Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

znalezione. Zabawiłby tam kilka tygodni i zapuścił brodę, która zmieniłaby
całkowicie jego wygląd. Potrafił planować z wyprzedzeniem. Tylko dlatego jeszcze
żył.
- Jedyną osobą, jakiej nie miałam szansy przepytać - zauważyła Paula, gdy
wchodzili do hotelu - jest Sophie.
215
- Trudno sobie wyobrazić, aby miała z tym coś wspólnego -skomentował Tweed.
- A ile miałeś przypadków, gdy winna była osoba najmniej podejrzana?
- Całkiem sporo - przyznał.
- Zamierzam cię opuścić - powiedziała nagle. - Jest Sophie. Siedzi sama w foyer.
Tylko trochę tu tłoczno.
Gdy Paula zbliżyła się do Sophie, ta podnosiła szklankę, by wypić drinka. Na
stoliku stała niemal pusta butelka dżinu. Czy była na rauszu?
- Brakuje mi towarzystwa - zaczęła Paula, zdejmując kurtkę. - A może wolisz
zostać sama?
- Skądże, jestem w takim samym stanie jak ty - rozejrzała się dokoła. - Tutaj
nie będziemy mogły spokojnie rozmawiać. Chodzmy do mojego pokoju.
W milczeniu wjechały windą na drugie piętro. Sophie miała pokój od frontu z
widokiem na wejście. Paula rozejrzała się zdumiona. Wszędzie stały walizy,
niektóre ogromne. Dwie szafy były otwarte, a w nich wszystko starannie
poukładane, co zaskoczyło Paulę, gdyż uważała Sophie za bałaganiarę.
- Zdejmij kurtkę - powiedziała gospodyni i otworzyła szafę z ubraniami.
Kocha ciuchy, pomyślała Paula, lustrując wieszaki i siadając w fotelu. Zauważyła
także, że mimo wypicia znacznej ilości alkoholu Sophie porusza się sprawnie i
żwawo. Była wysoka i wysportowana.
- Wezmę sobie drinka - powiedziała, jakby to miał być pierwszy tego dnia. - Co
pijasz?
- Poproszę kieliszek Chardonnay, jeżeli to nie jest dla ciebie problem.
- Problem? Mam tylko jeden. I nie potrafię sobie z nim poradzić.
Zniknęła w łazience. Kiedy pojawiła się z powrotem, trzymała wetknięte pod pachą
dwa kieliszki z rżniętego szkła, w jednej ręce butelkę Chardonnay, a w drugiej -
szkocką. Nalała drinki i usiadła naprzeciw Pauli. Stuknęły się kieliszkami.
- Za morderstwo.
- Chyba raczej za rozwiązanie tajemnicy morderstw, których świadkami byliśmy w
ostatnich tygodniach?
- Przyprowadziłam cię tutaj, aby Marienetta nas nie zdybała. Choć to mało
prawdopodobne, bo zniknęła.
216
- Naprawdę? To zdaje się tak samo jak twój ojciec.
- Miejmy nadzieję, że na stałe - zachichotała, wypijając pół szkockiej.
- Naprawdę tak myślisz? - spytała Paula.
- Oczywiście.
Takiej Sophie Paula jeszcze nie widziała. Mówiła łagodnie, bez złośliwości,
niemal obojętnie. Miała na sobie suknię z czarnego aksamitu z wąskimi pasami na
silnych ramionach. Brunatnych włosów nie związała tym razem w koński ogon i
spływały jedwabistą falą na ramiona, sięgając łopatek. Była zgrabna i
atrakcyjna. Szare oczy w czasie rozmowy ożywiały się i połyskiwały jakby
zaszklone. Przyciągały uwagę Pauli, która miała wrażenie, że potrafią
hipnotyzować i że zaraz sama ulegnie ich wpływowi. Spojrzała w bok, zamrugała i
rozejrzała się po pokoju.
- Masz całe tony bagażu.
- Lubię stroje. Powinnaś zobaczyć kolekcję Marienetty. Wielkie walizy. Potrafi
nieść dwie jak papierowe torby. Jest wytrzymała i silna.
- Dużo się kłócicie? - spytała Paula, przypominając sobie policzek wymierzony
Sophie przez Marienettę. -A jak było, gdy byłyście młodsze?
- Walczyłyśmy jak pies z kotem. Ona była starszą siostrą, a ja zbędnym bagażem.
Aż pewnego razu miałam dość i omal nie złamałam jej szczęki.
- Jak ci się to udało?
- Zwędziłam swojemu chłopakowi kastet i włożyłam rękawiczki, żeby go ukryć. Gdy
ją uderzyłam, wywinęła kozła do tyłu - zachichotała. - Przez tydzień leżała w
szpitalu. Potem dała mi spokój - zaśmiała się ponownie.
