Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

długiego szeregu kobiet, z którymi przelotnie się wiązał?
Czy to jej wystarczy? - zastanawiała się, zapadając w sen. Obudził ją
płacz Jamie.
Jenny wstała, podeszła do łóżeczka i wzięła małą na ręce. - Co ci jest,
skarbie?
Do tej pory Jamie przesypiała całą noc do piątej rano. Teraz na zegarku
była za dwadzieścia czwarta. Za wcześnie na to, aby zaczynać dzień.
Tymczasem mała rozpłakała się na dobre i Jenny postanowiła ją
przewinąć. Może ma mokro?
- Co się dzieje? - spytał Jared, stając w drzwiach. - Krzyczy tak, że
obudziłaby umarłego.
- Sama nie wiem. Zmienię jej pieluszkę. Jeśli to nie pomoże, dam butelkę.
Zwykle śpi o wiele dłużej.
Obserwował je od progu przez parę minut. Dziecko płakało i nie dawało
się ukoić, machając tak energicznie nóżkami, że Jenny miała kłopot z
założeniem jej pieluszki.
- Przygotuję mleko - zaofiarował się Jared. - Może jak wezmie smoczek
do buzi, to się uspokoi.
- Dzięki. Zaraz zejdę z nią na dół.
Kiedy weszła do kuchni, Jared podgrzewał butelkę. Na jego widok Jenny
poczuła znajomy dreszczyk podniecenia. Miał na sobie tylko krótkie szorty.
Jedną nogę pokrywał mu do kolana gips, którego biel jeszcze podkreślała
wspaniałą opaleniznę. Muskularne barki i ramiona dobitnie świadczyły, że Jared
pracuje także fizycznie, a nie tylko  przekłada papiery na biurku", jak to
określił.
Palce ją swędziały, żeby dotknąć gładkiej skóry, pogładzić napięte
mięśnie, które przedtem wyczuwała pod jego koszulą, a teraz ujrzała w całej
okazałości.
Kołysała Jamie w ramionach, starając się ją ukoić, i nagle zdała sobie
sprawę, że ma na sobie tylko starą krótką koszulkę do połowy ud. Była miękka i
wygodna do spania, ale teraz pod wzrokiem Jareda Jenny pożałowała, że nie
włożyła szlafroka. Patrzył na nią przeciągle, jego spojrzenie zatrzymało się na
jej nogach, a potem znów powędrowało w górę i w dół. Błysk w jego oku
powinien ją ostrzec, ale nie tylko Jenny nie spłoszył, lecz wzmógł podniecenie.
Serce zaczęło walić jej jak młotem. Kuchnia rozpłynęła się gdzieś i nawet
płacz Jamie dobiegał jakby z oddali. Liczył się tylko Jared i gorące pożądanie,
jakie dojrzała w jego oczach.
Nagle Jenny zrozumiała, że pożąda go tak samo jak on jej. Co z tego, że
Jared jest samotnikiem i takim chce pozostać, a ona marzy o rodzinie. Ten
moment, ta chwila należały tylko do nich i trzeba być głupcem, żeby dać to
sobie odebrać.
- Proszę bardzo, gotowe.
Jared sprawdził temperaturę mleka i podał jej butelkę. Jamie w mgnieniu
oka rzuciła się na nią z wilczym apetytem.
- Pani Giraux twierdziła, że nakarmiła ją o jedenastej. Nie wiem, czemu
wydaje się taka głodna - zauważyła Jenny, nie odrywając oczu od dziecka. Bała
się popatrzeć na Jareda. Musi pamiętać, że ma Jamie w ramionach, przynajmniej
dopóki nie odłoży jej do łóżeczka.
- Wszystko jedno, najważniejsze, że dostała to, czego chciała. Jak się
naje, to znów pójdzie spać.
Jared przysunął się do nich tak blisko, że czuł zapach talku i delikatnej
wody kwiatowej na skórze Jenny. Odgarnął jej opadające na twarz włosy,
zatrzymując w palcach jedwabiste pasmo. Kiedy podniosła głowę, spojrzał
prosto w jej jasne, niebieskie oczy. Jenny Stratford była piękną kobietą.
- Pragnę cię - powiedział.
Musiał to powiedzieć. Chciał przekonać się, jak zareaguje, zobaczyć, jak
oczy się jej rozszerzają, a policzki pokrywa rumieniec. Jak patrzy na niego z
tym wyrazem fascynacji, który dawał mu nadzieję.
- Ja też cię pragnę - szepnęła tak cicho, że przez chwilę bał się, że tylko to
sobie wyobraził.
Jednak wyraz jej twarzy mówił, że się nie przesłyszał. Pochylił się i
musnął jej usta wargami. Chciał natychmiast wziąć ją w ramiona, ale dziecko
ciągle ssało butelkę. Musiał jeszcze trochę poczekać.
Starał się uspokoić krew wzburzoną jej słowami wyznaniem, że ona też
go pragnie. Jak bardzo? Tak bardzo jak on jej? Czy to miało znaczenie?
Przynajmniej dzisiejszej nocy nadawali na tej samej fali.
Zniecierpliwiony, poganiał w duszy Jamie, żeby szybciej skończyła.
- Strasznie wolno je-sarknął.
Jenny roześmiała się cicho, co go rozbroiło. Lubił jej śmiech, pogodne
usposobienie. Miała w sobie tyle wdzięku i słodyczy.
- Jeszcze tylko chwilkę...
- Chwilka to stanowczo za długo.
Pocałował ją znowu i tym razem jej usta zachęcająco się rozchyliły. Jak
miał zamknąć ją w ramionach, skoro trzymała przed sobą Jamie? Chciał
przytulić ją tak mocno, żeby wtopiła się w niego całym ciałem; zdjąć jej
koszulkę, poczuć jej piersi, gładkość pleców. Chciał wolnymi pocałunkami
smakować każdy skrawek skóry, wdychać jej zapach, rozkoszować się jej
bliskością.
- Masz, potrzymaj.
Jenny podała mu butelkę i położyła sobie Jamie na ramieniu, masując jej
plecki.
- Moglibyśmy iść na górę - zaproponowała. - Wtedy położyłabym ją do
łóżka, jak tylko będzie gotowa.
- Podoba mi się twój sposób myślenia - odparł, całując ją w drugie ramię,
z którego zsunął luzną, bawełnianą koszulkę.
- To dobrze, bo mam z tym kłopot - powiedziała, muskając go ustami w
policzek.
- Z czym?
- Z myśleniem, kiedy robisz to, co robisz.
Jared uśmiechnął się, skubnął delikatnie wargami jej skórę i powędrował
ustami w górę jej karku.
Kiedy dziecku się odbiło, zajrzał Jenny głęboko w oczy.
- Jamie wygłosiła oświadczenie.
- Za czy przeciw?
- Kiedy już skończy jeść tę butelkę, to chyba będzie jej wszystko jedno. A
tobie?
Jenny potrząsnęła głową z udanym żalem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.