[ Pobierz całość w formacie PDF ]
— Nie. Lepiej zostanę w płaszczu.
— Coś na poprawę nastroju?
— Bardzo proszę.
Baines udał się do małej kuchni, a gość poszedł za nim. Otworzył lodówkę.
— Zwykłe piwo czy lager?
— Lager.
Baines kucnął na ziemi. Lewą dłonią z brudnymi paznokciami oparł się o gór-
ną krawędź lodówki, a prawą wsunął głęboko do środka, pochylając się jednocze-
śnie. Na czole miał głębokie zakola, pośrodku rosły kępki rzadkich, siwiejących
włosów. Nie miał krawata, a kołnierz koszuli był brudny. Następnego dnia będzie
wyglądał inaczej.
Rozdział 19
Pewnego ranka na wzgórzu straciłem go z oczu.
(Thomas Gray, Elegy Written in a Country Churchyard)
Za dziesięć dziewiąta w Liceum Ogólnokształcącym im. Rogera Bacona roz-
począł się apel poranny. Personel zebrał się w tylnej części hallu głównego i każdy
z nauczycieli, a przynajmniej ci, którzy byli do tego upoważnieni, mieli przypiętą
odznakę macierzystego uniwersytetu. Dyrektor przywiązywał do tego dużą wagę.
Phillipson, ubrany w togę, na której widniało godło jego uniwersytetu, wy-
szedł z końca sali. W pewnej odległości za nim kroczyło dwóch nauczycieli.
Gdy przemaszerowali szerokim korytarzem pomiędzy rzędami krzeseł i weszli
na mównicę, uczniowie powstali. Poranne apele rzadko różniły się od siebie: od-
śpiewano hymn, zmówiono modlitwę, dyrektor przeczytał odpowiedni fragment
Biblii i po chóralnym, niezsynchronizowanym „Amen” dał znak jednemu z na-
uczycieli, by odczytał zmiany w rozkładzie zajęć, spowodowane chorobami na-
uczycieli, podał wyniki zawodów sportowych oraz ogłosił czas i miejsce spotkań
kółek zainteresowań. I jak zwykle z surową miną przeczytał nazwiska uczniów,
którzy mieli stawić się przed pokojem nauczycielskim po apelu. Na liście tej zna-
leźli się różnego rodzaju młodzi anarchiści, wagarowicze oraz gwałciciele zasad
współżycia społecznego.
Tego wtorkowego ranka, gdy mała procesja ruszyła środkiem, a wszyscy po-
wstali, tu i ówdzie pytano, gdzie jest Baines. Najstarsi uczniowie nie pamiętali,
by nie było go w szkole. Zdarzenie to można porównać tylko do rozwiązania się
Trójcy Świętej. Lecz Phillipson spokojnie czytał ogłoszenia i wydawało się, że nie
interesuje go zniknięcie zastępcy. „Drużyna dziewcząt uzyskała rzadkie i zdecy-
dowane zwycięstwo w meczu hokejowym” — zebrani przywitali niespodziewaną
wiadomość aplauzem. „Kółko szachowe ma zebranie w laboratorium fizycznym,
a klasa czwarta C” (nie wiadomo, za co) „zostanie po lekcjach”. „Następujący
uczniowie. . . ” — i tak dalej.
101
Phillipson zszedł z mównicy i wyszedł przez skrzydło gmachu. Na sali zapa-
nował hałas. Uczniowie przygotowali się do opuszczenia hallu.
* * *
Podczas lunchu Phillipson zwrócił się do sekretarki:
— Jest wiadomość od Bainesa?
— Nie. Może powinniśmy zadzwonić?
Phillipson zastanowił się.
— Chyba powinniśmy, jak pani sądzi?
— To do niego niepodobne. Nigdy się nie spóźniał.
— Ma pani rację. Proszę zadzwonić.
Pani Webb wykręciła numer Bainesa. Nikt nie podnosił słuchawki.
— Nie odpowiada — powiedziała.
* * *
O drugiej piętnaście kobieta w średnim wieku wyjęła z torebki klucz do domu
Bainesa. Sprzątała tam trzy razy w tygodniu. Ku swemu zdziwieniu zastała drzwi
otwarte. Weszła do środka i spostrzegła, że okna są wciąż zasłonięte, a w poko-
ju i kuchni pali się światło. Drzwi kuchni były szeroko otwarte i zanim weszła,
zobaczyła Bainesa leżącego na podłodze przed lodówką. W jego plecach tkwił
nóż kuchenny o długim trzonku, a zakrzepła krew tworzyła rozległą plamę na ba-
wełnianej koszuli. Obraz ten przypominał pracę obłąkanego malarza w szkarłacie
i błękicie.
Zaczęła krzyczeć histerycznie.
* * *
Do szesnastej trzydzieści zdjęto odciski palców i wykonano fotografie. Lekarz
policyjny wstał i w miarę możliwości wyprostował zgarbione plecy.
— I jak? — zapytał Morse.
— Trudno powiedzieć. Zgon nastąpił szesnaście do dwudziestu godzin temu.
— Może pan dokładniej określić czas zgonu?
— Nie.
102
Morse, który od godziny przebywał w mieszkaniu Bainesa, siedział bezczyn-
nie w pokoju gościnnym, czekając, aż inni wyjdą. Nie sądził, aby wstępne oglę-
dziny zwłok przyniosły jakieś niespodzianki: nie było śladów przemocy, nic, przy-
najmniej na pierwszy rzut oka, nie zostało skradzione, brakowało odcisków pal-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pobieranie ^ do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ download ^ ebook
Menu
- Home
- Forbes Colin Tweet 19 Ĺmiertelne ostrze
- Colin Forbes Stacja nr.5
- Camryn Rhys Airship Seduction [EC Twilight] (pdf)
- Jack McKinney RoboTech 09 The Final Nightmare
- Frederik Pohl The far shore of time
- Dunn Sarah Wielka miśÂośÂć 1
- Żeromski Stefan Duma o hetmanie
- Earl Emerson The Smoke Room (pdf)
- Current Clinical Strategies, Critical Care and Cardiac Medicine (2005); BM OCR 7.0 2.5
- Hitchcock Alfred Tajemnica zabójczego sobowtóra
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anieski.keep.pl
Cytat
Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.