Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzwięczała w nim zapowiedz jakiejś obietnicy.  My mo\emy to zrobić.
Lucky tak\e, podobnie jak jej krewni, obserwowała Sama przez
cały wieczór, z tą ró\nicą, \e w jej wzroku nie było ciekawości, lecz
niekłamane uznanie. Postawiła Sama w dość niezręcznym poło\eniu, a
on wyszedł z tego obronną ręką. Doskonale wiedziała, jak bardzo jej
bliscy potrafią onieśmielić kogoś obcego. Robiła, co mogła, \eby Sama
ochronić, a jej wysiłki okazały się w końcu zupełnie niepotrzebne.
Był jak zwykle spokojny, grzeczny i całkowicie opanowany. I ta
właśnie jego postawa pobudzała jej wyobraznię, gdy rozmyślała o
cudownej chwili, kiedy znajdą się tylko we dwoje. Pragnęła znowu
trzymać go w ramionach, pozbawić tej maski, w której ukazywał się
światu, i ponownie poczuć dr\enie jego ciała.
Dotknęła palcami jego ramienia.
 A mo\e wolałbyś zostać...
W odpowiedzi usłyszała jedynie cichy, zmysłowy śmiech, pod
wpływem którego jej serce zabiło jak oszalałe.
Po dziesięciu minutach po\egnali się i wyszli z przyjęcia. Wkrótce
znalezli się przed domem Sama. Nawet nie spytał, czy wejdzie, po prostu
wziął ją za rękę i wprowadził do środka.
 Chcesz się czegoś napić?  zapytał.
 Mo\e być kawa?
 Oczywiście.  Poczęstował Lucky kruchymi czekoladowymi
ciasteczkami, jedno z nich wło\ył do ust i poszedł zaparzyć kawę. Jeśli
chodzi o niego, jedzenie i picie były mało istotne, gdy ju\ wreszcie miał
Lucky wyłącznie dla siebie.
Przyniósł kawę i usiedli razem na sofie. Lucky mieszała zawzięcie
ły\eczką aromatyczny płyn. Tak bardzo chciała być tylko z Samem, a
kiedy tak się stało, całkowicie opuściła ją pewność siebie. Miała sucho w
ustach, a jej dłonie były zimne i spocone. Nagle doszła do wniosku, \e
rozmowa będzie najbezpieczniejszym rozwiązaniem.
 No więc  zaczęła z o\ywieniem  poznałeś całą moją rodzinę.
Co o nich myślisz?
 Nie mówmy teraz o nich.
 Nie spodobali ci się?
 Nie o to chodzi  odparł cicho.  W tym momencie to po prostu
niewa\ne.
 Och.  Lucky upiła łyk kawy.
 Lucky, czy dobrze się czujesz?
 Zwietnie.  Jej głos dziwnie się załamał.
 Właśnie widzę.  Kąciki ust Sama zadr\ały w uśmiechu, gdy
wyjmował z jej rąk fili\ankę i stawiał na stoliku.
Przypadkowe dotknięcie palców Sama wystarczyło, \eby krew
zaczęła szybciej krą\yć w jej \yłach. Nie była ju\ zdenerwowana. Całymi
tygodniami toczyła z Samem walkę, a\ iskry leciały, a przecie\
jednocześnie coraz bardziej ją pociągał, i wreszcie okazało się, \e marzy
tylko o uścisku jego ramion.
Popatrzyła na niego szeroko rozwartymi oczami.
 I co teraz?
Przysunął się do niej tak, \e dotykali się biodrami i udami.
Pogładził ją po policzku, a potem rozwichrzył jej włosy palcami.
 Znasz odpowiedz.
Znała, lecz chciała ją usłyszeć.
 Powiedz mi.
 Teraz  szepnął  będę cię całować.
Powoli zbli\ył wargi do jej ust. Te wargi były miękkie, gorące i
trochę pachniały czekoladą. Ich dotyk był zdecydowany i elektryzujący.
Serce Lucky odpowiedziało łomotem.
Jak to się stało, myślała, \e Sam tak szybko wzbudził w niej
płomień po\ądania. Zwłaszcza \e ledwie go znała, a poza tym częściej
był jej przeciwnikiem ni\ przyjacielem. W przeszłości tego typu odczucia
narastały w niej powoli, jako naturalna konsekwencja coraz bardziej
za\yłych stosunków z mę\czyzną. A mimo to jej obecne doznania tak się
miały do poprzednich doświadczeń, jak po\ar buszu do palącej się
zapałki.
Nie zamierzała się nad tym dłu\ej zastanawiać. Rozchyliła wargi i
poddała się zaborczej i pełnej słodyczy pieszczocie jego języka. Tak,
tego właśnie pragnęła, och, jak bardzo.
Sam zanurzył palce w jej włosy, a potem przesuwał dłoń wzdłu\
szyi, w stronę piersi. Lucky osunęła się na sofę i przyciągnęła go do
siebie. Przywarł do niej z cichym jękiem. Jak dobrze, pomyślała. Miała
wra\enie, \e jej ciało zostało stworzone dla niego. Westchnęła z
rozkoszy, gdy Sam objął jej pierś dłonią. Poło\yła na niej swoją i
przycisnęła ją, \eby jeszcze spotęgować cudowne doznanie.
Wydawało się, \e Lucky jest oszołomiona własną pasją, z jaką
odpowiadała na jego pieszczoty... i nadal w głębi duszy niezdecydowana.
Sam odetchnął głęboko, oderwał się od niej i usiadł. Patrzył, jak Lucky
otwiera rozmarzone i prawie nieprzytomne oczy. Wyciągnęła ku niemu
rękę, zawahała się i ujęła go za ramię.
 Co się stało?
 To nie w porządku.
 Nie rozumiem.  Lucky równie\ usiadła.  Myślałam, \e ty... \e
my...  zamilkła na moment, po czym szybko zakończyła:  ...po\ądamy
siebie.
 Tak, Lucky  głos Sama był zdławiony  pragnę cię a\ do bólu.
Ale nie chcę cię uwieść. Obojgu nam potrzeba czasu, \eby poznać nasze
uczucia.
Lucky ze zmarszczonymi brwiami rozwa\ała jego słowa. Miał
rację. Została uwiedziona jego inteligencją, błyskotliwością, wra\eniem,
jakie na niej robiło jego zgrabne, szczupłe ciało, i urokiem szarych oczu.
Lecz przecie\ miała te\ pewne zastrze\enia.
Sam całkowicie ró\nił się od znanych jej w przeszłości mę\czyzn,
którzy najpierw byli jej przyjaciółmi, a dopiero pózniej kochankami.
Wiedziała, czego mo\e od nich oczekiwać, czuła się z nimi bezpieczna.
A jeśli jej ówczesne doznania seksualne były jedynie nieco
przyjemniejsze od trzęsienia ziemi, có\, widocznie tak to musiało być.
Z Samem wszystko wyglądało inaczej. Nie wiedziała, czego się
mo\e po nim spodziewać. Pod względem intelektualnym stanowił dla
niej wyzwanie. W sferze erotycznej potrafił jak nikt przyprawić ją o
zawrót głowy. A uczucie? To się dopiero oka\e.
Demonstracyjnie zaczęła wygładzać ubranie. Gdyby paliła, to
właśnie teraz byłby wymarzony moment na papierosa. Sięgnęła po
ciasteczko jako namiastkę i popiła je letnią kawą.
ROZDZIAA 7 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.