[ Pobierz całość w formacie PDF ]
aniołkiem.Od razu spostrzegłam, iż jej włosy były znacznie krótsze niż wtedy, kiedy
widziałam ją po raz ostatni. Zapewne nie zostały podcięte przez zawodową fryzjerkę.
Takie dziwne myśli przychodzą do głowy człowiekowi znajdującemu się w
kryzysowej sytuacji.
163
Gwałtownie szarpnięte przeze mnie drzwi samochodu od strony, gdzie siedział
Mahmud, natychmiast się otworzyły, ale o dziwo, nie czułam już gniewu. Byłam
spokojna i miałam wrażenie, że całkowicie panuję nad sytuacją. Wszystko, co
robiłam w ciągu ostatnich ośmiu tygodni, prowadziło do tego punktu. Oczekiwana
chwila właśnie nadeszła. Wydawało się, że jakaś magiczna siła kieruje moimi
działaniami i nic nie może mnie już zatrzymać. Podeszłam do Mahmuda i wyrwałam
mu moją małą dziewczynkę, Amirę. Na jego twarzy malowało się absolutne
zaskoczenie. Wyraznie nie wierzył, że ich wytropię. Osłupiały, pozwolił mi ją zabrać,
nie stawiając żadnego oporu. Następnie otworzyłam drzwi z drugiej strony,
pozwalając wyskoczyć małemu Allawiemu. Synek rozpromienił się i zawołał:
Mamusiu! Mamusiu!".
Przyciągnęłam do siebie dzieci i stałam przed tym arabskim domem, w rozdartym
wojną Bagdadzie, o tysiące kilometrów od Londynu. Cha-lid i Marlon podeszli
bliżej, chwycili swego małego brata i siostrę, całując ich i przytulając. Ponad ich
głowami spojrzałam na męża, a ten wyzywająco wytrzymał moje spojrzenie. Znowu
poczułam niepokój. Co się teraz stanie? Kto zrobi pierwszy krok? Czy Mahmud
będzie po prostu stał z boku, kiedy zabiorę jego dzieci - nasze dzieci - daleko stąd, z
powrotem do Anglii, a wówczas prawdopodobnie nigdy więcej ich nie zobaczy? Nie
przewidziałam, co zrobię, gdy ta chwila nadejdzie.
W tym momencie, kiedy wszyscy staliśmy jak wrośnięci w ziemię, zjawiła się nagle
Tracey, biegnąc ku nam drogą.
- Nie martw się, Donya - krzyknęła do mnie. - Spotkałam oddział amerykańskich
żołnierzy i wytłumaczyłam im wszystko. Zajmą się całą sprawą.
Słysząc te słowa, uświadomiłam sobie odgłos dudnienia, wydawany przez ciężką
maszynę, i zgrzytanie gąsienic. Spojrzałam w górę ulicy i zobaczyłam jadące w
naszym kierunku dwa ogromne czołgi. Wyglądało to niewiarygodnie, niczym scena z
jakiegoś filmu. Kiedy czołgi zbliżały się do nas, nikt nic nie mówił. Nagle
postanowiłam przejąć inicjatywę. Alla i jego brat wysiedli z samochodu. Mahmud
natychmiast zaczął coś podejrzewać, pytając, kim oni są. Uspokoiłam go i
powiedziałam, że po prostu towarzyszą mi w podróży. Odwracając się do siostry,
poleciłam:
- Tracey, zabierz dzieci i wsadz je do samochodu. Nadszedł czas, żebym zamieniła
kilka słów z Mahmudem.
Zwiadomość, że zbliżają się do nas czołgi, wyraznie mnie ośmieliła. Zdawałam sobie
sprawę, że mój mąż nie będzie próbował zrobić czegokolwiek w obecności
uzbrojonych żołnierzy. Poszłam z nim do ogrodu -
164
mimo wszystko nie chciałam pozwolić, by dzieci widziały, jak ich rodzice się kłócą.
- Mahmudzie, jak mogłeś wyrządzić mi taką krzywdę? - zapytałam ze złością.
Nawet teraz, po tym wszystkim, nie potrafiłam go nienawidzić. Mogłam nim gardzić
za to, co zrobił, ale dla mnie jego działania były raczej czynami człowieka
zdesperowanego, słabego niż okrutnego i silnego. Wyglądał tak żałośnie, jak mały
chłopiec, który wie, że nabroił, stoi z miną winowajcy, usiłując nie pochlipywać, i
oczekuje na karę, która z pewnością go spotka.
Skrzywił się, jakby chciał przyznać, że nie ma nic na swoją obronę, a moje zarzuty
były w pełni słuszne i uzasadnione.
- Kochałam cię, byłam dla ciebie dobrą żoną i, przede wszystkim, dobrą matką dla
naszych dzieci. A ty je porwałeś. Jak mogłeś? Czy zrobiłam cokolwiek, żeby zasłużyć
na takie cierpienie?
Mahmud zaczął się nieszczerze tłumaczyć.
- Donya, proszę, musisz mi wierzyć, miałem zamiar po ciebie posłać. Myślałem, że
moglibyśmy wszyscy być szczęśliwi tu, w Iraku...
