Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- No, świetnie - Mitch pochylił się nad dziewczynkami. - Dostałyście nowe łóżeczka,
ale nie macie ochoty spać.
- Nie możemy ich tak zostawić - Britt wzięła Danni na ręce.
Mitchowi ten pomysł niezbyt się spodobał. W jego książce było napisane, że o tej
porze nie należy nosić dzieci na rękach, chyba że są chore. Poza tym sam był już okropnie
zmęczony i marzył o kilku choćby godzinach snu.
PDF stworzony przez wersję demonstracyjną pdfFactory Pro www.pdffactory.pl/
- Co robimy? - zapytał.
- Chyba powinniśmy je trochę ponosić. Nic innego nie przychodzi mi do głowy.
Wobec tak zdecydowanej postawy sąsiadki Mitchowi nie pozostało nic innego, jak
tylko wziąć na ręce Donnę. Oboje z Britt spacerowali tam i z powrotem po przestronnej
sypialni, kołysali maleństwa i szeptali im coś do uszka. Dziewczynki uspokoiły się
wprawdzie, ale oczki wciąż miały szeroko otwarte.
- Powiedz mi - poprosił Mitch po kwadransie tej morderczej wędrówki - czy rodzice w
ogóle sypiają?
- Z tego, co słyszałam, to nie sypiają.
Mitch jęknął. Zrobił to tak zabawnie, że Britt zachciało się śmiać.
- Nie martw się - pocieszyła go - powinny zaraz usnąć. - Jeszcze parę minut.
- Nie mogę zrozumieć, jak do tego doszło - odezwał się Mitch po kolejnych kilku
minutach.
- Do czego?
- Jak to możliwe, żeby matka zostawiła dwójkę niemowląt na korytarzu jakiejś
kamienicy?
- Myślę, że była wykończona i zrozpaczona - odrzekła Britt. Sama zastanawiała się
nad tym od chwili, w której znalazła dzieci pod drzwiami mieszkania swego sąsiada.
Albo naćpana, pomyślał Mitch, ale nie powiedział tego głośno. Nie chciał straszyć
Britt. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
- Nie sądzisz, że ona powinna wrócić, żeby sprawdzić, co się stało z dziećmi? -
zapytał.
- Nie pomyślałam o tym - zatroskała się Britt. - Jeśli Janine rzeczywiście wróciła, to
szukała dzieci nie w tym mieszkaniu, co trzeba.
- Na pewno zadzwoniłaby do ciebie.
- Może tak, a może nie. Wiesz co, włożę w twoje drzwi kartkę. - Britt zatrzymała się
przy biurku. Położyła sobie niemowlę na ramieniu i przytrzymując je jedną ręką, drugą
szukała papieru i długopisu.
- Niezły pomysł. Tylko nie pisz, gdzie ich szukać. Napisz może tak:  Informacje na
temat blizniaczek w mieszkaniu numer...
- Dobrze - Britt napisała to, co jej podyktował, i wybiegła z pokoju.
W kilka chwil była z powrotem. Promienna, najwyrazniej bardzo zadowolona z siebie.
- Załatwione - powiedziała. - Teraz czuję się znacznie lepiej.
Skłamała. Wcale lepiej się nie poczuła. Nawet przeciwnie. Tajemnicza Janine z każdą
PDF stworzony przez wersję demonstracyjną pdfFactory Pro www.pdffactory.pl/
godziną stawała się dla niej coraz mniej realna, za to jej dzieci jak najbardziej prawdziwe i z
każdą chwilą coraz ważniejsze.
- Wiesz co - powiedziała do Mitcha, który półprzytomny ze zmęczenia krążył po
pokoju z maleństwem na rękach - spróbuj może usiąść w tym bujanym fotelu, który stoi w
salonie.
Mitch skorzystał z pomocy fotela, ale Donnie wcale się ten pomysł nie podobał. Nie
chciała, żeby ją kołysano. Chciała się bawić. Tak długo wierciła się i popiskiwała, aż wreszcie
Mitch włożył ją z powrotem do łóżeczka i dotykając palcem brzuszka maleństwa, zaczął
wyśpiewywać swoje bezsensowne piosenki. Dopiero wtedy maluch się uśmiechnął i po
swojemu zagaworzył do Mitcha.
- Posłuchaj - zawołał Mitch. - Ona też próbuje śpiewać.
Zademonstrował Britt umiejętności swojej podopiecznej, która ucieszona, gaworzyła
w takt jego piosenki.
- Czy to nie wspaniałe? - zawołał podekscytowany.
- Obie są wspaniałe - przyznała Britt, zadziwiona widokiem playboya, którego tak
bardzo zachwycają dzieci.
