[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pewnością potrafi też nurkować, ale na pewno nie wytrzyma tak długo pod wodą jak
miejscowy rybak.
Helmuth namawiał Syngaleza, by zszedł z nim na dno, ale ten nie chciał się zgodzić.
Teraz Helmuth najwyrazniej prosił o wskazanie mu miejsca, w którym leżał rzadki
okaz. I znowu, pomagając sobie gestami rąk, rybak dokładnie wyjaśnił, jak wygląda płycizna.
- Wydaje mi się, że w tym miejscu znajduje się spore zbiorowisko owych Indian
Chank - tłumaczył dalej Sebastian. - Widzę, że pokazuje naraz wszystkie palce obu rąk, by
określić liczbę.
- Jest wśród nich tylko jedna lewoskrętna, prawda?
- Oczywiście. Ale to właśnie tamte pozostałe powstrzymują go przed zanurkowaniem
- wtrącił policjant. - Pewnie słyszał, co dzieje się ze śmiałkiem, który tknie drogocenną
muszlę.
- Tamile często plotą od rzeczy - mruknął pod nosem Sebastian.
Alfred miał dość wyczucia i dobrego tonu, by nie pytać, czy Sebastian sam
zdecydowałby się nurkować w poszukiwaniu takiego skarbu.
Helmuth zeskoczył z łodzi, odczekał chwilę, po czym nabrał powietrza w płuca i
zniknął pod powierzchnią.
- Niełatwo tu nurkować - odezwał się Alfred - woda jest bardzo zasolona, co
praktycznie uniemożliwia utonięcie, nawet jeśli ktoś miałby taki zamiar.
Sara dobrze o tym wiedziała, gdyż sama wcześniej próbowała nurkować. Woda
wypychała ją jak korek.
Helmuth nadspodziewanie długo przebywał pod wodą. Gdy się pojawił, wyraznie
domagał się dokładniejszych wskazówek. Rybak objaśniał więc dalej.
Wyglądało na to, że Helmuth wreszcie pojął, gdzie znajduje się owo szczególne
miejsce. Ponownie zanurzył się w łagodne fale.
- Co zrobimy, jeśli wyłowi muszlę? - zapytała Sara. - Odbierzemy ją? Tego bym sobie
nie życzyła.
- Nie, to nie wchodzi w grę. Będziemy cierpliwie czekać, niech inni się tym martwią.
Mam na myśli policję angielską, norweską czy miejscową. Nie możemy mu przecież zakazać
połowów muszli. Ma być ukarany za popełnienie morderstwa.
Ocean lśnił tysiącem barw, wszyscy trwali w napięciu.
- Znowu za długo - mruknął Sebastian. - Stanowczo za długo.
Sara odwróciła się w kierunku motorówki. Dostrzegła, że zaniepokojony rybak
wychyla się z lodzi i patrzy w wodę.
- Coś jest nie tak! Podpłyń bliżej! - powiedział cicho Alfred.
Sebastianowi nie trzeba było tego powtarzać, tym bardziej że rybak z motorówki już
zaczął się rozglądać za pomocą.
- Płyniemy do was! - krzyknął Sebastian.
- Niedobrze - westchnął Alfred.
Powierzchnia wody wciąż była gładka. Ani śladu Helmutha.
Dobili do motorówki.
Rybak dostrzegł obecność Europejczyków i odezwał się dość nieudolnym angielskim:
- On tak nalegał, tak nalegał!
- Czy zauważyłeś pęcherzyki powietrza?
- Wcześniej widziałem, ale teraz to już nie! Namawiali rybaka, by wskoczył do wody.
Wahał się chwilę, po czym zanurkował. Za moment pojawił się na powierzchni, głośno
krzycząc. Oczy miał szeroko rozwarte i przerażone, nie zdążył zamknąć ust i napił się wody.
Czym prędzej wciągnęli zszokowanego właściciela motorówki na pokład.
Rybak nie przestawał krzyczeć. Zbliżyły się do nich inne łodzie, ale nikomu nie udało
się wydobyć z Syngaleza ani jednego sensownego słowa.
W końcu policjant oświadczył:
- Ja zejdę na dno! - I zanim zdołali go powstrzymać, już skoczył z głośnym pluskiem.
Rybak w dalszym ciągu jęczał, pozostali w napięciu czekali na policjanta. Nie był tak
wyćwiczony we wstrzymywaniu oddechu jak rybacy, więc szybko pojawił się na
powierzchni. Mimo opalenizny widać było, że bardzo zbladł, przejęty tym, co zobaczył w
wodzie. Błyskawicznie wciągnięto go na pokład.
- Odpłyńmy stąd! - rzucił krótko.
- Jak to...? - zaprotestował Sebastian.
