Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wychwycił żadnego dzwięku. Albo porywacz jest niesłychanie ostrożny, albo coś go
spłoszyło i zmienił zamiar.
Po chwili znów coś się poruszyło, ktoś przestąpił próg domku. Wreszcie poruszyła się
klamka, otworzyły się drzwi i ciemna postać wślizgnęła się do środka.
Marcus zatrzasnął drzwi i obaj z Devane'em rzucili się na bandziora. Równocześnie
podnieśli broń i wycelowali w jego głowę.
- Na ziemię - warknął Marcus. - Wyciągnij ręce i nogi. No już.
Intruz zastygł w bezruchu, a Marcus się sprężył. Czy dojdzie do walki? Ale już po
chwili przestępca rzucił się na podłogę, rozciągając ramiona i nogi.
- Nie róbcie mi nic złego, proszę - zaskomlał.
Marcus przypadł do podłogi i wyciągnął kajdanki, mocując jedne na nadgarstkach,
drugie na kostkach tak bardzo oczekiwanego gościa. Następnie przewrócił go na plecy. Był to
młody mężczyzna, który pracował na wyspie ojca Jessiki. Rozpoznał go na podstawie
portretu, sporządzonego według jej opisu. Devane stał z lufą wycelowaną w głowę
rzezimieszka. Po chwili drzwi domku otworzyły się ponownie i do środka wsunęli się ludzie
Devane'a.
- Zobaczmy, co tu znajdziemy - powiedział spokojnym tonem Marcus, przeszukując
bandytę. Wyciągnął z jego kieszeni pałkę, a następnie nóż. - Wygląda na to, że nasz chłoptaś
nie chciał robić hałasu.
- Przeliczył się - powiedział Devane.
- No właśnie. - Marcus ukucnął i chłodnym wzrokiem zlustrował schwytanego. - Bo
za parę minut narobi strasznie dużo hałasu.
W oczach porywacza malowało się przerażenie.
- Co ze mną zrobicie? - zaskomlał.
To był prawie młokos. Marcus był pewien, że za chwilę wyśpiewa wszystko.
- To zależy tylko od ciebie. - Przysunął się bliżej. - Jeżeli nam powiesz to, co chcemy
wiedzieć, oszczędzimy ci drobnej gimnastyki. Inaczej, no cóż, zabawimy się. - Głos Marcusa,
zimny i obojętny, mógł naprawdę przerazić.
- Powiem wszystko - wystękał bandzior.
- A może jednak najpierw trochę z nim poćwiczymy? - rzucił od niechcenia Devane. -
Tak jakoś tu nudno.
- Nie, błagam! Naprawdę powiem wszystko. - To już nie był jęk, tylko skowyt bitego
psa.
- Na to zawsze będzie czas, jak chłoptyś będzie niegrzeczny - powiedział Marcus. -
Wiesz, gnojku, że za chwilę zdradzisz swojego zleceniodawcę i tylko w nas twoja nadzieja?
Od naszego raportu zależy, jaki wyrok dostaniesz.
- Wiem... a on i tak mi nie zapłaci.
Marcus i Devane uznali, że więzień jest już wystarczająco przygotowany do szczerej
spowiedzi.
- Więc gadaj, co tutaj robisz - warknął Marcus.
- Próbowałem odbić dziewczynę. Jest warta kupę szmalu.
- Dla kogo?
- Dla Simona.
- Jak się nazywasz?
- Tommy. Tommy Kalendar.
- A kim jest Simon?
- To facet, który nas zatrudnił do porwania córki Burke'a.
- A ten drugi? - zapytał gniewnie Marcus.
- To Steve Trace. Potrzebował mnie, żeby się dostać na wyspę Burke'ów. Pracowałem
tam i poznałem ich system alarmowy.
Nieszczęsny młokos, mimo że nadal przerażony, nie potrafił ukryć swoistej dumy ze
swojej roli, jaką mu wyznaczono.
Marcus usłyszał otwierające się drzwi sypialni, ale nie podniósł głowy. Niech Jessika
usłyszy, co się stało.
- Więc porwanie Jessiki Burke to pomysł Steve'a Trace'a?
Tommy potrząsnął głową.
- To był pomysł Simona. Ale Simon zatrudnił Steve'a, a Steve mnie.
- A jak mieliście się skontaktować z Simonem po porwaniu dziewczyny?
- Nie wiem. To należało do Steve'a. Tylko on rozmawiał z Simonem. Ja
wykonywałem rozkazy.
- A jaki był plan na dzisiaj?
- Miałem ogłuszyć dziewczynę i zanieść ją do samochodu.
- A potem?
- Steve miał wezwać Simona, mieliśmy dostać nasze pieniądze, a resztą miał się zająć
Simon.
- Okej - powiedział Marcus. - Gdzie mieliście dostarczyć dziewczynę?
Usłyszał, że Jessika poruszyła się, ale nie spuścił oczu z twarzy chłopaka.
- Nie wiem, czy mogę powiedzieć. Z tego, co mówił Steve, wiem, że Simon byłby
wściekły.
Tak naiwna odpowiedz mogła rozbawić, ale Marcusowi daleko było do śmiechu.
- Uważaj, gnojku, bo zaraz my się wściekniemy - syknął.
- Steve ma mieszkanie w mieście - szybko wyrzucił z siebie chłopak. - Czeka tam na
mnie.
- Gdzie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.