Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zapach kapryfolium, a wśród traw widać było bladozłociste
wiesiołki. Na łąkach pełno było czerwonych maków, białych
rumianków i bladoniebieskich kwiatów rzeżuchy.
Gdy po dłuższej jezdzie markiz zawrócił konie, Vanessa
głęboko westchnęła.
- Czy musimy już wracać? Mogłabym tak jechać
wiecznie, aż do Horyzontu, gdzie niebo styka się z ziemią -
westchnęła.
- Gdy się tam znajdziemy, zobaczymy następny horyzont.
To zwodnicze wrażenie! Nigdy nie można osiągnąć celu;
zawsze pozostaje przed nami.
- Pewnie dlatego życie jest takie ciekawe - stwierdziła. -
Gdyby udało się osiągnąć cel, gdybyśmy posiedli to, czego
pragniemy, nie zostałoby już nic, o co warto by zabiegać.
- Jesteśmy szczęśliwi, gdy mamy marzenia.
- Czy naprawdę pragnie pan więcej, niż pan ma? Nim
odrzekł, przez chwilę zastanawiał się nad jej pytaniem.
- Pani mówi o dobrach materialnych. Czy one są
najważniejsze?
- Nie powinny - przyznała - lecz ułatwiają życie. Trudno
oddać się pięknym marzeniom, gdy nieustannie nękają nas
problemy, jak związać koniec z końcem, czym zapłacić za
chleb czy świece.
Niepokój brzmiący w jej głosie skłonił go do pytania:
- Czy pani ma jakieś trudności?
- Ojciec od dawna jest chory - odrzekła. - Bardzo się
niepokoiłam, ale zamówił pan u nas odnowienie miniatur.
Przynajmniej na razie pozwoli to odpędzić widmo głodu.
Uśmiechnęła się, lecz zauważył, że nie przyszło jej to
łatwo.
Wiedział, że książę niewątpliwie będzie zalegał z zapłatą.
Postanowił osobiście dopilnować, by ojciec Vanessy z chwilą
wykonania pracy otrzymał należność.
- Nie chcę dziś mówić o moich kłopotach - rzekła. -
Myślę, że ostatnie dwa dni były bardzo szczęśliwe, a
dzisiejszy jest jeszcze bardziej udany.
- Czy naprawdę tak pani myśli?
- Oczywiście! Pan był tak miły... tak bardzo miły! Ciągle
mi się zdaje, że to sen, z którego się obudzę i stwierdzę, że
nigdy nie był rzeczywistością.
- To rzeczywistość, Vanesso. Ja też czuję się szczęśliwy.
Szczególna nuta w jego głosie skłoniła ją do odwrócenia
głowy i patrzenia przed siebie, na drogę. Po chwili milczenia
marki? powiedział:
- Wkrótce musimy porozmawiać o pani przyszłości,
Vanesso. Nie chcę, aby się pani samotnie borykała z
trudnościami, mając jeszcze pod opieką chorego ojca, i nie
chce, by się pani martwiła o coś tak marnego jak pieniądze.
Zaśmiała się.
- Być może są marne, ale są niezbędne.
- Właśnie o tym chciałem z panią rozmawiać. Spojrzała
na niego ze zdumieniem i markiz zrozumiał, że w swej
niewinności nie miała najmniejszego pojęcia, iż on gotów jest
zaspokoić wszelkie jej potrzeby.
Wiedział, że jest inna niż wszystkie kobiety, które znał
dotąd, i że musi postępować z nią zupełnie odmiennie.
Tak jak przewidywał, stanowczo odmówiła pożyczenia od
niego koni.
- Chciałam przyjąć pana propozycję, milordzie -
odpowiedziała, gdy nalegał. - Lecz po dokładnym
przemyśleniu jestem pewna, że mama uznałaby to za
niewłaściwe. Nie mogę nadużywać łaskawości obcego
człowieka.
- Nie jestem obcy, Vanesso - zaprotestował. - Z każdym
dniem poznajemy się lepiej. A poza tym, niech się pani
zastanowi, kto o tym będzie wiedział? A jeśli nikt nie będzie
wiedział, to kto zwróci na to uwagę?
- Lecz ja wiem, że to byłoby nie na miejscu - powiedziała
z nutą dezaprobaty w głosie.
Taki argument był nie do odparcia, wiec markiz zamilkł.
