[ Pobierz całość w formacie PDF ]
doborowych żołnierzy, lecz po wycofaniu się naszych wojsk
raz jeszcze spróbował szczęścia.
- I został pokonany - dodała prędko Rozella - przez emira,
który zmusił go do ucieczki z kraju.
- Nie inaczej! - zgodził się lord Mervyn - i od tamtej pory
prawdopodobnie przebywał w Persji.
Rozella myślała chwilę, po czym zapytała:
- Po co więc przyjeżdżałby do Konstantynopola?
- Tego właśnie mamy się dowiedzieć - wyjaśnił spokojnie
lord Mervyn - a także tego, kto go tu zaprosił.
Rozella słuchała coraz bardziej zafascynowana.
- Jak my mamy tego dokonać? Podkreśliła słowo my,
gdyż czuła, że powinna
koniecznie wziąć udział w tej, jak sądziła, brawurowej i
niebezpiecznej akcji. Jednak lord Mervyn widać był już
poirytowany jej entuzjazmem, gdyż gwałtownie opuścił dłoń
na blat biurka i powiedział:
- Muszę panią wyprowadzić z błędu, panno Beverly,
Bardzo żałuję, wręcz zmuszam się do decyzji, żeby pozwolić
pani na udział w tym w istocie bardzo męskim
przedsięwzięciu.
Przez chwilę Rozella sądziła, że postanowił wykluczyć ją
z akcji. Potem odparła spokojnie:
- Jeśli znajdzie pan Ayub Khana i nie zrozumie, co on
mówi, będzie pan potrzebował mojej pomocy.
Srogie spojrzenie i zaciśnięte wargi wskazywały, że trafiła
w dziesiątkę. Wiedziała już, że ojciec był w tej wyprawie
nieodzowny ze względu na swoją doskonałą znajomość
języków paszto oraz perskiego, których lord Mervyn nie
rozumiał.
Paszto był językiem ojczystym Pasztunów, ludów
wschodniego i południowo - wschodniego Afganistanu,
zamieszkujących tereny od Jalalabadu po Kandahar.
- Mogę tylko wierzyć pani na słowo - odparł z goryczą
lord Merryn - że zna pani tę mowę nie gorzej od ojca.
- Zapewniam, że nie zawiodę pana - zapewniła Rozella
bez cienia wątpliwości.
Lord Mervyn podniósł się zza biurka i podszedł do okna,
choć, jak zdawało się dziewczynie, nie widział ani
połyskujących dachów, ani skąpanego w złocistych
promieniach słońca morza. Całym sercem sprzeciwiał się
współpracy z kobietą, przy - ; musowi wbrew wszelkim
skłonnościom.
Siedziała w milczeniu, patrząc na jego plecy i ubolewając,
że taki atrakcyjny mężczyzna jest tak uprzedzony i, jak uznała,
ograniczony. Nie miała zbyt wielkiego pojęcia o płci
przeciwnej, lecz przyszło jej na myśl, że każdy normalny
mężczyzna z radością odpowiedziałby na zaloty księżnej
Eudoksji. A przecież lord Mervyn nalegał, aby uwolnić go z
jej ramion jak najwcześniej.
- To głupie i niewłaściwe, rezygnować z radości życia -
uznała.
Pamiętała, jak szczęśliwą parą byli rodzice, jak wchodzili
na piętro trzymając się za ręce, często zapominając
powiedzieć jej dobranoc, choć szła tuż za nimi.
Lord Mervyn zdawał się czytać w jej myślach, gdyż po
chwili obrócił się ku niej.
- Ma pani rację, panno Beverly - powiedział żywo. - Nie
powinienem myśleć o pani jak o kobiecie, lecz wmawiać
sobie, że mam przy sobie pani ojca.
- Wiem, że mój ojciec byłby bardzo zaintrygowany -
wtrąciła Rozella ponuro.
- Właśnie usiłuję wbić pani do głowy - lord Mervyn był
już zły - że chodzi o wyprawę wyjątkowo ryzykowną.
Niebezpieczeństwo jest tak wielkie, że któreś z nas, a może
nawet oboje, możemy łatwo zginąć, a nasze wysiłki spełzną na
niczym.
Ton jego głosu sprawił, że zapytała mrużąc oczy ukryte za
ciemnymi okularami:
- Czy próbuje mnie pan przestraszyć, milordzie?
- Próbuję pani wyjaśnić - odparł lord Mervyn gwałtownie
- że to nie podwieczorek u koleżanki ani zabawa towarzyska.
To poważna sprawa, a ludzie, których mamy rozpracować nie
cofną się przed niczym, aby pozostać anonimowi.
- Rozumiem, co pan mówi - odrzekła Rozella, ale
przybyłam tu, by zająć miejsce ojca i mam nadzieje, że
niezależnie od okoliczności, w jakich się znajdę, wykażę się
taką samą odwagą i bystrością umysłu jak on.
