Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ze starą kucharką. Uśmiechnęła się do niego i zobaczyła, jak
nerwowo przełyka ślinę. Zrobił się czerwony jak koszula, którą miał
na sobie. Kątem oka dostrzegła, że Luk trąca chłopaka stojącego
najbliżej. Nagle wszyscy zaczęli dziękować.
- Proszę, siadajcie - powiedziała, przechodząc do drugiej fazy
swojego planu. Wszyscy przełożyli nogi przez ławy i sięgnęli po
sztućce. Sassy uśmiechnęła się.
- Więc? Czego życzylibyście sobie najpierw? - zapytała,
przynosząc dwa dzbany soku.
Z tyłu Luk dotknął jej ramienia. Odwróciła się i zobaczyła, że
bacznie ją obserwuje. Jak to możliwe, że dotykiem i swą obecnością
wywoływał w niej takie reakcje.
- O co chodzi? - zapytała.
- Wydaje mi się, że oni są przyzwyczajeni jeść wszystko naraz. Tak
jest najszybciej.
- Och - powiedziała. Właśnie chciała znalezć powód, żeby Luk nie
mógł zasiąść do jedzenia i jego uwaga podsunęła jej pomysł. -
Oczywiście. Czy pomożesz mi w podawaniu?
Skinął głową i zaniósł przeładowane półmisy na stół. W ciszy
znikała porcja za porcją. Brązowy sos pokrywał wszystko - bekon,
jaja i steki. Mężczyzni głośno pochłaniali jedzenie, maczając grzanki
w sosie.
Junior, dwudziestolatek o blond włosach, niebieskich oczach i
rozjaśnionych przez słońce brwiach, skończył pierwszy. Oparł się,
beknął, wyjął wykałaczkę i zaczął dłubać w zębach. Luk popukał go
w ramię.
- Junior, czy możemy porozmawiać? - skinął głową i wyszedł, nie
czekając na odpowiedz. Zdumiony młody człowiek podążył za nim.
Gdy wrócili, po wykałaczce nie było śladu.
Yancy poklepał się oburącz po brzuchu.
- Jeszcze sosu - powiedział.
Luk położył mu ciężką rękę na ramieniu. Skinął głową w kierunku
Sassy, która właśnie wyjmowała z pieca kolejną, partię grzanek.
38
RS
Pochylona, dawała Lukowi jeszcze jeden powód do rozmowy. Z
rozmysłem przekraczała granice jego wytrzymałości.
- Czy prosiłeś o coś, Yancy?
- Tak, psze pani. Czy jest jeszcze ten wspaniały sos? Poproszę.
Luk odsunął się. Wyglądał tak, jakby chciał powiedzieć: "Tym
razem udało ci się, Yancy. Ale nie ryzykuj."
Potem Bubba omal nie przewrócił kawy Merrimana, sięgając po
grzanki. Luk popukał go w ramię i obaj wyszli na chwilę.
- Najlepszy sos, jaki kiedykolwiek jadłem, Sassy - powiedział
Bubba siadając. - Przepraszam, że jestem taki nieostrożny.
Sassy czuła się jak po wygranej batalii. Cieszyła się/że smakowało
im jedzenie, i nie miała zamiaru powiedzieć nic o kucharzu, który jej
doradzał przez telefon.
Przecież Luk czekał tylko na jej błąd.
- Dziękuję, Bubba. Bardzo się cieszę.
- Jest naprawdę wspaniały.
- Cieszę się, że ci smakuje, Merriman. Jutro, specjalnie dla ciebie,
zrobię więcej. - Mrugnęła do Luka. Przewrócił oczami.
A potem był chórek pochwalny dla wszystkiego, co ugotowała.
Zadowolona, obiecała każdemu jakiś specjał. A sobie przysięgła, że
następnym razem przed podaniem sprawdzi, czy wszystko jest
gotowe.
Spojrzała na Luka i zobaczyła drgający na jego twarzy mięsień.
- Luk, jeśli nie jesteś zbyt głodny, to poczekaj chwilę i zjemy
razem.
Zajęty pilnowaniem, by nie bekali i nie drapali się, a także
obserwowaniem paradującej po pokoju Sassy, Luk nie miał odwagi
usiąść.
- Dobrze - powiedział. Zdał sobie sprawę, że liczył na to, że zjedzą
razem.
- Chester, jeśli skończyliście, to nie musicie na mnie czekać.
Dogonię was. Jack, Homer, będziecie nocowali w szałasie. Zapasy są
na miejscu.
Mężczyzni podziękowali i ruszyli do wyjścia. Gdy już ich nie było,
39
RS
Sassy odwróciła się do Luka z błyskiem w oku.
- Smakowało im, prawda? - Chciało jej się krzyczeć, taka była z
siebie dumna. - A jak grzanki i sos? Czy widziałeś, jak Trace
przechylał sosierkę, by zebrać ostatnie kropelki?
Po twarzy Luka przemknął cień podziwu. Musiał jej to przyznać.
Nie tylko była piękna, ale sprawiła również, że po dziesięciu
minutach wszyscy jedli jej z ręki. Nie przypuszczał, że karmienie
stada dobrodusznych dzikusów sprawi jej taką przyjemność.
- Spójrz na stół - odpowiedział. Sassy spojrzała na puste półmiski.
- Powiedz mi prawdę - powiedziała w podnieceniu. -Czy oni
zjedliby wszystko, cokolwiek by dostali?
Zakołysał się na piętach, obserwując ją. Policzki miała zabarwione
ciepłym rumieńcem, turkusowe oczy błyszczały, a na czole widniał
ślad mąki. Nie była wcale podobna do ekscentrycznej modelki, którą
widział w telewizji. Ciekawe, kiedy chłopcy się połapią,
- Prawie - powiedział.
- Gwozdzie? - spytała. - Zjedliby gwozdzie?
- Taak - powiedział z uśmiechem, zadowolony, że chłopcy już
poszli.
- Och, jesteś niemożliwy. Byli zachwyceni i dobrze o tym wiesz. -
Zamachnęła się na niego ścierką i skrzywiła się z bólu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.