[ Pobierz całość w formacie PDF ]
parowiec najechaÅ‚ na bat rybacki. Ów chÅ‚opak miaÅ‚ wytwornÄ… kajutÄ™ z
ciepłą i zimną wodą, a każdego ranka dziesięć minut poświęcał na
zgłębianie jadłospisu o złoconych brzegach. I oto ten sam chłopak
nie, jego brat, o wiele starszy był o godzinie czwartej w chwilę
mrocznego przedświtu na nogach, w ociekających, chrzęszczących
buksach, kując młotkiem (dosłownie: w obronie własnego życia!) w
dzwon mniejszy od dzwonu obiadowego, używanego przez
stewardów... a tymczasem gdzieś nie opodal pędził jak orkan, z
szybkością dwudziestu mil na godzinę, żelazny kolos mierzący
trzydzieści stóp! Nade wszystko jednak gorzka była myśl, że tam w
suchych, dywanami wyściełanych kajutach śpią ludzie, którzy może
nigdy się nie dowiedzą, że przed śniadaniem rozbili na miazgę statek
rybacki. Toteż Harvey dzwonił co sił.
Tak, zwolnią o jeden obrót swą ohydną śrubę, ażeby być w porządku
z prawem, i to będzie pociechą dla nas, gdy już znajdziemy się wszyscy
na dnie! mówił Dan dmąc z całą usilnością w rożek Manuela:
Posłuchaj no jego głosu... to-ci olbrzym!
Euuuuu huuuu uuup! buczała syrena.
Bim bim bim! brzęczał wciąż dzwon.
Tra-a-a! tra-a-a! brzmiał wciąż róg. A niebo i morze były
zmielone jak mąka na miazgę białej, mlecznej mgły.
Nagle Harvey poczuł, że się znajduje w pobliżu jakiegoś poruszającego
się cielska i uświadomił sobie, że spogląda coraz to wyżej i wyżej,
na ociekający wodą, dziób okrętu pędzący (zda się) wprost na szoner.
Przed tym dziobem zawadiacko toczył się opuszek wody, a za każdym
wzniesieniem się tegoż widać było długi szereg liczb rzymskich XV,
XVI, XVII, XVIII itd. na czerwono malowanym, połyskującym
boku okrętowym. Wszystko to pędziło naprzód w ustawicznych
przegibach, z sykiem, od którego z trwogi zamierało serce... Skala
cyfr już znikła przed oczyma Harveya mignął rząd okrągłych okien
kajut, ujętych w mosiężne futryny na bezsilnie wzniesione ręce
chłopaka zionął kłąb gorącej pary, po czym słup wrzącej wody zahuczał
wzdłuż burty We're Here. Mały szoner zadygotał i zakołysał się
gwałtownie na wzburzonej topieli rozdartej uderzeniem śruby
okrętowej jednocześnie zaś ujrzano rufę liniowca ginącą już we
mgle. Harvey był już przygotowany na atak choroby morskiej lub
omdlenie albo na jedno i drugie gdy nagle doszedł go silny łoskot
jakby pnia masztowego, walącego się na pokład, a w chwilę potem
obiło się o jego uszy jakieś ciche, niewyrazne i odległe, jakby ze
słuchawki telefonicznej wychodzące wołanie:
Zatrzymajcie się! Zatopiliście nas!
Czy to my? spytał Harvey zdławionym głosem.
Nie! to jakiś inny bat... po tamtej stronie. Dzwoń co sił. Zobaczymy,
co się tam stało odpowiedział Dan spuszczając łódz na wodę.
W pół minuty pózniej wszyscy oprócz Harveya, Penna i kucharza zeszli
na łódz i popłynęli na morze. W tejże chwili przed dziobem statku
przemknął dryfujący złom strzaskanego fokmasztu, pochodzący
najwidoczniej z jakiegoś szonera. Tuż za nim nadpłynęła pusta zielona
łódz rybacka i jęła obijać się o bok We're Here, jak gdyby prosiła, by ją
wzięto na pokład... Tuż obok łodzi ukazała się jakaś postać w błękitnym
kubraku zwrócona twarzą w dół... ale były to tylko szczątki człowieka.
Penn zmienił się na twarzy i rozwarł szeroko usta wydając jakiś
nieartykułowany dzwięk. Harvey tłukł w dzwon rozpaczliwie, lękając
się, że lada chwila tamci mogą zatonąć... Aż podskoczył z radości,
posłyszawszy wołanie Dana. Oto załoga powracała.