Jej spokój musiał wywrzeć niemałe wrażenie, gdyż lord
Mervyn powiedział:
- Bardzo dobrze, i choć uważam, że to nierozsądne,
umywam ręce. - Potem szorstko, zupełnie jakby wydawał
komendę, dodał: - Proszę przygotować się do wyjazdu za pół
godzimy, lecz ostrzegam, jeśli w ogóle wrócimy z tej podróży,
to dopiero po północy.
Ostatnie słowa wypowiedział już w drzwiach
prowadzących do jego sypialni. Zamknął je dosyć gwałtownie.
Rozella oniemiała na chwilę. Zachowanie lorda Mervyna było
dość nieoczekiwane, a jego agresja wskazywała, że przeżywa
głębokie emocje. Potem stwierdziła: - I cóż z tego, póki nie
siedzę bezczynnie sama, pozbawiona informacji, niech się
dzieje co chce.
Spiesznym krokiem udała się do swojej sypialni, aby
upiąć włosy i zamienić jedwabną chusteczkę na wstrętną,
nieprzemakalną czapkę ojca.
Na dworze było ciepło, więc nosiła lekką sukienkę
przykrytą wełnianym szalem niani. Ale skoro mają wrócić
pózno, to należało włożyć albo swój płaszcz podróżny, albo
długi, wełniany żakiet ojca.
Nie miała wielkiego wyboru, więc postanowiła włożyć
wełniany żakiet. Spojrzała w lustro i zastanowiła się, czy lord
Mervyn zechce zabrać ze sobą taką brzydulą.
Wnet z drżeniem serca przypomniała sobie, że co prawda
nie jest ulubienicą lorda Mervyna, ale z pewnością pozostaje
osobą niezastąpioną. Poza tym, jeśli nawet nie znajdą Ayub
Khana, to może przynajmniej uda jej się zabłysnąć
inteligencją.
Szkoda tylko, że nie łączą ich bardziej przyjacielskie
stosunki. Zastanawiała się, dlaczego ze wszystkich ludzi na
świecie, z którymi ojciec mógł współpracować, wybrał
właśnie tego uprzedzonego arystokratę, który nienawidzi
kobiet niezależnie od wieku i wyglądu.
Zaczęła wyobrażać sobie, co by było, gdyby los ułożył się
inaczej. W jej marzeniach lord Mervyn przeistoczył się w
zupełnie innego człowieka, nie było więc powodu ukrywać się
pod przebraniem i udawać, że jest się szpetną, podstarzałą
pannicą. Ze śmiechem omawiali, co czeka ich w przyszłości i
jak zniszczyć przeciwnika.
Rozella była jedynaczką, dlatego swe marzycielskie
nawyki traktowała bardzo poważnie. Często fantazjowała, że
żyje w wyśnionym świecie, w którym znikały codzienne
problemy, a wszystko działo się jak w bajce.
Teraz oczami duszy widziała nową, drogą sukienkę,
zdaniem lorda Mervyna niezbędną, aby przyciągnąć uwagę i
może nawet zawładnąć sercem wroga. Do rzeczywistości
przywołało ją pukanie do drzwi.
Podejrzewała, że pora już iść, więc pospieszyła otworzyć.
Nie myliła się. Na progu stał lord Mervyn.
- Czy jest pani gotowa?
- Tak, milordzie.
Pomyślała, że celowo odwrócił wzrok, by nie patrzeć na
jej odpychającą postać.
- Powóz już czeka - oznajmił. - Wyjdziemy bocznymi
drzwiami.
Ruszył korytarzem, zapewne nie oczekując pytań, więc
starała się iść mniej więcej o krok za nim, aby broń Boże nie
narzucać się.
Powóz okazał się najzwyklejszym, otwartym pojazdem,
jaki można zamówić na każdej ulicy w Konstantynopolu.
Wyróżniał się tylko tym, że obok stangreta siedział Hunt.
Służący hotelowy zamknął za nimi drzwi i odjechali. I
znów Rozella chłonęła wzrokiem uliczny tłum, a mając
pewność, że lord Mervyn nie życzy sobie z nią rozmawiać,
zabawiała się zgadywaniem, z której części Turcji pochodzą
przechodnie, których mijali. Widziała też wielu
cudzoziemców.
Powóz zatrzymał się przed halą bazaru. Lord Mervyn
wysiadł, a gdy Rozella poszła w jego ślady, ruszył ze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pobieranie ^ do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ download ^ ebook
Menu
- Home
- Hambly, Barbara Night's Edge 1 Night's Edge
- Graham Heather Tajemnice Nowego Orleanu (MiĹoĹÄ i zbrodnia w Nowym Orleanie)
- 15. May Karol Klasztor Della Barbara
- Skradzione chwile 1. Barbara Stewart Nie kochaj mnie
- Dziewczyna ze snu Sekrety 02 Barbara McCauley
- Boswell_Barbara_Najmlodsza_siostra_RPP139
- Dunlop Barbara SypiajÄ c z szefem
- Howard Robert E Conan barbarzyĹca
- Barbara Boswell Od pierwszego wejrzenia
- BuśÂyczow KiryśÂ Dylogia indochiśÂska 2. Nadzy ludzie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bhp-bytom.keep.pl
Cytat
Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.