Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

robotów, ignorując zarazem tkwiącego pod tą powłoką człowieka. Ani tak, jak to czynią
różne wschodnie filozofie, chcące poznać człowieka na podstawie obrazu, jaki na ułamek
sekundy wywoła we mgle jego oddech.
Starałem się korzystać z obydwu tych szkół. Muszę stwierdzić, że nie bez sukcesów.
Doświadczony geograf potrafi rzucić okiem na fragment odręcznie narysowanej mapy i
błyskawicznie umiejscowić przedstawiony na niej obszar kuli ziemskiej, orientując się
według charakterystycznego zakrętu rzeki, swoiście ukształtowanej linii brzegowej jeziora
czy wygięcia łańcucha górskiego. Swoją wiarygodność potwierdzi następnie, opowiadając z
najdrobniejszymi szczegółami, co można, a czego nie można tam znalezć.
Dla mnie po zapoznaniu się z około pięćdziesięcioma tysiącami przypadków, w których
musiałem postawić diagnozę, a następnie obserwować i sprawdzić jej słuszność, takimi
charakterystycznymi cechami stały się skrzywienie ust, ruch dłoni, pochylenie pleców. Moimi
dokonaniami zainteresował się jeden z uniwersytetów.
Według uniwersyteckich badań wyniki moich obserwacji potwierdziły się w 92
procentach przypadków. Działo się to piętnaście lat temu. Przypuszczam, że od tamtej pory
jestem jeszcze skuteczniejszy.
Lecz kiedy przyglądałem się młodemu mężczyznie stojącemu przy stojaku z
czasopismami, nie mogłem nic odczytać. Nic a nic.
Gdyby była to taka sobie, zwyczajna twarz, odruchowo zaklasyfikowałbym ją do
kategorii  przeciętność", po czym natychmiast bym o niej zapomniał. Podobne widuję
tysiącami. Ale ta twarz nie mogła zostać sklasyfikowana i zapomniana, ponieważ nie było w
niej nic.
Chciałem już napisać, że to w ogóle nie była twarz, ale to nieprawda. Każda ludzka istota
ma jakąś twarz.
Jeżeli chodzi o sylwetkę, to mężczyzna był niewysoki, raczej barczysty, proporcjonalnie
zbudowany Miał krótko przystrzyżone jasne włosy, niebieskie oczy, jasną karnację. Można
powiedzieć: klasyczny typ nordycki - ale nie byłaby to prawda.
Zapłaciłem za papierosy i spojrzałem jeszcze raz w jego stronę w nadziei, że uchwycę w
jego rysach charakterystyczną cechę, która mogłaby mi cokolwiek o tym człowieku
powiedzieć. Nic z tego. Zostawiłem go przy czasopismach, wyszedłem na ulicę i skręciłem za
najbliższy róg. Ulica, sklepy, policjant na rogu, ciepłe promienie słońca - wszystko było
znajome, więc nie zwracałem na to najmniejszej uwagi. Wszedłem po schodach na piętro, do
mojego biura w budynku stykającym się jedną ścianą z tym, w którym mieścił się kiosk.
Poczekalnia mojego biura pośrednictwa pracy była pusta. Nie zależy mi specjalnie na
dzikich tłumach, bo wtedy nie mam okazji, by porozmawiać dłużej z interesantami i
poćwiczyć moje zdolności.
Margie, recepcjonistka, była zajęta sporządzaniem jakiegoś sprawozdania, więc tylko
skinęła mi głową, gdy przechodziłem obok jej biurka. Margie jest dobrą, pracowitą
dziewczyną, ale nie potrafi zrozumieć, dlaczego marnuję tyle czasu, zajmując się różnymi
pijakami, ćpunami i rozmaitymi innymi psychopatami, po których od razu widać, że nie
wzbogacą szczupłego konta firmy wpłatami.
Usiadłem za biurkiem i powiedziałem:
- Ten facet jest fałszywy! Nie ma najmniejszych wątpliwości. Po prostu fałszywy!
Usłyszawszy własny głos, zastanowiłem się, czy aby nie zaczynam wariować. Co to
znaczy  fałszywy"? Wzruszyłem ramionami. Po prostu trafiłem wreszcie na kogoś, z kim nie
potrafiłem sobie poradzić. To wszystko.
