Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

boki konia. Stra\nicy na murach patrzyli w jego stronę, a z boku drogi stała przygarbiona
postać, ubrana w czarne szaty i z czarną maską na twarzy!
Pierś Conana przepełniła złość i skierował konia w tę stronę. Za chwilę będzie o jednego
czarnoksię\nika mniej i o jednego czarnoksię\nika mniej roboty będą mieli jego ludzie! Za
chwilę& Koń cofnął się ostro, uderzając powietrze kopytami, a z jego nozdrzy dobiegł odgłos
przera\enia. Conan dziko mocował się z rumakiem, a w końcu uderzył go w głowę. Rumak
opadł z powrotem na ziemię, ale skręcił ze ście\ki, po której pędzili. Czarnoksię\nik nie
poruszył się, ale Cymmeryjczyk czuł na sobie napięty wzrok złośliwych oczu, spoglądających
przez szpary wycięte w masce.
Po raz kolejny Conan zmusił rumaka do ataku i po raz kolejny koń zaprotestował, i
niemal\e go zrzucił. Barbarzyńca dziko skoczył na ziemię i ruszył ku nieruchomej postaci.
Jeden, dwa skoki i nagle coś niewidocznego uderzyło go w piersi, w czoło i uda, jakby runął
na kamienną ścianę. Jego głowa zakołysała się od tego uderzenia, cofnął się, ale ponownie
zmusił do ataku. Tym razem zdołał uczynić tylko jeden krok nim powstrzymała go ta sama
przeszkoda.
 Jesteś moim więzniem!  miękko powiedziała postać w czerni.  Pójdziesz tam,
gdzie ci rozka\ę.
 Do diabła z tobą!  warknął Conan. Złapał ręką końską grzywę i wskoczył na jego
grzbiet ruszając w kierunku Południowej Bramy. Rumak uczynił jeden długi skok, a potem
jego głowa odskoczyła i dał się słyszeć trzask łamanych kości. Cymmeryjczyk upadł na
Strona 34
Howard Robert E - Conan. Ognisty wicher
ziemię, a koń runął martwy!
 Tędy, panie, szybko!  krzyknął Bourtai.
Conan stanął na nogi i odwrócił się w kierunku głosu, a potem zobaczył Bourtai
machającego do niego z ciemnej uliczki pomiędzy dwoma glinianymi domami. Wyzywające
oczy barbarzyńcy przeszyły przestrzeń wąskiego przejścia przed bramą. Z wąskich uliczek
nadchodziły dwie inne, wysokie postacie w maskach, jedna w srebrnej, a druga w błękitnej.
 Stój, człowieku!  krzyknęli.
Z przekleństwem Conan rzucił się w kierunku uliczki, gdzie zaczaił się Bourtai, potknął się
w ciemności, a potem poczuł na sobie lekki dotyk kalekiej ręki złodzieja.
 Nie pozwolą ci opuścić Turghol, panie  szepnął złodziej.  Ka\dy z nich raczej by
cię zabił ni\ pozwolił ci znalezć się w rękach innego. Jeśli jeden cię pojmie, a ty wydasz
sekret, mo\e zmienić cię w małpę chroniącą jego ogród lub wysłać cię, jako bezmyślnego
niewolnika do pracy przy wiosłach na galerach, póki nie nauczysz się posłuszeństwa. Honory,
które obiecał ci Agrimah, panie, musisz sam sobie wywalczyć.
Słowa Conana z warknięciem wydobyły mu się z gardła:
 Wywalczę  powiedział gwałtownie.  A Agrimah niech lepiej wzmocni swoją
ochronę!
Cichymi krokami szedł w ciemności prowadzony przez Bourtai. Kilkakrotnie potykał się, a
wtedy ręka złodzieja podtrzymywała go. Czuł się bardzo zmęczony. Kiedy Bourtai w końcu
wskazał na ciemną bramę, a potem na szyb wiodący w dół, Conan rzucił się w niego z
gwałtownością, która niemal\e kosztowała go \ycie. Jego nozdrza z przyjemnością powitały
duszny zapach pochodni i stęchły odór tuneli kopalni soli. Przytrzymał się ściany i stanął
oddychając cię\ko.
 Bourtai  mruknął  muszę odpocząć. Jaką mamy dziś noc?
 Piątą, panie, piątą noc Księ\yca.
Cymmeryjczyk odetchnął z ulgą i poszedł dalej ju\ z większą pewnością, a\ dotarł do
komnaty, gdzie ognisko z końskiego łajna wysyłało w górę duszny dym, i gdzie nerwowo
rozglądające się szczury Turghol przycupnięte na podłodze oczekiwały na \er. Bez słowa
rzucił się na posłanie i zapadł w sen.
Teraz, gdy wyczerpał ostatnie rezerwy swej siły, jego sen powinien być głęboki i
pozbawiony marzeń. Dlatego te\ dziwne było, \e przez umysł Conana zaczęły przewalać się
obrazy ludzkich potworów. W swojej wyobrazni ponownie rozegrał trzy bitwy Agrimaha; po
raz kolejny usłyszał uwodzącą pieśń Zmierci i swój własny głos wykrzykujący pytanie:  Jak
jeden człowiek mo\e rządzić Turghol?
Zdawało się Conanowi, \e on sam musi odpowiedzieć na to pytanie i czuł się, jakby staczał
walkę zapaśniczą z tym koszmarem sennym. Jakaś jego część chciała wypowiedzieć tę
odpowiedz, a inna znów część się temu sprzeciwiała. Nagle obudził się z tego głębokiego snu.
Otworzył oczy, które od razu napotkały pomarszczoną, złośliwą twarz Bourtai pochyloną nad
nim!
Cymmeryjczyk uśmiechnął się ponuro i ponownie zamknął oczy.
 Nie przerywaj swoich zaklęć, Bourtai  powiedział szorstko.  Kiedy będę chciał
mówić, to będę mówił, ale nie wcześniej. Mamy dopiero piątą noc Księ\yca.
 Wybacz, panie.  Głos Bourtai był kpiący w swej pozornej słu\alczości.  Teraz
mamy ju\ szóstą noc i ciemną godzinę Psa. Długo spałeś. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.