[ Pobierz całość w formacie PDF ]
więzienia, podobno za to, że przelakierowywał skradzione samochody dla
francuskich gangsterów.
Nie były to dla nas dobre czasy, kiedy stryj Hasan siedział w więzieniu. W
naszej rodzinie nie było pieniędzy. Nie mieliśmy środków do życia i
głodowaliśmy.
Wszyscy mieli za zadanie zorganizować coś do jedzenia. Ja musiałam rano
przed szkołą i po południu po lekcjach obchodzić z Dżamila piekarnie w
sąsiedztwie i żebrać o chleb. Nasza duża rodzina potrzebowała go tyle, że
jedna runda żebracza nie wystarczała. Wieczorami chodziliśmy do
dalekiego krewnego, który sprzedawał mięso na targu. Jeśli mieliśmy
szczęście, dostawaliśmy kości, chrząstki i resztki, z których można było
ugotować zupę.
Nierzadko wracaliśmy jednak z pustymi rękami. Wtedy ciotka nas biła.
Krzyczała na mnie:
- Wcale nie byłaś u rzeznika, ty rozpuszczona gówniaro, włóczyłaś się, ty
RS
94
dziwko, zamiast postarać się o jedzenie.
Miałam osiem lat i nie wiedziałam, co znaczy słowo dziwka". Ale nawet
nie miałam okazji zapytać. Bo ciotka przewracała mnie na ziemię, schylała
się nade mną i spiczastymi paznokciami szczypała mnie w uda od
wewnętrznej, delikatnej strony, tuż pod wargami sromowymi. Kiedy
skowyczałam z bólu, krzyczała:
- Przestań robić teatr!
Czasami zapominała o udach i brała się od razu do policzków. Wwiercała
paznokcie w skórę i szarpała, aż leciała krew. Jeszcze dzisiaj mam po tych
torturach małe blizny na twarzy.
W tym okresie często szliśmy spać posiniaczeni, z krwawiącymi ranami i
burczącym żołądkiem. Ciasno do siebie przytuleni zasypialiśmy, szukając
pocieszenia w cieple ciał rodzeństwa.
Dżamila i ja miałyśmy słodką tajemnicę i nadzieję, że ciotka nigdy się o niej
nie dowie. Na naszych żebraczych wyprawach przechodziłyśmy obok
małego hotelu, należącego do pewnego człowieka, którego nazwiska nigdy
nie poznałyśmy. Nazywałyśmy go Bu Dirham - mężczyzną z dirhamem. Za
każdym razem, gdy przechodziłyśmy rano obok jego hotelu, tak długo
kręciłyśmy się koło wejścia, aż nas zauważył - dwie małe dziewczynki.
Wtedy Bu Dirham wychodził, nie mówiąc ani słowa głaskał nas po głowie i
wciskał Dżamili, starszej, monetę do ręki.
Mówiłyśmy cichutko: Niech Allah będzie łaskawy dla pańskich rodziców",
i uciekałyśmy, zanim się rozmyśli.
Za tego dirhama kupowałyśmy masło i marmoladę, rozcinałyśmy jeden z
chlebów, wkładałyśmy do środka masło i marmoladę i zawijałyśmy jedzenie
w gazetę. Nie miałyśmy odwagi jeść, bo ciotka codziennie rano sprawdzała
nasz oddech.
- Chuchnij! - rozkazywała. Marmoladę i masło od razu by wyczuła. Dlatego
chowałyśmy nasz łup pod drzewem koło szkoły i zjadałyśmy szybko przed
lekcjami.
Codziennie żałowałam, że nie mogłam smakować tego chleba. Ale bałyśmy
się, że kuzyni nas przyłapią. Od razu by wygadali. I znowu w domu
RS
95
dostałybyśmy lanie.
Poza tym w żadnym razie nie mogłyśmy się spóznić do szkoły. Czekał tam
dyrektor, którego nazywałyśmy odwróconą butelką oranginy", bo miał
gruby brzuch i wyjątkowo chude nogi. Punktualnie o ósmej dyrektor stawał
przy wejściu do szkoły, trzymając w ręce kawałek gumowego węża, którym
bił wszystkich uczniów usiłujących po ósmej przemknąć się przez bramę.
Gdy dyrektor trafiał kogoś swoim wężem, rozlegało się głuche, bolesne
pacnięcie, a na skórze pojawiały się pręgi podbiegłe krwią.
RS
96
Królestwo duchów
Za przepięknym miastem Tarudant, gdzie mój ojciec chciał zostać
pochowany, zaczynają się najwyższe góry w Maroku - Atlas Wysoki.
Serpentyny wijące się po stromych zboczach prowadzą do Dżabal Tubkal,
pasma górskiego wysokości ponad czterech tysięcy metrów pod zawsze
błękitnym niebem i pokrywą wiecznego śniegu.
Kilka lat temu pojechałam w Atlas Wysoki. Zjechaliśmy samochodem na
wypłukany szlak, prowadzący coraz głębiej w góry. Nasze auto ledwo
pokonywało tę drogę. Z lewej strony szlaku schodziły kilkaset metrów w
dół zielone doliny, z prawej piętrzyły się skały wysokie jak dom.
Jakiś chłopiec rozbijał kilofem kamienie, które stoczyły się ze stromego
zbocza na drogę. Zatrzymaliśmy się i daliśmy mu parę dirhamów. Taki jest
zwyczaj w górach. Z datków kierowców to dziecko utrzymuje swoją
rodzinę. Nikt mu nie kazał pracować na drodze - robi to, by krewni cierpieli
mniejszą biedę.
W górach wszędzie widać dzieci, usiłujące zrobić jakiś interes. Gdy
nadjeżdża jeden z rzadkich tu samochodów, wyskakują na drogę z wiązkami
ziół, garnuszkami miodu albo owocami i próbują je sprzedać.
W końcu dojechaliśmy do regionu Imintakin. Zatrzymaliśmy się w górskiej
wiosce, bo droga nagle się skończyła. Młody człowiek zaprowadził nas
przez wieś w dół nad strumień, nad którym kobiety prały bieliznę, a
mężczyzni przechadzali się ze swoimi osłami. Dzieci przyniosły nam owoce
z drzew, a ja spróbowałam, czy potrafię jeszcze tak obrać figi opuncji, żeby
nie powbijać sobie kolców w ręce i palce. Zrezygnowałam już po pierwszej
fidze. Ale moja siostra Wafa, do dzisiaj pracująca jako nauczycielka
analfabetów w wiosce sąsiadującej z Ad-Dirhem, gdzie się urodziłam, bez
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pobieranie ^ do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ download ^ ebook
Menu
- Home
- Edgar Rice Burroughs MarsjaĹski 01 KsiÄĹźniczka Marsa
- Cykl Pan Samochodzik (53) Gocki ksiÄ ĹźÄ Sebastian Miernicki
- Terry Pratchett NomĂłw ksiÄga kopania [pl]
- KsiÄ ĹźÄ nocy (1978) Marek Nowakowski
- 671. Jordan Penny MaĹĹźeĹstwo z ksiÄciem
- Weston Sophie KsiÄ ĹźÄ pustyni
- Sandy Jones MĂłj ksiÄ Ĺźe
- Arthur Keri Zew Nocy 02 CaśÂujć c grzech
- Stryjkowski Julian Austeria
- Henry Kuttner The Time Axis
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- meksyk.pev.pl
Cytat
Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.