W czasie wycieczek towarzyszył im służący, przycupnięty
na małym siedzeniu z tyłu powozu. Nie mógł słyszeć ich słów,
gdyż rozmawiali cicho, lecz markiz wiedział, że Vanessa, cały
czas wyczuwając jego obecność, zachowywała się mniej
swobodnie, co bardzo utrudniało mu mówienie tego, co chciał
powiedzieć.
Zawsze gdy do niej przyjeżdżał, drzwi otwierała Dorcas i
prowadziła go do małego saloniku, gdzie czekał na Vanessę.
Nigdy się nie spózniała i był przekonany, że była gotowa
na długo przed jego przybyciem. Trzymała się zasady, by do
salonu wprowadzała ją pokojówka.
Błyszczące w jej oczach podniecenie i radość rozpoznałby
człowiek znacznie mniej doświadczony niż markiz.
Wchodząc składała mu w progu sztywny ukłon, choć
wiedział, że pragnie do niego podbiec i niecierpliwie spytać,
gdzie dziś ją zabierze.
- Czy któregoś wieczoru zje pani ze mną kolację?
Zwróciła ku niemu twarz.
- Kolację? - powtórzyła.
- Chcę pani pokazać Ruckford House. Opowiadałem już
pani o moich obrazach, Vanesso, lecz to nie to samo, co je
zobaczyć. Chciałbym usłyszeć pani opinię na ich temat.
- Będę onieśmielona w obecności pańskich przyjaciół.
Oni muszą być znacznie bardziej wykształceni niż ja.
- Nie mówiłem, że zaproszę przyjaciół. Myślałem o
pokazaniu pani mego domu, i kolacji we dwoje.
- To wspaniałe - - odrzekła szybko. - Lecz... czy to będzie
przyzwoite, jeśli przyjadę... samotnie i zjem z panem kolację?
- Nie rozumiem, dlaczego mnoży pani trudności -
zirytował się. - Powiedziała pani, że mi ufa. Jeśli mogę
zabierać panią na przejażdżki, w rzeczywistości we dwoje, to
co może być złego w zjedzeniu kolacji w moim domu, pełnym
służby?
Vanessa odwróciła głowę.
- Chcę pojechać... pan o tym wie - wyszeptała. - Nie mam
tylko nikogo, kto mógłby mi doradzić, co powinnam, a czego
nie powinnam robić.
- Czy nie chce pani zawierzyć intuicji albo sercu?
- Właśnie tego bym chciała.
- Niech więc pani to zrobi! - nalegał. - Dzisiaj zaprosić
pani nie mogę, gdyż jem kolację w Carlton House z księciem
Walii. Natomiast jutro będzie przyjęcie specjalne, złożone z
dań, które pani lubi, a po kolacji zwiedzimy moją posiadłość.
Vanessa milczała.
- Jest wiele rzeczy, których chciałbym panią nauczyć.
Jedną z nich jest sztuka rozkoszowania się dobrodziejstwami
stołu. Przygotowanie wykwintnych dań wymaga równie
artystycznego wysiłku, jak malowanie obrazu. Wielu
Anglików zupełnie zapomina o tym fakcie.
- Ojciec opowiadał mi o wspaniałościach kuchni
francuskiej.
- I miał rację - przyznał markiz. - Kiedyś, gdy wojna się
skończy, musi pani pojechać do Francji. Ich potrawy powinna
poznać każda kobieta.
- Ja sama niezle gotuję - pochwaliła się. - Lecz nie cieszy
mnie to, gdyż nie mam dla kogo gotować.
- Przypuszczam, że pani Ojciec jest zbyt chory, by
zwracać uwagę na smak potraw - zauważył markiz - a co do
Dorcas...
Nuta brzmiąca w jego głosie spowodowała, że Vanessa
roześmiała się.
- Skąd pan to wiedział? Dorcas jest pewnie bardziej
wybredna i wymagająca niż książę Walii.
- Wszyscy, służący są podobni - zauważył markiz. -
Kiedyś słyszałem opinię mego lokaja na temat obiadu, którym
delektowałem się w czyimś domu. Uważał, że był on poniżej
wszelkiej krytyki!
- Dorcas nie lubi wołowiny, a sera nawet nie tknie. Nie
znosi jajek, o ile nie są ugotowane na twardo, i zawsze
podejrzewa, że ryba jest nieświeża! - opowiadała ze
śmiechem.
- Jadam wszystkie te rzeczy i gdyby zechciała je pani dla
mnie przygotować, przypuszczam, że byłyby smakowite. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.