[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Przepraszam - powiedziała Holly pogodnie.
Siłą woli zmusił się do wypuszczenia uchwytu z dłoni i usiadł
wygodniej. Przecież samochód ma mocną karoserię, jadą bardzo wolno, a
Holly doskonale prowadzi.
Mimo to nadal był mokry od potu.
Jeremiah Sproat poza chronicznym kaszlem nałogowego palacza i
ogólnym osłabieniem organizmu, typowym dla wieku starczego, miał
lekkie zapalenie płuc. Jak wynikało z jego karty choroby, za parę miesięcy
kończył sto lat i w związku z tą rocznicą miał otrzymać telegram z
gratulacjami od królowej.
Holly nie wątpiła, że nie ominie go ta przyjemność, bo choć miał
teraz zapalenie płuc, był z natury twardym człowiekiem o zaskakująco jak
na swój wiek sprawnym i żywym umyśle. Dowodem tego były jego
62
RS
błyszczące oczy i potoczystość mowy, nieco teraz przytępione przez zły
stan zdrowia. Holly pamiętała go sprzed lat, kiedy odwiedzała farmę ze
swym ojcem, a Jeremiah ciągle pracował. Już wtedy wydawał jej się
sędziwym starcem. Prawdę mówiąc, przez mniej więcej dwanaście ostat-
nich lat chyba niewiele się postarzał.
Teraz najwyrazniej czuł się niedobrze. Kolor jego skóry, który tak
zaniepokoił panią Sproat, był istotnie dziwny. Jego cera przybrała
kredowoszary odcień o niebieskawym zabarwieniu, typowym przy
niedotlenieniu, a kości policzkowe pokrywały sine plamki. Miał lekko
podniesioną temperaturę, a w płucach słychać było wyrazne szmery.
Oddychał z trudem, a kiedy kaszlał, wypluwał flegmę ze śladami krwi.
Holly pomyślała, że powodem tego jest dym z papierosów, który unosił się
w całym pomieszczeniu jak mgła.
Kiedy wygłaszała mu wykład na temat szkodliwości palenia, okazało
się, że pan Sproat jest chwilowo głuchy jak pień. Podała mu antybiotyki, a
dalszą ich serię przepisała na recepcie, którą wręczyła jego synowej.
Znalazła, Dana w biurze farmy, w którym syn Jeremiaha, John, zasypywał
go szczegółami dotyczącymi rodowodów nagrodzonych krów.
- Czy ja pani przypadkiem nie znam, młoda damo? - spytał John
Sproat, przyglądając jej się uważnie.
Holly uśmiechnęła się.
- Owszem. Jestem córką Phillipa Blake'a.
- Wydawało mi się, że gdzieś panią już widziałem. Była pani wtedy
trochę młodsza.
- Znacznie młodsza. To musiało być jakieś dwanaście lat temu.
Przykro mi, że nie możemy pogawędzić, ale dostaliśmy następne
63
RS
wezwanie. Obawiam się, że jest ono dość pilne. - Uśmiechnęła się
ponownie. - Przepraszam. Doktorze Elliott?
- Już idę. Przykro mi, że muszę przerwać naszą rozmowę, panie
Sproat. Widzę, że ma pan wspaniałe stado. %7łyczę Szczęśliwego Nowego
Roku.
Wypadli z farmy jak z procy i pospiesznie wskoczyli do samochodu.
- Uff! - westchnął Dan. - Dzięki Bogu, że mamy to następne
wezwanie. Dokąd jedziemy?
- Do moich rodziców. Oni nas nakarmią.
Gwałtownie się wyprostował.
- Co takiego?
- Wszystko w porządku - powiedziała uspokajająco. -I tak musimy
oddać samochód.
- A jeśli ktoś będzie nas potrzebował?
- Przecież mamy telefon komórkowy.
Skupiła uwagę na drodze, ale mimo to czuła na sobie jego
przenikliwy, pełen dezaprobaty wzrok.
