Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Kochany Danielu! - Soi pogłaskała śpiącego po policzku. - Wkrótce wrócę, żeby
towarzyszyć ci w drodze do domu, do Norwegii. Podaruję tylko Sigilionowi chwilę, której on
nigdy nie zapomni. I sobie także
Uriela także odwiedził posłaniec. Wielki potężny Cień.
- Jak wypełniasz swoje obowiązki anioła stróża? - huknął tajemniczy. - Taran została
schwytana. Przez Sigiliona. A ty użalasz się nad sobą!
- Przez Sigiliona? - przeraził się Uriel. - Ale czyż Soi z Ludzi Lodu nie miała się nim
zająć? Poza tym Taran ma swojego kawalera. Nie, to małostkowe z mojej strony tak myśleć.
- Soi została wezwana przez swoich pobratymców. Ktoś z nich wpadł w tarapaty. Poza
tym to ty jesteś odpowiedzialny za Taran, a nie Soi.
Co ja zrobiłem? rozpaczał Uriel. Zawiodłem jedyną, którą...
Dość już zdrad i przejmowania się własnymi urażonymi uczuciami. Teraz chodzi o
nią.
Moja podopieczna.
Jak cudownie to brzmi!
On jest piękny! uświadomiła sobie zdumiona Taran. Nie przypuszczałam, że jaszczur
może być tak nieopisanie piękny. Od tej fascynującej twarzy wprost trudno oderwać oczy.
Jest taka czysta, linie takie idealne. Przypomina konia czystej krwi arabskiej, charta perskiego
albo gazelę. Czystość rasy w każdej linii, w każdym konturze. Arcydzieło natury.
Te oczy... Podłużne, wąskie, wyczekujące, pewne zdobyczy. Hipnotyzujące zielone, o
pionowej zrenicy. I usta o cienkich, krwistoczerwonych wargach, język igrający między nimi.
Ohydne, lecz czuję już, że mnie opętały.
Taran przez moment pochłonięta przeżyciami estetycznymi zapomniała o grożącym
jej niebezpieczeństwie. Kiedy jednak Sigilion wolno wyciągnął rękę, by ją złapać, ocknęła się
i uskoczyła - w bok.
147
Król Silinów nie przywykł do takiego zachowania. Zwykle kobiety dobrowolnie
rzucały mu się w objęcia. Zdawał sobie jednak sprawę, że jego zainteresowanie wichrzycielką
Taran nie wypływa z pobudek erotycznych. Tym razem nie. Owszem, była piękna, bardzo
pociągająca, lecz to, co dla niego symbolizowała, pochłaniało wszelkie jego myśli. Szafir.
Wrota.
Pózniej skorzysta z jej kobiecych wdzięków. Będzie ją miał, oczekując na wydanie mu
szafiru.
Na próbę stanął za nią, dotknął jej pleców. Tak, wezmie ją z przyjemnością. Pózniej.
Taran usiłowała przesunąć się do schodów, ale blokował jej drogę. Serce w piersi
zaczęło jej mocno walić. Nareszcie zdała sobie sprawę ze swej rozpaczliwej sytuacji i
przyznała, że sama jest sobie winna.
- Urielu - zawyła przeciągle jak bezradne dziecko.
Spostrzegła nagle, że Sigilion zdrętwiał. Patrzył na coś za jej plecami. Taran spojrzała
przez ramię, lecz jednocześnie starała się nie spuszczać z oczu pięknej bestii.
Nie ujrzała Uriela, lecz kogoś wyczekiwanego z równym utęsknieniem. Soi stała w
świetle wpadającym przez okienko i skłamałby ten, kto by stwierdził, że jest stosownie,
porządnie ubrana. Soi bowiem nie miała na sobie nic poza cieniutką koszulką, przez którą
przenikało światło, podkreślając wszystkie linie jej ciała.
Sigilion rozważał sytuację z niemal rozpaczliwym pośpiechem. Nie mógł jeszcze raz
pozwolić tej kobiecie odejść. Widać było, że jest mu przychylna. Dwukrotnie już go zwiodła.
Tym razem musi ją mieć.
Ale Taran? Czyżby miał wybierać i jedną z nich wypuścić?
Myśli skakały mu po głowie tam i z powrotem, rozważał wszystkie za i przeciw.
Nie, może mieć wszystko, czego pragnie. Mocno wymierzonym ciosem rzucił Taran
na podłogę, osunęła się w kącie. Nie uderzał jednak, by zabić, lecz tylko wyeliminować ją z
gry na czas, kiedy będzie się zabawiać z tą czarownicą o kocich oczach.
Gdyby tylko mógł zrozumieć, skąd się tu wzięła! Widocznie musiała być na strychu.
Może tu mieszka?
Powiódł wzrokiem po sprężystej sylwetce i jego ciało zareagowało tak jak zwykle.
Zapłonął namiętnością. Powietrze zgęstniało od niepohamowanego pożądania.
Soi patrzyła na niego.
- Proszę, proszę - zagruchała. - Pokazujemy, co mamy? Sporo o tym myślałam od
czasu naszego ostatniego spotkania. Jeszcze okazalszy niż pamiętałam! Mmm!
148
Nie spuszczała z Sigiliona oczu, patrzyła, jak ją okrąża.
- Stajesz za mną? Czyżby więcej było w tobie zwierzęcia, niż chcesz się do tego
przyznać? Mnie to nie przeszkadza, prawie wszystko mi odpowiada, do tego stopnia jestem
spragniona męskości.
Wzięła głęboki oddech, kiedy położył straszne ręce na jej piersiach i wolno przycisnął
ciało do jej ciała. Soi zadrżała, bo Sigilion był niczym ucieleśnienie erotycznej żądzy.
Przymknął oczy i zapomniał o wszystkim, co ich otacza.
Nagle oboje drgnęli. Sigilion rozejrzał się wściekły, przeszkodzono mu akurat, kiedy
miał wtargnąć w tę cudowną kobietę.
Niczego nie spostrzegł. Nieprzytomna Taran leżała na podłodze, poza tym izba na
strychu była pusta, nie pojmował, cóż to za odgłos mógł go rozproszyć.
Ale Soi się zorientowała. Uwolniła się z objęć Sigiliona, lecz nic nie powiedziała.
W tej samej chwili ocknęła się Taran. Sigilion, który nie zauważył, że Taran
przytomnieje ani też że zjawił się Uriel, przysunął się znów bliżej Soi i zaczął gładzić ją po
udach i biodrach, podniósł koszulę.
Taran i Uriel otworzyli usta na widok rozedrganego Sigiliona, którego postać ze
wzniesionym do aktu organem stała się widoczna na tle okna. Poczuli żądzę wibrującą w
powietrzu. Patrzyli na kształtne ciało Soi i nie mogli oderwać oczu od rozgrywającej się przed
nimi sceny.
- Nie - zwróciła się krótko Soi do swego zalotnika. - Jeśli mam się dobrze bawić, to
nie chcę żadnych obserwatorów. Opuszczamy to miejsce, natychmiast. Zaczekaj, upewnię się
tylko, czy ona mocno śpi.
Pobiegła w kierunku oniemiałych świadków. Taran, słysząc, co zostało powiedziane, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.