Znów zaczęła spacerować po pokoju. Była tak zmęczona, jakby przewędrowała już ze
dwadzieścia kilometrów, a wtulona w jej ramię Danni ani myślała o spaniu. Britt postanowiła
nie marnować czasu. Przerzuciła sobie małą przez ramię i zagadując do niej przyjaznie,
poszła do kuchni nastawić wodę na herbatę. Danni przyglądała się wszystkiemu z takim
natężeniem, że aż na małym czółku pojawiły się zmarszczki. Britt była zachwycona.
Obecność maleństwa, jego ciekawość świata sprawiały jej trudną do wyobrażenia
przyjemność.
- Słodka dziecina - szepnęła, całując małą główkę. Wróciły do salonu. Mitch znów
siedział w fotelu z Donną na kolanach. Tym razem oboje spali. Jest taki ładny, pomyślała
Britt. Nic dziwnego, że trudno mu się oprzeć. Tak ślicznie wygląda z dzieckiem na kolanach.
I wciąż mocno trzyma Donnę, chociaż sam już śpi.
Dopiero teraz Britt zdała sobie sprawę z tego, że Danni także od paru minut nie
gaworzy. Britt ułożyła śpiące maleństwo w prowizorycznym łóżeczku i wróciła do salonu po
Donnę. Niestety, musiała obudzić Mitcha, bo tak mocno trzymał małą w objęciach, że Britt
nie mogła jej odebrać piastunowi.
- Mitch - dotknęła jego ramienia. - Obudz się, Mitch.
- Co? Co się stało? - mrugał oczami, zupełnie zdezorientowany.
- Donna już śpi. Daj mi ją i sam też idz do łóżka.
PDF stworzony przez wersję demonstracyjną pdfFactory Pro www.pdffactory.pl/
- Dobrze. - Przecierał zaspane oczy.
Co za ulga, westchnęła Britt, sięgając po Donnę. Obie śpią, więc może i nam uda się
trochę pospać. Mitch powinien chyba pójść do domu. W końcu nie mieszka zbyt daleko. Jeśli
będzie potrzebny, w każdej chwili mogę go obudzić.
- Idz spać - powtórzyła, patrząc czule na Mitcha. Gdyby był całkiem przytomny, nie
ośmieliłaby się tak na niego spojrzeć. - Idz do domu. Teraz już sama sobie poradzę z dziećmi.
Ostrożnie wzięła Donnę na ręce i ułożyła ją w łóżeczku.
- Zpijcie, moje skarby - wyszeptała, otuliwszy maleństwa kocykami. - Pośpijcie
chociaż parę godzin. Bardzo was proszę.
Wstała, odwróciła się i dopiero teraz stwierdziła, że Mitch dosłownie potraktował jej
propozycję. Kazała mu wprawdzie iść do łóżka, ale myślała oczywiście o jego łóżku, a nie o
swoim. Tymczasem on się rozłożył w jej sypialni, na jej własnej pościeli.
- Niedokładnie mnie zrozumiałeś - mruknęła.
Już miała wyciągnąć rękę i znów go obudzić, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie.
A cóż to w końcu za różnica? pomyślała. Ten biedak jest taki zmęczony. Zpi jak
kamień. Zresztą przez cały wieczór zachowywał się bez zarzutu. Zrezygnował nawet z randki.
Naprawdę nic mi się nie stanie, jeśli go u siebie przenocuję. Może jeszcze tylko chwilę
posiedzę na wypadek, gdyby maleństwa się obudziły.
Britt zdjęła śpiącemu mężczyznie buty i okryła go kocem. Po raz kolejny tego
wieczoru stwierdziła, że ma wyjątkowo przystojnego sąsiada.
A ja jestem wyjątkowo zmęczoną kobietą, pomyślała. Oczy mnie pieką. Naprawdę
muszę się położyć. Chyba prześpię się na kanapie. Chociaż właściwie... Nie będę się
wygłupiać. Mitch śpi, a łóżko jest szerokie. Zdejmę bluzkę i spódnicę, a potem wsunę się pod
kołdrę. Nawet go nie dotknę.
Britt zgasiła światło, rozebrała się i wyjęła z włosów spinki. Oczy same jej się
zamykały. Już zasypiała, kiedy usłyszała głos Mitcha. Drgnęła jak oparzona.
- Dobranoc - powiedział i zabrzmiało to tak, jakby był pijany.
- Dobranoc - wyszeptała, przyciskając dłonie do piersi, bo jej serce nagle zabiło zbyt
mocno.
Spanie w jednym łóżku z mężczyzną nie było niczym zdrożnym, ale leżenie w jednym
łóżku z mężczyzną, który nie spał, to zupełnie co innego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.