Oczy Sophie znowu zwilgotniały i Paula drugi raz odniosła wrażenie, że wciągają
ją w głębię. Denerwowało ją to. Pociągnęła łyk Chardonnay, a Sophie znów nalała
sobie szkockiej. Siedziała prosto z łokciami na kolanach. Nagle zapadła się w
fotel, położyła głowę na oparciu i spojrzała w sufit. Czy był to efekt alkoholu?
- Jak myślisz, kto popełnił te okropne morderstwa? - zaatakowała ją Paula
pytaniem.
- Może George Karazov. Czytałam taką książkę,  Naśladowcy". To było o Karazovie.
Zwykł kroić swe ofiary na plastry jak mięso. Wydawało się, że bez potrzeby. Raz
wślizgnął się do kostnicy, gdzie na blacie leżało jedno z jego osiągnięć. Zrobił
masę
217
zdjęć i wymknął się cichaczem. Posłał zdjęcia do FBI z napisaną na maszynie
notatką:  Ode mnie. Nigdy mnie nie złapiecie". I nigdy nie złapali. Może znów
się pojawił?
Paula znała przypadek Karazova, ale zdziwiła ją reakcja So-phie. Poczuła się
nieswojo, lecz parła dalej:
- Powiedziałaś:  Wydawało się, że bez potrzeby". Co miałaś na myśli?
- Miał nóż. Dlaczego po prostu nie poderżnął im gardła i byłoby po wszystkim?
- Powiedziałaś także  osiągnięć". Nie rozumiem, co miałaś na myśli.
- Hm... Przypuszczam, że ta robota dawała mu zadowolenie. -Sophie nagle
wyprostowała się w fotelu i utkwiła wzrok w Pauli. - Jak myślisz, kim jest ten
facet?
- Na razie trudno powiedzieć.
- Ale musicie już mieć jakieś dowody. Do czego prowadzą? -spytała gwałtownie.
- Nie mamy nic szczególnego. Musimy czekać, aż popełni błąd.
- Jeszcze go nie popełnił?
- Nie jestem pewna. Musimy czekać - powtórzyła.
- Jeżeli Karazov powrócił do życia, będziecie czekać w nieskończoność. Jest za
bystry. Ma także wielkie doświadczenie.
- Tak. - Paula zamilkła na chwilę. - Ale myślę, że to nie Kara-zov. Teraz muszę
wracać, bo zaczną się niepokoić, co się ze mną stało. Przyjemnie było z tobą
pogawędzić - skłamała.
Normalna czy nienormalna? Zastanawiała się, wracając, by zdać raport Tweedowi.
Prawie nie miała wątpliwości, jaka powinna być odpowiedz.
Mercedes był jednym z niewielu samochodów jadących nocą drogą koło Zurychu. Ed
Danvers zaparkował w pobliżu jeziora. Od spokojnej tafli przypominającej czarne
zwierciadło oddzielał go tylko szeroki, płaski mur spadający stromo do wody. Na
miejscu pasażera siedział sztywno wyprostowany i spięty Russell Straub.
- Tweed staje się problemem - powiedział ponuro. - Należy go zmusić do
porzucenia śledztwa.
- Dlaczego, proszę pana? - chciał się dowiedzieć agent FBI.
- Ponieważ odkrycie zabójcy stanie się światową sensacją. A lepiej, żeby tak nie
było.
218
- Czy myśli pan o zamordowaniu Foleya?
Straub odwrócił głowę i spojrzał na przyciemnione okno pokryte szronem. Nie było
ryzyka, że ktoś go zobaczy. Przyłożył do ust cygaro.
- Nigdy nie palę publicznie. Antynikotynowe lobby to wiele głosów.
- Czy jest pan zaniepokojony śmiercią Foleya? - naciskał Dan-vers. - Czy
dlatego, że pański dom znajduje się w Pinedale, w pobliżu miejsca, gdzie został
zabity? To miałoby się stać pożywką dla prasy? - Instynkt agenta FBI podpowiadał
mu, że nie taka była przyczyna niepokoju Strauba.
- Przecież, do cholery, znasz prasę.  Washington Post" mnie nie lubi.
- Jeżeli śledztwo Tweeda niepokoi pana z innego powodu, powinienem o tym
wiedzieć. Inaczej działam po omacku.
- Nie ma żadnego innego powodu - warknął Straub. - I nie zapominaj, że gdy
zostanę prezydentem, wywalę na zbity łeb Corda Dillona. Mogę cię wsadzić na jego
miejsce równie łatwo, jak zapaliłem to cygaro. Ale mogę też - jego ton stał się
grozny - zostawić cię w Londynie, byś gnił tam do śmierci.
- Chyba nie proponuje pan, bym najął kilku zbirów do usunięcia Tweeda? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.