Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szalony, że może być jednym z  nas trojga .
 Kochany, stary druhu  powiedział Erling, głaszcząc go serdecznie po
wielkim łbie.  %7łebyś ty wiedział, jak cię lubię!
 Ja także  dodała Theresa.  No i patrzcie, już całkiem przestało padać.
Wyszli spod swojego prowizorycznego namiotu, ale kiedy wracali do reszty
towarzystwa, Erling wciąż trzymał ją za rękę, a ona na to pozwalała.
Nie wiedziała, czy ta wielka ulga, jaką odczuwała, spłynęła na nią dlatego, że
deszcz przestał padać, czy też z innego powodu.
Prawdopodobnie i jedno, i drugie.
 No to możemy ruszać dalej!  zawołała.
Móri spoglądał na Erlinga spod oka, poprawiając uprząż swojego konia.
108
Mój Boże, pomyślał Erling bliski szoku. Ja się przecież zalecam do teściowej
mego najlepszego przyjaciela! Pomyśleć, gdyby. . .
Myśl, że mógłby zostać teściem Móriego, najpierw sprawiła mu przykrość.
Potem napotkał jednak promienne spojrzenie przyjaciela i wargi obu mężczyzn
zaczęły drżeć w powstrzymywanym śmiechu. Ale zaraz zajęli się przygotowania-
mi do drogi.
 Możemy ruszać!  zawołał Erling.  Do Virneburg jest daleko, a dzień
ma się ku końcowi.
Kiedy potem jechał wąską ścieżką, myślał o tym, co zaszło między nim a The-
resą.
Dwoje pięćdziesięciolatków powinno mieć trochę więcej rozumu.
Ale właściwie dlaczego? %7ładne z nich nie zaznało zbyt wiele szczęścia w swo-
im życiu, zanim nie pojawili się w nim Tiril i Móri. I Erling był pewien, że te
uczucia, jakie żywił obecnie, były bardziej dojrzałe, czystsze i piękniejsze niż
w młodości. I nie mniej silne. Nie mniej!
Czuł, że gotów jest dać Theresie tyle miłości, ile tylko zdoła w sobie wzbudzić.
Jeśli ona mu na to pozwoli.
Była to jesienna miłość, miłość dwojga ludzi, w których życiu minęła już
i wiosna, i lato.
Mieliby nie być w stanie przyjąć tego, co zaczynało się między nimi rozwijać?
Uczynić z tego pięknej i bardzo ważnej sprawy. Oboje mieli przecież za sobą
samotne życie. Ale czekało ich jeszcze wiele, wiele lat.
Dlaczego mieliby spędzić je oddzielnie, z dala od siebie?
Wybrać samotność zamiast poczucia bezpieczeństwa, jakie daje obecność dru-
giego człowieka, kogoś, kto rozumie, kogoś, kto dzieli z nami radości i zmartwie-
nia. Więc cóż to szkodzi, że towarzysko i społecznie on stoi o wiele niżej od
niej i może nawet nie jest godzien zawiązać sznurowadeł przy jej butach. Mimo
wszystko jednak powinien jej pozwolić wybierać i decydować, czy da mu kosza,
czy też jeszcze raz zlekceważy panujące w jej środowisku zasady.
Ale z drugiej strony, nie chciał całej odpowiedzialności składać na jej barki,
nie chciał jej zmuszać do wykazywania inicjatywy. Powinien więc chyba postępo-
wać dalej drogą, na którą wkroczył, to znaczy nieznacznie posuwać się naprzód,
ale też w żaden sposób się nie narzucać.
Tak, to właściwa droga.
A kiedy czas dojrzeje, dowie się na pewno, czy może już prosić o jej rękę.
Rozdział 16
Na starym strychu zamku Virneburg panowała głęboka cisza.
Dzieci słyszały dobrze, ktoś wszedł za nimi do wnętrza.
Może był to ten człowiek, który dopiero co opuścił zamek, ale coś zwróciło
jego uwagę i zawrócił?
Odległość pomiędzy nimi a tym, który stał na podeście schodów, była znacz-
na, poza tym wszystko tonęło w mroku, więc dzieci widziały tylko zarys sylwetki.