To Jennie Cushman... wyjaśnił Dan ze spazmem w głosie
...rozcięta w pół... wywróciła się dnem do góry... i tak ją zmiażdżyło!...
Niecałe ćwierć mili stąd... Tato wyratował staruszka. Nikt więcej nie
ocalał, a... a on miał syna! Och, Harvey, Harvey, nie mogę, nie mogę
myśleć o tym spokojnie! Widziałem...
Opuścił głowę i rzewnie zaszlochał. Tymczasem inni wyciągali na
pokład jakiegoś siwego mężczyznę.
Po coście mnie wyciągnęli? jęczał przybysz. Disko, po cóżeś
mnie wyciÄ…gnÄ…Å‚?
Diskowi głowa ciężko osunęła się na barki, bo oto nieszczęśnikowi
wargi się trzęsły, a szeroko rozwarte oczy dziko spoglądały na milczącą
załogę. Nagle powstał i głos zabrał Pennsylwania Pratt, który ilekroć
stryjowi Saltersowi wyleciało z pamięci jego nazwisko nazywał się
również Haskins, Rich lub M'Vitty; twarz jego z głupiej gęby
prostaczka przemieniła się w oblicze sędziwego mędrca i głosem
donośnym jął przemawiać:
Pan dał i Pan wziął; niech imię Jego będzie błogosławione! Jestem...
byłem... służebnikiem Ewangelii. Zostawcie go mnie!
Ach, to ty jesteś...? Toś ty sługą Bożym? ozwał się ów
mężczyzna. A więc wyjednaj mi swą modlitwą powrót mego syna!
Wyjednaj mi, bym odzyskał bat, co mnie kosztował dziesięć tysięcy
dolarów, wyjednaj mi z powrotem tysiąc centnarów ryb! Gdybyście
mnie zostawili w spokoju, moja owdowiała żona poszłaby do Provident
i zarabiała na utrzymanie... i nie wiedziałaby nigdy, nigdy... A teraz
będę musiał jej opowiedzieć...
Nie ma tu co mówić rzekł Disko lepiej byś się trochę położył,
Jazonie Olley.
Człowieka, który w przeciągu trzydziestu sekund stracił syna-jedynaka,
a ponadto zysk kilkumiesięcznej pracy i środki do życia, trudno zaiste
pocieszyć!
Ludzie wszyscy byli z Gloucester, nieprawdaż? zagadnął go Tom
Platt bawiąc się bezmyślnie linami czółnowymi.
Och, to nie sprawia najmniejszej różnicy odrzekł Jazon
wyżymając zmoczoną brodę.
Chodz ze mną! Chodz na dół! ozwał się Penn, jak gdyby miał
prawo wydawać rozkazy.
Oczy ich spotkały się z sobą i przez chwilę wiodły jakby bój zawzięty.
Nie wiem, ktoś ty, ale pójdę rzekł Jazon pokornie.
Może odzyskam choć cząstkę... choć cząstkę... moich dziewięciu
tysięcy dolarów.
Penn zaprowadził go do kajuty i zatrzasnął drzwi za sobą.
Toć on nie Penn! wykrzyknął stryj Salters. To Jakub Boller...
i... przypomniał sobie Johnstown! Nigdym nie widział takich oczy u
nikogo z żyjących! Co teraz czynić? Co teraz pocznę?
Słychać było głosy Penna i Jazona. Potem dochodził już tylko głos
samego Penna. Salters zdjął kapelusz bo Penn odprawiał modły. W
czas jakiś potem wyszedł znów po schodach na pokład i objął
wzrokiem załogę na twarz mu wystąpiły olbrzymie krople potu. Dan
wciąż popłakiwał przy sterze.
On nas nie poznaje jęknął Salters. I na cóż tu się zdało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pobieranie ^ do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ download ^ ebook
Menu
- Home
- Fiedler Arkady Dziękuję Ci, Kapitanie
- Ksić…śźć™ nocy (1978) Marek Nowakowski
- Jack McKinney RoboTech 09 The Final Nightmare
- 195.Ross Macdonald Ruchomy cel
- Susan Squires The Companion
- Heinlein Robert A. Dubler
- Herries Anne Krolewski sezon 03 Uprowadzona
- OPERACJA WOLFRAM_Jerzy Edigey
- Aleister Crowley Joga
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- worqshop.xlx.pl
Cytat
Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.