - szybko wtrącił Clay, rzucając Natalie spojrzenie, które mówiło: Nie mogłabyś
czasami trzymać języka za zębami? - Spotkałem ją w Rzymie mniej więcej rok temu. Jestem pewny, że
mnie nie pamięta.
Clay wychodził z założenia, że Dindi z pewnością będzie wolała go nie pamiętać. Spotkali się na
przyjęciu i on oraz pewien włoski producent, kolejno ją posiedli, a ona wyła ze śmiechu i powiedziała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.