[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nik z wodą wpadł za koszulę i nie zatrzymał się od razu. Jurek też milczał, zupełnie jak wczo-
raj, gdy przy śniadaniu nie wygłosił, mimo nalegań mamy, żadnej mowy, tylko rozdziabał
jajko i mruknął wszystkiego najlepszego .
Janka nie chciała iść na świąteczny spacer i kiedy Jurek wrócił z baziami w ręku, ma-
ma położyła palec na usta i zaciągnęła go do kuchni. - Od dwóch godzin siedzi przy twoim
biurku - szepnęła mu - chyba płacze. Spakowała swoje rzeczy. Zajmij się nią. Karty dobrze
mówią.
Rzeczywiście, pochylała się nad stronicą najlepszego przedwojennego papieru i trzy-
mała w ustach jego ołówek, nadgryziony już w paru miejscach. Podszedł na palcach, kartka
była czysta, Janka nieobecna. - Co robisz? - zapytał. - Coś piszesz?
Janka wzdrygnęła się i obróciła ku niemu twarz. - Jurek, ja jestem z Berdyczowa -
powiedziała.
- Słucham? Jak proszę?
- Mówię przecież, jestem z Berdyczowa.
Ktoś się zaśmiał, czyżby Jurek, ktoś zarechotał, to być może Jurek, ktoś śmiał się naj-
pierw grubo, a potem cienko chichotał z dłońmi na czole, to z pewnością Jurek mazurek,
przed chwilą przy biurku, teraz na kanapie, jeszcze roześmiany, już rozkrzyczany: - Ludzie,
trzymajcie mnie! Ja zaraz zwariuję. Ja chyba, ha, ha, zwariowałem! Wariat, wariat, w głowie
niedobrze. Bardzo, bardzo chory na umyśle. Wszyscy, hi hi, bardzo chorzy. Tworki, wszędzie
Tworki, w moim pokoju Tworki, w moim domu Tworki, cały kraj Tworki. - Jurek położył się
na plecach i majtał radośnie nogami. - Tworki, Tworki, wszędzie Tworki. Mieszko I Tworki,
Jan Sobieski Tworki. Zwycięska bitwa, ha, ha, pod Tworkami, trzeci rozbiór Tworek, po-
wstanie w Tworkach, marcowe i kwietniowe, grudniowe i lutowe. Ludzie, ludzie, trzymajcie
mnie, bo ja jestem z Tworek! Kto ty jesteś, tworek mały, jaki znak twój, tworek cały! - Jurek
przewinął się przez brzuch i sturlał na podłogę. Ja jestem z Tworek! - wykrzyknął raz jesz-
cze.
Janka zatykała sobie uszy dłońmi i ołówek ocierał się ojej skroń gotowy do wystrzału.
Gdy Jurek zamilkł, złożyła głowę na białą kartkę jak na skrawek prześcieradła, żeby choć pod
spodem już ją spowiło i otuliło. Jurek wstał i pochylił się nad jej plecami. Chciał wyjąć ołó-
wek spomiędzy jej palców, lecz Janka je zacisnęła. - Zostaw. - Oddaj go - powiedział cicho i
Janka rozsunęła palce. Włożył ołówek do słoiczka z innymi ołówkami, wyciągnął spod głowy
Janki nieco wilgotny papier i starannie go złożył. Odsunął dłonie Janki od uszu, raz jeszcze
się pochylił i coś szepnął, ale nie wiadomo co, bo za oknem właśnie przetoczył się tramwaj
dwuszynowy i kruk na drzewie wrzasnął do kruka.
Trzeba było wracać przed nowym dniem pracy, przed wtorkiem ośmiogodzinnym w
przymusie, bezkresnym w tęsknocie, tam gdzie puste biurko i krzesło przystawione do niego
za blisko. Przez okno patrzono na przystanek, i Jurek objął Jankę, żeby mama mogła dalej
martwić się i zagryzać, i dziwną mieć nadzieję. Z tramwaju od razu pobiegli do kolejki, zdą-
żyli w ostatniej chwili i usiedli w ostatnim wagonie. Jurek trzymał Jankę za rękę i rozglądał
się dyskretnie w lewo i w prawo. Za Włochami w wagonie się przerzedziło i Jurek zapytał
Jankę wpatrzoną w mijane ogrody, w karne rzędy krzewów: - Czy wiesz, dlaczego to zrobiła?
Wciąż o tym myślę.
- Ty możesz żyć. Tak do mnie szepnęła. Wtedy, rano. Ty możesz żyć - odpowiedziała
krzewom.
- Tak powiedziała?
- Ty możesz żyć.
- To właśnie?
- Tylko to. Ty możesz żyć.
- Ona też mogła. W raju, w Tworkach. Jak u Pana Boga za piecem.
- Ty możesz żyć. Tak mi powiedziała. A ona już nie mogła. Rozumiesz?
- Nie. Dokąd tak chodziła, do kogo? Czego szukała? - zapytał Jurek ścieżki tuż przy
torach. - Czy wiesz, gdzie chodziła? Powinnaś wiedzieć, widziałaś przecież, jak gdzieś cho-
dzi.