- Nie wiedziałem, że wybieramy się na kolację. Nie jestem
odpowiednio ubrany.
Roześmiała się głośno.
- Przecież mówimy o mojej rodzinie, a poza tym nie będzie to
wystawna kolacja. Jak znam mamę, dostaniemy w salonie górę kanapek i
nadziewanych placków, które będziemy jeść, trzymając talerze na
kolanach. Otoczą nas psy w nadziei, że coś im skapnie, a koty będą
próbowały ukraść z tacy śmietankę. Uwierz mi, że wyglądasz wspaniale.
64
RS
Kątem oka dostrzegła jego uda i tylko nadludzkim wysiłkiem nie
wypuściła kierownicy. Dan przez chwilę mruczał coś pod nosem, a potem
- ku jej zadowoleniu - zapadł w milczenie. Miała nadzieję, że nie zachowa
się zbyt nieuprzejmie wobec jej rodziny, którą kochała z całego serca i nie
zniosłaby, gdyby Dan komuś dokuczył. Rozważała możliwość
uprzedzenia go o tym, ale zrezygnowała z tego. W końcu jest
wystarczająco dorosły, by wiedzieć, jak się zachować.
Dojechali bez przeszkód na miejsce. Holly zaparkowała land rovera,
szybko przeniosła rzeczy z powrotem do swojego samochodu i
zaprowadziła wyraznie niechętnego Dana do rodzinnego domu.
W kuchni nie było żywego ducha, jeśli nie liczyć kota, który spał
zwinięty w kłębek na stercie starannie złożonej, czystej bielizny. Z
drugiego końca korytarza dobiegły ich wesołe głosy. Holly instynktownie
wyczuła, że idący za nią Dan stąpa coraz bardziej niepewnie. Intuicja
podpowiedziała jej, jaki jest tego powód; znów ogarnęło ją współczucie.
Odwróciła się do niego i położyła mu dłoń na ramieniu.
- Posłuchaj, ci ludzie należą do mojej rodziny. Gwarantuję ci, że nikt
w tym domu nie ma przy sobie broni.
Jego usta wykrzywił uśmiech.
- Przepraszam. W ostatnich czasach rzadko składam wizyty.
- Powinieneś robić to częściej - odparła i nie pytając go o zdanie,
pchnęła drzwi i weszła do salonu. - Cześć. Czy coś dla nas zostało?
Miał ochotę zaszyć się w najciemniejszym kącie. Wiedział, że to
absurdalne. Doskonale dawał sobie radę z pojedynczymi pacjentami, ale
towarzystwo tylu osób, które obrzuciły go taksującym spojrzeniem,
ponieważ ich ukochana Holly pracowała z nim i mieszkała w jego domu,
65
RS
napawało go przerażeniem. Na dodatek poczuł na sobie wzrok matki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pobieranie ^ do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ download ^ ebook
Menu
- Home
- Graham Heather Tajemnice Nowego Orleanu (MiĹoĹÄ i zbrodnia w Nowym Orleanie)
- Howell Hannah WzgĂłrza Szkocji 08 Zapomniana miĹoĹÄ
- Cartland Barbara NajpiÄkniejsze miĹoĹci 85 Tajemniczy markiz
- 0488.Bevarly Elizabeth Najpierw przychodzi miĹoĹÄ
- 0281. Jordan Penny Stara miĹoĹÄ nie rdzewieje
- Millman Dan Droga miĹujÄ cego pokĂłj wojownika
- 02. W Ĺwiecie biznesu Rose Emilie MiĹosne pojednanie
- Zwierzenia Georgii Nicolson MiĹoĹÄ ci wszystko wypaczy
- Laurien Berenson MiĹoĹÄ wedĹug Lucky
- 19.1 Pan Samochodzik i zśÂoto inków t1 J.Szumski
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- worqshop.xlx.pl
Cytat
Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.