Przerwałam mu. Nie byłam w nastroju, by z pobłażaniem przyjąć jego pełną skruchy
obłudę.
- Nigdy nie miałeś zamiaru po mnie posłać. Jak możesz tu stać i kłamać w żywe
oczy, nawet teraz, kiedy gra jest skończona? Nie pozwalałeś mi rozmawiać z dziećmi,
twój telefon komórkowy nie odpowiadał, nie przesłałeś mi żadnej wiadomości, że
dzieci dobrze się czują i są bezpieczne. Czy możesz sobie wyobrazić katusze, jakie
przeżywałam, gdy każdego dnia oglądałam wiadomości z Iraku? Dowiadywałam się,
że coraz więcej ludności cywilnej ginie w wyniku bombardowań. Nie wiedziałam
przecież, czy nasze dzieci nie znalazły się przypadkiem wśród ofiar.
W tym momencie do naszej rozmowy wtrąciła się Fatima:
- Nie miałam wyjścia. Musiałam ją tu przywiezć. Ma w torebce pistolet.
Mahmud szeroko otworzył oczy. Sądzę, że był wstrząśnięty na myśl, że przyjechałam
w pogoni za nim nie tylko w towarzystwie dwóch kierowców, ale też zaopatrzona w
pistolet. Chcąc pokazać, że nie mam zamiaru zrobić mu krzywdy, położyłam torebkę
obok w ogrodzie.
W tym momencie dwa czołgi zatrzymały się przed domem. Stało na nich kilku
amerykańskich żołnierzy w pełnym umundurowaniu, z hełmami na głowach.
Trzymali w rękach broń i patrzyli na nas. Jeden z nich zeskoczył z czołgu. W
ciemności trudno było powiedzieć, w jakim był
165
wieku - mógł mieć niewiele ponad dwadzieścia, ale równie dobrze około trzydziestu
pięciu lat. Przypuszczalnie był dowódcą.
Zwrócił się do mnie i powiedział głosem pełnym szacunku:
- Dobry wieczór. Czy jest pani matką tych dzieci? Odpowiedziałam twierdząco, zaś
Mahmud wtrącił się do rozmowy,
oświadczając:
- A ja jestem ich ojcem.
%7łołnierz patrzył na niego, nic nie mówiąc, a następnie ponownie zwrócił się do mnie:
- Czy mogłaby pani podejść tutaj i porozmawiać ze mną przez chwilę?
Przychyliłam się oczywiście do jego prośby.
- Zatroszcz się o dzieci, Tracey - powiedziałam, ale tym razem dowódca czołgu
sprzeciwił się.
- Nie, proszę pani. Dzieci zostaną z nami, dopóki nie zbadamy dokładnie sytuacji i
nie wyjaśnimy, co się tu dzieje.
Mówiąc to, on sam i dwóch członków jego załogi podniosło dzieci i posadziło je na
czołgu. Nawet w tak poważnych okolicznościach potrafiły się uśmiechnąć.
Przypuszczalnie każdy chłopiec marzy, by zostać uniesionym w górę przez żołnierza
i posadzonym w czołgu. Mogłam niemal wyczuć, co myślą w tej chwili Allawi i
Chalid: No! No! Poczekajcie, aż opowiemy o tym dzieciom w szkole!".
Wysokiej rangi, jak przypuszczałam, amerykański czołgista, odszedł ze mną kilka
metrów w dół ulicy, z dala od pancernych pojazdów i pozostałych obecnych.
- Z tego, co mówiła pani siostra - powiedział - zrozumiałem, że są to pani dzieci i
zostały porwane z Wielkiej Brytanii przez mężczyznę, który jest ich ojcem. Czy to
prawda?
Dobra, mądra Tracey, pomyślałam sobie w duchu.
- Tak, to prawda, panie oficerze - odparłam z szacunkiem.
- W porządku. Czy ma pani jakieś dokumenty lub paszporty, które stanowiłyby
dowód, że są to naprawdę pani dzieci?
Pokazałam mu nasze paszporty. Nosiłam je w oddzielnej torebce razem z innymi
dokumentami. Przejrzał je i wydawał się usatysfakcjonowany. Uznał paszporty za
wiarygodne. Zwrócił się do mnie:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pobieranie ^ do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ download ^ ebook
Menu
- Home
- Merritt Jackie Antologia Dzieci szczÄĹcia Gwiazdkowe podarunki 03 Marzenie Maggie
- 02. Lisa Jackson Dzieci szczÄĹcia Milioner i prowincjuszka
- Margit Sandemo Cykl OpowieĹci (23) Dzieci samotnoĹci
- Malewska_Hanna,_MuszyĹski_Heliodor_ _KĹamstwo_dzieci
- Jacek Matter ZalÄknione dzieci Boga
- Forgotten Realms Anthologies 03 Realms of Magic
- Frost Jeaniene Nocna śÂowczyni 01 W póśÂ drogi do grobu
- Fran MilćÂinski PreśĄernove hlaćÂe
- Lisa Kleypas Stokehursts 02 Prince Of Dreams
- Wanda Wasilewska Pokoj na poddaszu (1939)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- monissiaaaa.pev.pl
Cytat
Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.