[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szył ramionami. - Jak się chce, to zawsze można sobie
utrudnić życie.
- Ty ułatwiłeś je nam jak mogłeś. Jestem... zasko-
czona.
- A czego oczekiwałaś?
- Szczerze? Na początek łapówek, którymi będziecie
chcieli mnie przekupić, żebym się odczepiła. Potem te-
lefonów od twojego menedżera, informujących mnie
o tym, że jesteś w tym miesiącu zajęty i nie przyjedziesz.
Drogich prezentów dla Nicholasa, które kupowałbyś mu,
aby nie czuł do ciebie żalu za to, że znów zapomniałeś
się pokazać. A zamiast tego wszystko wydaje się takie
S
R
łatwe: pojawiasz się, kiedy cię oczekujemy, sam, bez fil-
mowców czy fanów.
- To wcale nie jest takie łatwe.
Nic więcej nie powiedział, ale Robin bez trudu mogła
sobie dośpiewać resztę. Widziała już kiedyś, jak wygląda
życie Devina. Nie miała pojęcia, jak udawało mu się po-
ruszać niespostrzeżenie samolotami czy też przyjeżdżać
tu, nie informując jednocześnie przynajmniej tuzina ludzi,
gdzie jest i dlaczego,
- Jesteśmy ci naprawdę wdzięczni za czas, który nam
poświęcasz. Bez fanek, bez ludzi z mediów... Tylko oj-
ciec i syn.
- Powiedziałaś my"?
Robin poczuła, że zbliża się niebezpieczeństwo.
- No my... Nick i ja też. - Odetchnęła głęboko świe-
żym, jesiennym powietrzem. - Och, niełatwo jest być sa-
motną matką, ale być samotną matką, przed której
drzwiami tłoczą się dziennikarze, musi być jeszcze
gorsze.
- Mogliby chodzić po zakupy. Albo robić pranie.
- Albo od czasu do czasu przypilnować dziecka -
roześmiała się.
- Rzeczywiście usiłowałem ułatwić ci życie, Robin.
- Devin nagle spoważniał. - Na tyle, na ile mi pozwo-
liłaś. Ale wiesz przecież, że któregoś dnia niektóre sprawy
się zmienią, prawda?
- Nie chcę o tym teraz myśleć. Nie dzisiaj.
- Dobrze, ale cokolwiek się stanie, pamiętaj, że to
nasza wspólna sprawa. Zdołamy rozwiązać każdy prob-
lem, dopóki coś nie stanie nam na drodze.
S
R
Myślała o tym, kiedy zapadła między nimi przyjaciel-
ska cisza. Co miało znaczyć owo coś", które mogło sta-
nąć im na drodze? Zapewne Devinowi chodziło o to, że
powinni skupić całą uwagę na wychowaniu zdrowego,
szczęśliwego dziecka. I tylko o to.
Ale przecież dzisiaj ją pocałował. I to dwukrotnie.
A teraz trzymał ją za rękę.
Robin poczuła nagle, że jest niebezpiecznie blisko;
niebezpiecznie blisko granicy, która dzieliła jej życie od
życia Devina Fitzgeralda.
Robin wyglądała prześlicznie. I miała zarazem tak
bardzo zmęczoną twarz. Nakrapiany słońcem cień przy-
słaniał teraz jej policzki, ale Devin i tak wiedział, że są
stanowczo zbyt blade. Martwiło go, że nie chciała jego
pieniędzy i że nie pozwalała mu sobie pomóc. Od mie-
sięcy obserwował, jak sama stara się radzić sobie ze
wszystkimi trudnościami. Przestał już nawet się o to gnie-
wać, bo wiedział, że tylko miłość może ją odmienić - nie
gniew.
- Zasnął - szepnęła do niego z uśmiechem.
- Skoro śpi, to nie obudzi go nawet trzęsienie ziemi.
- Devin uniósł głowę z koca, który leżał obok pledu ma-
łego. - Chodz tutaj. Nic mu nie będzie, jak pośpi sobie
sam.
Robin przez chwilę poprawiała jeszcze kocyk synka,
po czym usiadła obok Devina i skrzyżowała nogi.
- Może się zdrzemniesz? - Założył ręce za głowę
i udawał, że nie zauważa, iż dziewczyna oddalona jest
od niego o ponad metr.
S
R
- A ty co będziesz robił?
- Posiedzę i popatrzę, jak śpisz.
- Nie będzie ci się chciało. Jesteś niecierpliwy.
- Ja? Zdumiałabyś się, gdybyś wiedziała, jak bardzo
jestem cierpliwy. - Wbił wzrok w niebo i wstrzymał od-
dech.
- Na co tak patrzysz? - Ułożyła się wreszcie obok
niego. Może nie tak blisko, jak się spodziewał, ale na
pewno na wyciągnięcie ręki.
- Oglądam wersję testu Rorschacha w wykonaniu
matki natury - odparł.
- Ten test to te plamy z atramentu?
- Ja obserwuję plamy z chmur. Popatrz. Co widzisz?
- Koniki morskie i żerdzie w płocie.
- %7łerdzie?
- O, tam.
Zapewne pokazywała je palcem, ale nawet nie spojrzał
w jej stronę.
- Jesteś za daleko - powiedział. - Patrzymy na inne
chmury. Przysuń się trochę.
- To te same chmury - zaprotestowała.
- Ale z innej perspektywy.
Robin przysunęła się nieco bliżej.
- Te same! - Uderzyła go lekko w ramię. - Tylko
koniki morskie gdzieś zniknęły. Zamieniły się w delfiny.
- Nie ruszaj się. - Przesunął się w jej stronę. - Zo-
baczę, jak ty je widzisz. Popatrzmy. Delfiny? A skąd!
Widzę... Charliego Chaplina.
- Kogo?
- Tutaj... Widzisz laseczkę i melonik?
S
R
- Nie.
- To zdumiewające. Przecież on dla ciebie tańczy!
- I co jeszcze widzisz?
- Krawaty. Cyrkowe namioty. Madison Square Gar-
den...
- Daj spokój.
- Tam właśnie się znajdę, kiedy jutro stąd wyjadę.
- Masz wkrótce koncert, prawda?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pobieranie ^ do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ download ^ ebook
Menu
- Home
- 02. Greene Jennifer Klub bogatych kobiet Pienišdze to nie wszystko
- 012. Linz Cathie Na wszystko przyjdzie czas
- Zwierzenia Georgii Nicolson MiĹoĹÄ ci wszystko wypaczy
- Condon Richard Pieniadze Prizzich
- Con Air A fegyencjarat Richard Woodley
- Ashley Anne Tajemnice Opactwa Steepwood 06 Zakazana milosc
- Lourie Richard Grawitacja zero
- 095. Barker Margaret Recepta na milosc
- Graham Masterton Magia sexu czyli co zrobiÄ by twĂłj mÄĹźczyzna byĹ wspaniaĹy w Ĺóşku
- 02. W Ĺwiecie biznesu Rose Emilie MiĹosne pojednanie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- meksyk.pev.pl
Cytat
Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.