Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czymś pomóc. Rozmawialiśmy jakieś pół godziny i dopiero jak wychodzili, pan Tolly
powiedział, że ma klienta... on prowadzi stragan na rynku, pan wie.
- Tak. Wiem. Co dalej?
- Powiedział, że jeden jego klient chciałby mieć jakąś pamiątkę po Fieldingu. I że ten
klient ma zle w głowie, a nawet, że to kompletny wariat, ale robił z nim interesy i...
powiedział, że jak by dostał to pióro dla tamtego, da mi pięćdziesiąt funtów. Gotówką.
- Zapytała pani, dlaczego ten klient chciał mieć pióro Fieldrnga?
- Tak. Powiedział, że me wie i to go nie obchodzi. Dla niego był to interes i nic
więcej.
Milton wziął w rękę obydwa pióra.
- Spodziewam się, że pani - dla własnego dobra - tym razem mówi prawdę.
- Tak. Słowo daję, panie inspektorze. - Potrząsnęła głową, skurczyła się na krześle. -
Wiedziałam, że nie powinnam tego robić, że jestem idiotka, ale miałam ostatnio, tyle
wydatków, a jeszcze to, co się stało z panem Fieldingiem i... wszystko razem wziąwszy...
- Kiedy ma się pani zobaczyć z Tollym?
- Chce odebrać pióro dziś wieczór i przekazać klientowi jutro rano. Jutro jest dzień
targowy.
- Dobrze. - Wręczył jej pióro niebiesko-złote, a swoje schował do kieszeni. - A teraz
co pani ma zrobić: Nikomu ani słowa o naszej rozmowie. Po prostu da pani pióro Tolly emu i
wezmie pięćdziesiąt funtów. Zadzwonię do pani jeszcze dziś wieczór.
Bez słowa wzięła pióro i schowała w torebce. Wstała, nie mogła opanować drżących
rąk.
- Jeżeli pani zrobi, co powiedziałem, nie będzie pani miała powodu do zmartwienia.
Odwróciła głowę, skinęła i sięgnęła po chusteczkę. Kiedy w chwilę potem przechodził
koło okna, patrzyła w przestrzeń i przykładała do oczu papierową chusteczkę.
Rynek w Market Weldon, z dominującą nad nim zegarową wieżą ratusza
zaprojektowanego przez Wrena, był rozległy. Piękny bruk z okrągłych kamieni został
pieczołowicie zachowany. Plac był przecięty na krzyż chodnikami z cegły, biegnącymi z
czterech rogów. Na środku wznosiła się fontanna z tablicą, która upamiętniła tajemnicze
wydarzenie z siedemnastego wieku, kiedy to nieuczciwy kupiec przysięgał, że jego towar jest
bez zarzutu i padł rażony piorunem z jasnego nieba. W drugiej połowie dwudziestego wieku
tak usilnie dopominano się o miejsce dla samochodów, że magistrat zgodził się przeznaczyć
rynek na parking. Stanowcze sprzeciwy Rady Ochrony Zabytków w Market Weldon zostały
stłumione. W rezultacie efektowny wzór, w jaki układał się bruk i chodniki z cegły oraz
fontanna z trzynastego wieku zostały zasłonięte przez zamarłe w bezruchu banalne kształty
samochodów. Ale w środę właściciele musieli zabrać samochody, bo był to dzień targowy i
władzę na rynku przejmowali właściciele straganów.
W środę następnego tygodnia po zamordowaniu Fieldinga około południa ruch na
targu sięgnął szczytu. Zawodowi straganiarze przyjechali wczesnym rankiem pół-
ciężarówkami, ustawili stoły, rozpięli markizy i zachęcająco wyłożyli towary.
Przez stukot butów tłumu na bruku przebijały się okrzyki sprzedawców
zachwalających towary.
Milton i Phillips w cywilu nie zwracali na siebie uwagi. Wędrowali po rynku wraz z
tłumem. Rozglądali się bystro, przypatrywali twarzom i odruchowo notowali w pamięci
każdy szczegół, który potem mógł okazać się przydatny. Przy otwartej półciężarówce,
wyładowanej ręcznikami, prześcieradłami, kocami, obrusami i wszelkiego rodzaju lnianymi
wyrobami, czerwony na twarzy mężczyzna, okazałej tuszy, głębokim głosem,
przypominającym buczenie syreny ostrzegającej o mgle, trajkotał z wielką pewnością siebie,
hipnotyzując gospodynie domowe, które i otoczyły go półkolem i chciwie słuchały:
- A teraz, szanowne panie, nadzwyczajna okazja, którą przez cały tydzień trzymałem
dla was, szczęśliwców I z Market Weldon. Ta kapa jest oryginalnym dziełem japońskiego
rękodzielnictwa. W Londynie na West Endzie - gdyby panie dostały taką kapę - kosztowałaby
co najmniej siedem gwinei. Ale ja nie oferuję tej kapy za siedem gwinei. Ani za sześć. A
nawet nie za pięć. Jak wymienię cenę, ze zdumienia mowę paniom odbierze. A jednak pani,
która pierwsza podniesie rękę, zabierze tę kapę do domu, aby upiększyć swoją sypialnię tym
unikalnym okazem japońskiego rękodzieła. Cena zaś, szanowne mieszkanki Market Weldon,
jest cztery funty, dziesięć szylingów. Kto więc?... Ach, młoda dama. Od razu panią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.