Kogoś niewysokiego, to widać było wyraznie.
Danielle stłumiła krzyk strachu. Mocno trzymała Villemanna i Taran za ręce.
 No to zostaliśmy odkryci  szepnął Villemann z rezygnacją.
 Nie, to jest duch  wykrztusiła Danielle głosem nabrzmiałym od łez. 
Nikogo takiego w naszym dworze nie ma. To ten duch, którego widywał Rafael.
 Taran? Villemann?  doleciało do nich z dołu.
Blizniaki odetchnęły z ulgą.
 Dolg! To jest Dolg  powtarzali oboje uszczęśliwieni.
Ich niezwykły starszy brat podszedł bliżej.
 Chodz, Danielle, to nasz brat.
 Ten, który wszystko potrafi?
 Tak  odparła Taran pociągając ją za sobą.  I nie przejmuj się jego
wyglądem. On jest najsympatyczniejszym chłopcem na świecie.
Spotkali się pośrodku strychu.
 O, Dolg, jak dobrze znowu cię widzieć  cieszyła się Taran.  Zaplątali-
śmy się chyba w największą przygodę świata, ale. . .
Villemann jej przerwał.
 Właśnie rozwiązujemy wielką zagadkę. To jest Danielle, i ona myślała, że
to kukułka, a to jest Rafael. . .
Teraz dopiero spostrzegli, jak bardzo Dolg ostatnimi czasy wyrósł, jakoś
wcześniej o tym nie myśleli. Obok tej małej, szczuplutkiej Danielle wyglądał nie-
mal jak dorosły. No, może nie całkiem, ale i tak byli z niego strasznie dumni.
Wyciągnął rękę do panienki, która stała jak sparaliżowana widokiem tego zja-
wiska. Dokładnie tak jak ojciec, Dolg najbardziej lubił ciemne ubrania, ale za-
miast ciemnobrązowych on wybierał antracytowoniebieskie. Długie, czarne jak
110
węgiel loki spływały na ramiona, a w bladej twarzy oczy wydawały się jeszcze
ciemniejsze niż zwykle w tym mrocznym świetle starego strychu.
Taran przestraszyła się na moment reakcji Danielle. A jeśli on się jej nie
spodoba? Może zdjęta strachem ucieknie?
Danielle jednak ujęła wyciągniętą dłoń i dygnęła głęboko tak samo jak wtedy,
kiedy witała się z blizniakami. O, Dolg, tylko nie zacznij się teraz śmiać, prosiła
Taran w duchu. Ale nie potrzebowała się niczego obawiać, z wielką godnością
i powagą Dolg odwzajemnił pozdrowienie dziewczynki męskim ukłonem. Jego
rodzeństwo pojęcia nie miało, że Dolg w ogóle coś takiego potrafi.
Villemann odetchnął głośno.
Dolg zwrócił się do niego, co młodszego brata przepełniło dumą.
 Przyjechałem przed wszystkimi, ponieważ przeczuwałem, że coś się może
stać. Mów teraz dalej, Villemannie, jak to było. A ty, Taran, mu nie przerywaj.
Twoich komentarzy wysłucham pózniej.
Deszcz przestał padać równie nagle, jak zaczął. Teraz o dach stukały cicho
pojedyncze krople. Villemann opowiadał, co zaszło, a Taran niecierpliwie prze-
stępowała z nogi na nogę.
Nareszcie przyszła też i jej kolej i dziewczynka upiększała opowieść brata
szczegółami, dopóki Dolg nie podniósł ręki. Kazał wszystkim podejść do za-
mkniętych drzwi.
 A teraz ty, Danielle. Czy mogłabyś odpowiedzieć na kilka pytań?
 Oczywiście  odparła dziewczynka cieniutkim głosikiem przejęta, że
Dolg zwraca się do niej, jakby była kimś ważnym.
 Czy wiesz, jaki pokój mieści się za tymi drzwiami?
 Nie wiem. Ja nigdy przedtem w zamku nie byłam. Przynajmniej odkąd
pamiętam.
Dolg oglądał uważnie drzwi. Były, niestety, bardzo dokładnie zamknięte.
 Myśmy to już obejrzeli  mówił Villemann z zapałem.  Klucza nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.