- Umocujcie katamaran do motorówki i zabierajmy się czym prędzej! To nie jest
miejsce dla ludzi!
Zaskoczeni, zdumieni, uczynili jednak, jak mówił.
- Widziałeś go? - zapytał Alfred. - Nie!
- Więc jak mogłeś...?
Policjant był wyraznie podenerwowany.
- Owszem, widziałem go. To znaczy myślę, że to chyba był on. Nie ma go co ruszać.
Nic więcej na ten temat nie powiem. Uciekajcie stąd! - krzyczał w kierunku innych łodzi. -
Rozproszcie się! Wracajcie do swoich sieci! Aodzie oddalały się powoli. Sara ujęła rękę
Alfreda.
- Czy myślisz, że...? Nie dokończyła zdania.
Na twarzy Alfreda malowała się niepewność.
- Wszystko mogło się zdarzyć. Mógł pojawić się rekin. Poza tym Ocean Indyjski na
takich głębokościach roi się od nieznanych, niebezpiecznych ryb, ośmiornic, jadowitych węży
morskich czy morskich krokodyli.
Alfred zamilkł w końcu, nie udało mu się przekonać Sary, jego słowa nie przekonały
też miejscowych rybaków.
Rybak z motorówki siedział skulony i zanosił się płaczem. Policjant, który także
widział, co się stało, jakby skamieniał: nie mrugnął okiem, ani jeden mięsień nie drgnął mu na
twarzy. A właśnie on był najweselszy, kiedy wypływali.
Sunęli wolno. Gdy rybak z motorówki nieco się uspokoił, policjant przesiadł się z nim
do jego łodzi. Przywiązali do niej katamaran, zapalili silnik i nabrali prędkości.
Sara siedziała zamyślona. Była przekonana, że już nigdy się nie dowie, co stało się z
Kato Helmuthem.
Tych kilka dni w Sri Lance, które im pozostały, Sara i Alfred wykorzystali na
zwiedzanie. Kiedy Alfred załatwił już wszystkie sprawy związane z ich misją, kiedy ob-
dzwonił Norwegię i Anglię, mogli wreszcie zakosztować prawdziwego wypoczynku. Kąpali
się tak długo, aż pomarszczyła im się skóra na czubkach palców rąk i nóg. Odwiedzili też
kilka ciekawych miejsc, kupili pamiątki. Często towarzyszył im Lasse, który z entuzjazmem
robił im wykłady na temat muszli i ślimaków. Wstąpili także do swoich nowych syngaleskich
przyjaciół. Sebastian zaprosił ich do domu i wspaniale ugościł. Sara nie mogła się nadziwić,
jak wielu sąsiadów zaglądało przez okna, by przypatrzeć się szacownym gościom z Europy.
Kiedy już jedli, dzieci z okolicznych domów obstąpiły ich stół.
Wieczory i noce mieli tylko dla siebie. W tym czasie zrodziła się między nimi taka
bliskość, jaką trudno sobie nawet wyobrazić. Rozmawiali ze sobą otwarcie i z pełnym
zaufaniem.
Sara dostrzegła jednak, że Alfred co jakiś czas błądzi myślami gdzieś daleko.
Wiedziała, co go dręczy. W takich chwilach gładziła go delikatnie, brała jego dłoń w swoją,
by odczuł, że jest przy nim, że teraz wspólnie będą walczyć o zdrowie Torii. Któregoś dnia
spytała nawet, czy nie mogliby zabrać dziewczynki do siebie. On jednak był innego zdania.
Torii żyje we własnym świecie i nie można nawiązać z nią kontaktu. Nie ma sensu, by Sara
tak się poświęcała.
I tak dni na Cejlonie dobiegły końca. Wreszcie, obiecując przyjaciołom, że będą pisać
i kiedyś jeszcze tu przyjadą, opuścili wyspę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pobieranie ^ do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ download ^ ebook
Menu
- Home
- Le Guin Ursula Cykl Ziemiomorze 05 OpowieĹci z Ziemiomorza
- McCaffrey Anne Jezdzcy Smokow 08 Opowiesci Nerilki
- 244. Matthews Jessica OpowieĹÄ o biaĹym jastrzÄbiu
- Cartland Barbara NajpiÄkniejsze miĹoĹci 85 Tajemniczy markiz
- 14 Verbin Aikamuodot
- Sandemo Margit Saga O CzarnoksiÄĹźniku 09 Ognisty Miecz
- Sandemo_Margit_01_Irlandzki_romans
- Sandemo_Margit_ _Saga_o_Czarnoksiazniku_Tom_7
- Sandemo_Margit_03_ _MÄĹźczyzna_z_ogĹoszenia
- The Best Enemy Money Can Buy Prof.Antony C.Sutton
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- meksyk.pev.pl
Cytat
Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.