Janka milczała.
- Czy chodziła do kogoś? Musiała chodzić? Ktoś czegoś od niej chciał?
Janka milczała i drzewa za oknem migały jak sylaby nieludzkiej ciszy.
- Kogoś odwiedzała? Dla kogoś pracowała? - zapytał Jurek grupę chmur na niebie. - O
czymś wiedziała, czego my nie wiemy? Czegoś się domyślała?
Domki przy torach były teraz rzadsze i takie dziwne, że zamieszkałe.
- Coś jej było? Przed czymś uciekała? Nie mogła po prostu dalej kochać Olka i już?
Powinnaś wiedzieć. Ktoś to powinien wiedzieć.
- Dojeżdżamy - powiedziała Janka do roweru przy płocie.
- Jest mi teraz bardzo zle. Zupełnie nie mogę sobie poradzić - powiedział Jurek do
Janki. - Coś ze mną niedobrze. Pomóż mi.
Kolejka zatrzymała się z piskiem, Jurek wyskoczył pierwszy i podał Jance dłoń. Od
strony Milanówka i Podkowy zaczęło zmierzchać i skromne tworkowskie światełka pulsowa-
ły czule i przyjaznie. Przytuleni, przeszli przez bramę jak przez drzwi do pluszowej sypialni.
Rozdział 21.
Klawisze nie wciśnięte, chwile nieujęte. I dobrze, dni mijały niedosmażone, łykane
bez smaku. Jurek mówił coraz mniej i zdarzało się, że całe wieczory spędzali z Janką w ciszy,
grając w okręty pijąc herbatę i czekając, aż zasną. Załatwił z Kaltzem, żeby nie jezdzić do
Pruszkowa, za nic w świecie tam nie jezdzić, herr dyrektor, i kiedy miał tylko nieco czasu dla
siebie, spacerował. Bolały go stopy, zbyt płaskie i kiepsko obute na marsze milczenia, na wy-
kuwanie ścieżek w ogrodzonej pustce. Alejka za alejką, dęby i topole jak słupki kilometrowe,
drugie okrążenie równika, drugi rok w Tworkach, całe życie w nogach. Tam już widać pierw-
sze pączki na krzakach, koty spotykają się od strony ogona, lecz ile jeszcze kroków i po co
komu, mówił Jurek do siebie, po co komu nowe dni. Była niedziela, więc chodził już od sa-
mego rana, zaraz po wyjściu z kapliczki, i teraz usiadł wreszcie, znużony, na ławce przy
głównej alejce, wystawiając twarz do słońca. Zrobiło się tak ciepło, że się zdrzemnął. Gdy
otworzył oczy, zobaczył obok siebie Antyplatona. Też chyba drzemał, oczy miał zamknięte,
twarz zapadniętą, wychudzoną. Nie dopiął palta na piżamie i zdaje się, że włożył pod sandałki
drugą parę skarpet, bo przez dziury prześwitywały prążki w innym kolorze. Kiedy Jurek się
poruszył, otworzył oczy i powiedział cicho: - Piękna pogoda jak na tę porę roku. Wkrótce
wiosna w całej krasie.
Jurek milczał, chciał spać, chodzić, siedzieć i spać, żeby znowu minął dzień.
- Co się stało? - spytał Antyplaton.
- Jak to, co?
- Niech pan opowie, panie księgowy.
- O czym mam opowiedzieć? - żachnął się Jurek.
- O Soni - Antyplaton lekko się uśmiechnął.
- Co o niej?
- Wszystko o niej.
- Dlaczego o niej? Przecież pan wie. Jej nie ma. Ona nie żyje. Ona umarła. Ona za-
kończyła żywot. Ona wyzionęła ducha. Ona odeszła z tego świata pod koniec grudnia tysiąc
dziewięćset czterdziestego trzeciego roku naszej ery. - Jurek znowu żachnął się, zamilkł, i
Antyplaton zapatrzył się ponuro w swoje skarpetki, unosząc lekko lewy pośladek. Po chwili
spojrzał na Jurka z nagłym ożywieniem.
- Głodno od tygodnia. Wystarczy, że pan dowożący nie pojedzie z Kaltzem i już guzik
mamy na talerzu. Pan skupujący to dopiero potrafi!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pobieranie ^ do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ download ^ ebook
Menu
- Home
- KsiÄ ĹźÄ nocy (1978) Marek Nowakowski
- Curwood James Tajemnica Johna Keitha
- Daria Doncowa Zupa ze zśÂotej rybki
- Armentrout Jennifer L. Shadows 0.5
- Król M. Demokracja filozofia i praktyka
- Dziewczyna ze snu Sekrety 02 Barbara McCauley
- ćÂosić Bora Rola mojej rodziny w śÂwiatowej rewolucji
- Barbara Boswell Od pierwszego wejrzenia
- Fiedler Arkady DzićÂkujć Ci, Kapitanie
- HAE HD4728 A Water Baby
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bhp-bytom.keep.pl
Cytat
Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.