Wtedy dopiero do mnie dotarło, jak niezwykłe było to przeżycie. Nie doświadczyłem go
już od przeszło dwudziestu lat. Co za rozkosz! Po tylu latach natknąć się i zmierzyć z czymś,
co wydawało się zawsze niemożliwe!
Wypadłem z biura i popędziłem na dół do kiosku. Hallahan, ten gliniarz na rogu,
przyglądał się ze zdziwieniem, jak kłusuję ulicą. Pomachałem mu na znak, że wszystko w
porządku. Zsunął czapkę z czoła i podrapał się za uchem, po czym potrząsnął głową,
przesunął czapkę na poprzednie miejsce i zagwizdał wściekle na jakiś samochód prowadzony
przez kobietę.
Wbiegłem do kiosku. Faceta, rzecz jasna, już tam nie było. Rozejrzałem się w nadziei, że
dojrzę go za którymś stojakiem, ale nic z tego.
Zniknął.
Ociągając się, ruszyłem w drogę powrotną do biura. Usiłowałem przypomnieć sobie
twarz nieznajomego, próbowałem coś z niej odczytać. Logika podpowiadała mi jednak, że
gdyby było można, nie istniałby problem. Twarz była po prostu pusta, pozbawiona śladu
jakichkolwiek ludzkich uczuć, emocji.
Nie, niezupełnie. Była pozbawiona - pozbawiona człowieczeństwa!
Zawróciłem do kiosku, ponownie rozglądając się za nieznajomym. Hallahan znowu
spojrzał w moim kierunku, ale tylko krzywo się uśmiechnął.
Podejrzewam, że w sąsiedztwie uważają mnie za dziwaka. Zadaję ludziom
najniezwyklejsze pytania, z punktu widzenia laika, rzecz jasna. Mimo to usłyszałem już od
kilku klientów, że gdy pytali gliniarza, jak trafić do najbliższego  pośredniaka", zawsze byli
kierowani właśnie do mnie.
Po raz kolejny wspiąłem się po schodach i wszedłem do poczekalni. Margie spojrzała na
mnie podejrzliwie, ale powiedziała tylko:
- Ma pan klienta. Czeka w gabinecie.
Odniosłem wrażenie, jakby chciała jeszcze coś dodać, ale tylko wzruszyła ramionami.
Albo się wzdrygnęła. Od razu wiedziałem, że coś musi być nie tak, skoro nie kazała mu
usiąść w poczekalni.
Otworzyłem drzwi i doznałem ogromnego, niewyobrażalnego uczucia ulgi. To był on.
Właściwie nie było nic niezwykłego w tym, że właśnie tu się znalazł. Prowadzę biuro
pośrednictwa pracy. Ludzie przychodzą do mnie po pomoc w znalezieniu zajęcia, dlaczego
więc nie on?
Wśród umiejętności, jakie posiadam, poczesne miejsce zajmuje zdolność nieujawniania
uczuć. Ten osobnik nie miał prawa choćby przez moment podejrzewać, jak wielką rozkosz
sprawi mi wysłuchanie jego historii. Gdybym spotkał go na ulicy, mógłbym co najwyżej
zadać standardowe pytanie o godzinę albo poprosić o ogień, ewentualnie zapytać o drogę do
ratusza. Tutaj natomiast mogłem go wypytywać, ile dusza zapragnie.
Wysłuchałem, co miał o sobie do powiedzenia, a potem przystąpiłem do zadawania
rutynowych pytań. Wszystko było w niesamowitym wręcz porządku. Służył w wojsku,
skończył astronomię na uniwersytecie, bez stażu, bez doświadczenia, bez najmniejszego
nawet wyobrażenia o tym, co właściwie chciałby robić, jednym słowem - bez niczego, czym
mógłby zainteresować ewentualnego pracodawcę. Typowe.
W dodatku był pozbawiony uczuć i emocji. A to już mniej typowe. Moi klienci zwykle są
rozdrażnieni i oburzeni, że nikt nie czeka na nich z otwartymi ramionami.
Zdecydowałem się na stary schemat naprowadzający klienta na zainteresowanie się
zajęciem choćby odrobinę praktycznym.
- Astronomia? - spytałem. - To znaczy, że jest pan dobry w matematyce. Zdolności [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.