[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jeszcze nie nauczyli się kraść.
* * *
Sato stał na środku placyku przed jaskinią i patrzył, jak smaczne ślimaki powoli pełzną po
kamieniach dzicy ich nie ruszyli. Sato podniósł ślimaka z kamieni, mocno ścisnął cienką
skorupkę, wyrzucił odłamki i zadowoleniem połknął. Drugiego ślimaka wyciągnął do Nie mi.
Nie mi czuła wrogie, palące spojrzenia współplemieńców, rzucane z wnętrza ciemnej jaskini.
Wcale, ale to wcale nie miała ochoty łykać żywego ślimaka, ale rozumiała, że oto nadszedł
decydujący moment w jej życiu. Musi dokonać wyboru, bez względu na to, jakie to trudne. Z kim
trzymać, pomyślała, ja, koryfeusz nauki? Z niewychowanym, bezczelnym grubianinem, ale za to
prostym i troskliwym, czy z tymi, którzy byli mi bliscy wczoraj, ale dziś zdradzili?
Nie mi z całej siły zacisnęła palce, trzasnęła skorupka, ale od nadmiaru siły śliski ślimak
wypadł jej z dłoni, zatoczył łuk w powietrzu i skrył się w krzakach.
Głupia! krzyknął rozzłoszczony Sato, ale nie uderzył kobiety być może nie widziała
nigdy wcześniej ślimaków, może wcale nie pochodzi z gór, a spod ziemi albo z innego miejsca.
Nie mi poczuła ulgę, sądząc, że tortura ze ślimakiem dobiegła końca, ale po chwili z
przerażeniem zauważyła, że Sato jest zdolny do litości i troski. Przy samej skale znalazł jeszcze
jednego ślimaka, sam zdarł z niego skorupkę, podszedł do znieruchomiałej, zhańbionej kobiety i
nakazał:
Otwórz usta.
Prosi, żebyś otwarła usta z jaskini rozległo się tłumaczenie Op zwo.
Nie mi zamknęła oczy i zaczęła wyciągać pierwiastek kwadratowy z liczb całkowitych, z
dokładnością do sześciu miejsc po przecinku.
Jej usta napełniły się czymś śliskim, ciepłym i ohydnym, ale kobieta wiedziała, że jeśli nie
chce stać się pośmiewiskiem dla współplemieńców, musi koniecznie połknąć ślimaka, a do tego
nie może się zakrztusić, zwymiotować ani zemdleć.
Pałce Sato uparcie wciskały ślimaka w gardło Nie mi, która była już o krok od śmierci przez
uduszenie, gdy jej grdyka wykonała spazmatyczny ruch widocznie bardzo nie chciała umierać
ślimak posłusznie ześlizgnął się przewodem pokarmowym, a uczucie, które opanowało Nie
mi w połączeniu z wyrazną ulgą było bajeczne.
Dziwne, pomyślała Nie mi. Jeszcze godzinę temu wydawał mi się odstręczający. Od tego
czasu nie było powodu, by obudziły się we mnie jakieś cieplejsze uczucia do tego człowieka
gwałciciela, który pozbawił mnie resztek ludzkiej godności, bydlaka& Bardzo chamskiego
bydlaka& A jednocześnie to on, dziecię pierwotnych instynktów, okazał się jedynym, który
pomyślał, że jest głodna i samotna. Z boku może wydać się śmieszne, że wtyka jej do gardła
żywego ślimaka brrr! Co za okropność! a przecież jest to naturalne dla syna przyrody.
Troszczy się o mnie tak, jak umie. Oprócz niego nie mam ani jednej bliskiej duszy w całej
Galaktyce.
Azy wdzięczności i smutku ciekły po policzkach kobiety, odwróciła się w stronę Sato i
wyszeptała:
Dziękuję.
I nie wydawał jej się już taki okropny jak przedtem.
* * *
A w tym czasie Sato rozmyślał co zrobić, żeby dzicy więcej nie kradli. Nie potrzebował
złodziei w swoim otoczeniu.
Ej! nakazał głośno. Wychodzcie wszyscy i ustawcie się pod ścianą. Słyszeliście
rozkaz?
Słyszeliśmy odpowiedział z jaskini Op zwo.
To on wyszedł jako pierwszy, nieco zgarbiony i trzymając przed sobą ręce zwrócone dłońmi
do góry w ten sposób manifestował całkowitą bezbronność. W ślad za nim ciągnęli pozostali
kosmici, owładnięci uczuciem wstydu, bo do tej pory żaden z nich nie zhańbił się kradzieżą
kradzież była na Domu nie do pomyślenia.
Sato, patrząc jak ludzie ustawiają się wzdłuż kamiennej ściany myślał, że są wystraszeni, bo
czekają na nieuniknioną karę. W rzeczywistości strach odgrywał drugoplanową rolę. Kosmitów
męczył wstyd, uczucie dawno zapomniane przez starszego sierżanta.
Nie patrzyli w oczy swemu prześladowcy.
Sato popatrzył na Nie mi, stojącą o krok z tyłu. Nie lubił, gdy ktoś stał z tyłu.
Do szeregu! nakazał kobiecie, a Nie mi nie od razu zrozumiała, czego od niej chce.
Była przekonana, że teraz, gdy złożyła taką ofiarę, sam los oddzielił ją od tłumu drobnych
złodziejaszków. Dlatego nawet wtedy, gdy dzięki tłumaczeniu Op zwo zrozumiała rozkaz, nie
śpieszyła się, szukając odpowiednich słów, którymi nie zdradziłaby kolegom istoty nowych
stosunków, a jednocześnie pokazała dzikusowi całą swą pogardę. Jednak sierżant, który nie mógł
długo czekać, był zmuszony popchnąć Nie mi do szeregu, a ona, cała czerwona od nowej hańby,
zajęła miejsce na końcu, obok Mi ły, która mimowolnie odczytała niektóre jej myśli.
Jesteście złodziejami! krzyknął wysokim głosem Sato, tak jak kiedyś krzyczał lejtnant
Mikado. Jesteście brudnymi psami! Rozstrzelam was wszystkich!
Op zwo starał się tłumaczyć nie tylko słowa, ale i obrazy, które widział sierżant wymawiając
te słowa i, trzeba przyznać, że nie były tak straszne, jak słowa, mające raczej znaczenie rytualne.
Oduczę was! Sato podszedł do szeregu. Jako pierwszy stał kapitan. Podniósł oczy na
różową twarz Sato i mimowolnie zakrył dłonią szramę na gardle, co bardzo rozbawiło sierżanta.
Sato nie wyjął noża. Dzicy już wiedzieli jak działa. Obejdzie się bez tego.
Ręka Sato uniosła się. Energicznie uderzył kapitana w policzek głowa odskoczyła do tyłu i
kapitan uderzył potylicą o ścianę.
Sato nie przestał. Nadal wrzeszczał na dzikich i groził im śmiercią, maszerował wzdłuż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pobieranie ^ do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ download ^ ebook
Menu
- Home
- Lord of the Fantastic Stories Martin H Greenberg
- Lawhead, Stephen Pendragon Cycle 02 Merlin
- Gordon Dickson Alien Art
- Nienacki_Zbigniew_ _Pan_Samochodzik_i_Niew
- William Goldman The Princess Br
- 02 Grob z niespodzianka Harris Charlaine
- Hecht Stephani EMS Heat 15 Blamestorming
- Dav
- 37 Miasto strachu
- Dye Dale A. Pluton
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- worqshop.xlx.pl
Cytat
Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.