Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uśmiechając się szeroko do Steve a.
 Tylko z rozpędu?  zakpił Sam Horton i parsknął śmiechem dostatecznie
głośnym, by zwrócić powszechną uwagę. Choć to oczywiste szaleństwo, Dianne
miała wrażenie, że wszyscy w calutkiej sali przerwali jedzenie, by wysłuchać
opowieści Louise.
 W każdym razie zaczęli rozmawiać i słowo daję, czułam się jak w kinie.
Dianne przeprosiła, naturalnie. Nie wiedziała, że blokuje przejście. Potem Steve
zaczął grzebać w jej wózku i naśmiewać się. Wiecie przecież, jak lubi sobie
pożartować.
Z sympatią pokiwali głowami.
 Kupowała te dietetyczne porcje  wyjaśnił Steve, ignorując wściekłe
spojrzenie Dianne.  Powiedziałem, że chyba nie potrzebuje ich dla siebie.
Trzy kobiety westchnęły chórem. Dianne miała ochotę schować się pod
stół.
 To jeszcze nie koniec  oznajmiła rozpromieniona Louise, dumna z
ogólnego zainteresowania. Na jej twarzy pojawił się wyraz rozmarzenia.  Stali
tak i rozmawiali chyba przez wieki. Kilka minut pózniej skończyłam zakupy i
przechodziłam tamtędy w drodze do kasy. Wciąż tam byli. A kiedy stałam już w
kolejce, widziałam, jak idą obok siebie, każde pchając swój wózek. Wyglądali tak
słodko, że brakowało tylko, żeby ktoś zaczął grać na skrzypcach.
 Jakie to piękne  szepnęła Renee Horton.
 Też tak pomyślałam. Gdy tylko wróciłam do domu, opowiedziałam o
wszystkim Larry emu. Pamiętasz, kochanie?
Larry przytaknął posłusznie.
 Louise powtórzyła mi tę historię ze trzy razy.
 Nie wiedziałam tylko, że to właśnie ty, Steve. Niesamowite: ze
wszystkich ludzi, jacy przychodzą do sklepu, właśnie ja trafiłam na ciebie i
Dianne w chwili, kiedy spotkaliście się po raz pierwszy. %7łycie jest pełne
niespodzianek, prawda?
 O tak, rzeczywiście  przyznała Dianne. Steve uśmiechnął się dyskretnie,
a ona musiała odpowiedzieć mu tym samym.
 To najcudowniejsze spotkanie, jakie w życiu widziałam  zakończyła
Louise.
 Wierzysz w tę historię Louise Lester?  zapytał pózniej Steve. Siedzieli w
samochodzie i czekali w kolejce na wyjazd z parkingu.
 Nie  odparła krótko Dianne. Jakoś przetrwała do końca bankietu, choć
zużyło to jej ostatnie rezerwy opanowania i samokontroli. Od chwili gdy weszli
frontowymi drzwiami, do momentu gdy póznym wieczorem Steve podał jej
płaszcz, znajdowali się w centrum uwagi. I byli głównym tematem rozmów.
Louise Lester, niby trzmiel w ogrodzie, przebiegała od stolika do stolika,
by powtarzać historię spotkania Steve a i Dianne... i tego, jak ona sama była na
miejscu i wszystko widziała.
 Nigdy jeszcze nie czułam się tak...  Dianne nie mogła znalezć
odpowiedniego słowa dla opisu własnych uczuć.  To chyba najgorszy wieczór w
moim życiu.
Opadła na siedzenie i zakryła oczy.
 Myślałem, że dobrze się bawisz.
 Jak mogłabym?  załkała. Opuściła ręce na chwilę wystarczającą, by
zmierzyć go gniewnym wzrokiem.  Na samym wstępie dowiaduję się, że jesteś
bogatym playboyem.
 Daj spokój, Dianne. Mam własną firmę. To jeszcze nie oznacza, że
tarzam się w pieniądzach.
 Pomoc Drogowa Port Blossom to jedno z najszybciej się rozwijających
przedsiębiorstw okręgu Kitsap  powtórzyła informację, której z satysfakcją
udzielił jej Sam Horton.  Nie rozumiem tylko, dlaczego mama o tobie nie
słyszała. Już od miesięcy wyszukuje odpowiednich mężczyzn. To chyba cud, że...
 przerwała nagle, zaciskając usta.
 Co?
 Mama szukała, to prawda. Ale jest realistką i trzymała się własnej sfery.
Jesteś pierwszoligowym graczem. Mama zna tylko mężczyzn z okręgówki:
rzezników, nauczycieli. Zwyczajnych ludzi.
Chociaż teraz sobie przypomniała: mama poznała chyba nazwisko Steve a,
kiedy Dianne wymieniła je po raz pierwszy. Prawdopodobnie słyszała o nim,
choć nie wiedziała, gdzie.
 Pierwszoligowy? Zabawne porównanie.
 Wcale nie. Kiedy pomyślę, że proponowałam ci pieniądze za pójście ze
mną na ten bankiet...  zesztywniała, myśląc o doznanym poniżeniu. Potem
rozluzniła się powoli.  Nie rozumiem tylko jednego. Dlaczego nie miałeś już
towarzystwa?
Do bankietu pozostało wtedy pięć dni. Z pewnością najbardziej atrakcyjny
kawaler w całym mieście, który mógł przebierać w kobietach do woli, powinien
mieć jakąś partnerkę.
 To proste. Nie mam nikogo.
 Założę się, że wyłeś ze śmiechu, kiedy chciałam ci zapłacić...
Nie wspomniała już o przesłuchaniu na temat garnituru.
 Szczerze mówiąc, bardzo mi to pochlebiło.
 Nie wątpię.
 Dalej jesteś zdenerwowana?
 Tak, jestem.
 Zdenerwowana to bardzo łagodne określenie.
Ponieważ mieli do domu tylko parę mil, Dianne sięgnęła do torebki po
książeczkę czekową. Odczekała, aż samochód zahamuje na podjezdzie, po czym
wypisała czek.
 Co to jest?  zapytał Steve.
 To, co jestem ci winna. Nie znam ceny tego wypchanego zwierzaka Jill,
ale chyba nie pomyliłam się za wiele. Ceny kwiatów są różne w różnych
sklepach, więc wzięłam średnią.
 Chyba nie powinnaś mi płacić przed zakończeniem wieczoru 
stwierdził, otwierając drzwi wozu.
Dla Dianne koniec nastąpił w chwili, gdy dowiedziała się, kim jest.
 Co jeszcze planujesz?  spytała, gdy otworzył drzwi po jej stronie.
Wziął ją pod rękę i zaprowadził przed dom, w światło latami. Chwycił ją za
ramiona. Zdziwiona, zmarszczyła czoło.
 Zamierzam uczciwie zapracować na swoją pensję  wyjaśnił.
 Nie rozumiem.
 Jason, Jill i twoja matka.
 Co z nimi?
 Wyglądają zza firanki. Czekają, żebym cię pocałował. Nie mam zamiaru
ich rozczarowywać.
 Nawet nie próbuj  zaprotestowała.
Lecz kiedy spojrzał jej w oczy, poczuła, że gniew ulatnia się nagle. Wolno,
jakby wyczuwając zmianę, pochylił głowę. Dianne wiedziała, że chce ją
pocałować. Wiedziała też, że nie zrobi niczego, by go powstrzymać...
ROZDZIAA DZIEWITY
 Wziąłeś czek?  spytała Dianne. Odzyskała spokój na tyle, by znowu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.