[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mindy, nadal spała.
Zamknąwszy za sobą drzwi, Reed odetchnął z ulgą i
przekręcił klucz w zamku. Miał niewiele czasu, by umyć się i
ogolić oraz zastanowić nad wszystkim.
Ani kwadrans, ani nawet dwadzieścia pięć minut nie
wystarczyły Reedowi na uporanie się z tym zadaniem. Umyty
ju\ i golony, skropiony wodą kolońską oraz ubrany w
szlafrok, wcią\ nie wiedział, co ma powiedzieć Mindy i jak
usprawiedliwić swoje postępowanie.
Wreszcie zrozumiał, co się stało. To był tylko seks, chwila
miłego zapomnienia i nic więcej. To się między dorosłymi
ludzmi zdarza, a przecie\ zarówno on, jak i Mindy, od dawna
są pełnoletni. Spokojnie wszystko omówią i będzie po
sprawie. Przyrzekną tylko sobie, \e ju\ nigdy więcej nie
powtórzą tego błędu.
Bo to był błąd, ogromny i prawie niewybaczalny, Reed
wiedział to z całą pewnością. Przecie\ do tej pory po nocy
spędzonej z kobietą był zawsze odprę\ony i zadowolony z
\ycia. Rano pił kawę z partnerką, chwilę z nią rozmawiał - i
ka\de wracało do swojego \ycia. Lecz w tym wypadku
sprawy zaszły stanowczo za daleko i nale\ało temu
przeciwdziałać, to znaczy wszystko wyjaśnić.
Bo to naprawdę był tylko seks, fizyczne po\ądanie i nic
więcej, powtórzył w myślach. Przecie\ to jeszcze nie koniec
świata.
Reed głęboko odetchnął i otworzył drzwi łazienki.
Spodziewał się zastać Mindy czekającą w łó\ku lub w kuchni,
z przygotowaną dla niego kawą, bądz te\ czytającą gazety w
salonie.
Nie było jej jednak ani w łó\ku, ani w kuchni, ani te\ w
salonie. Nigdzie.
Dlaczego zniknęła bez słowa? I dokąd poszła? Jeszcze pół
godziny temu le\ała obok niego, więc nie mogła zajść daleko.
O co tu chodzi?
Spojrzał na zegar kuchenny. Od samego rana wyznaczono
mu operacje, nie miał więc czasu na poszukiwanie Mindy.
Miało to tę dobrą stronę, \e w ten sposób uniknął
nieprzyjemnej rozmowy.
Wiedział, \e i tak nie ucieknie przed wyrzutami sumienia.
Nie powinni się kochać, nie powinni poznawać swoich ciał ani
szeptać sobie czułych słówek. Nie powinni, to prawda. Ale
Reed coraz bardziej zdawał sobie sprawę, \e mimo tak
powa\nych zastrze\eń i samooskar\eń w głębi ducha wcale
nie \ałuje tego, co się stało.
Czuł się jednak podle. Paniczna myśl, \e jego
ustabilizowane \ycie legło w gruzach, napawała go
prawdziwym przera\eniem.
Mindy siedziała w barku kawowym, z którego widać było
apartament Reeda. Szczelnie otuliła się płaszczem. Piła powoli
bezkofeinową kawę i jadła cynamonową bułkę z rodzynkami.
Wpatrywała się w drzwi budynku po przeciwnej stronie ulicy.
Czekała, a\ Reed opuści apartament, by móc spokojnie wrócić
do domu i wziąć prysznic.
Do domu? Mieszkanie Reeda przyzwyczaiła się uwa\ać za
swój dom.
Niestety, tego co się stało, wybaczyć sobie nie mogła.
- Bo\e, co ze mnie za idiotka! - jęknęła cicho. - Kretynka
najwy\szej klasy.
Rano obudził ją chyba szum wody w łazience. Przez jedną
krótką chwilę czuła się wspaniale. W półśnie rozpamiętywała
prze\ycia ostatniej nocy. Pieszczoty, czułe słowa, cudowne
doznania zjednoczonych ciał i dusz... I przez tę jedną ulotną
chwilę świat wydawał się Mindy po prostu piękny.
Gdy jednak rozbudziła się do końca, ogarnęło ją
przera\enie. Chciała natychmiast uciec, by nie patrzeć
Reedowi w twarz i nie. widzieć jego reakcji. Wiedziała, \e to
czyste tchórzostwo, lecz uczucie, która ją nawiedziło, było
czymś tak nowym, \e musiała oswoić się z nim w samotności.
A poza tym nie chciała, by Reed zorientował się, \e jest w nim
zakochana, nie była bowiem pewna jego reakcji.
Czy Reed odwzajemnia jej uczucie? Miała co do tego
ogromne wątpliwości. Czy istniała choćby najmniejsza szansa,
\e to, co wydarzyło się ostatniej nocy, było czymś więcej ni\
seks? A mo\e zbli\yli się do siebie tylko dlatego, \e byli
samotni?
Oczywiście, Mindy i tak znała odpowiedzi na te pytania.
Pokochała Reeda i tylko dlatego zaczęła go po\ądać.
Potrzebowała go, ju\ nie wyobra\ała sobie \ycia bez niego.
No tak, ale znali się zaledwie dwa tygodnie, dzieliła ich
przepaść społeczna, a ona niedługo miała urodzić dziecko
innego mę\czyzny.
Czy to mo\liwe, by mimo to Reed darzył ją uczuciem?
Mindy wiedziała, \e mu na niej zale\y i \e coś ich łączy. Ale
czy z jego strony była to prawdziwa miłość, czy te\ jedynie
chwilowe zauroczenie?
Reed zbli\ał się do czterdziestki i nigdy nie był \onaty, co
więcej, z tego co mówił, wynikało, \e do tej pory nigdy nie
myślał o zało\eniu rodziny. I nagle miałby się tak bardzo
zmienić? Wziąłby sobie na głowę kobietę z cudzym
dzieckiem? Było to mało prawdopodobne. Przecie\
powtarzała mu wielokrotnie, \e nie powinien czuć się za nią
odpowiedzialny, bo sama da sobie radę.
W domu po przeciwnej stronie ulicy nagle otworzyły się
drzwi. Mindy wstrzymała oddech. W ciemnym garniturze i
czarnym, rozpiętym palcie, którego poły rozwiewał lodowaty,
poranny wiatr, Reed Atchison nawet z daleka wyglądał
niezwykle atrakcyjnie.
Lekarz w ka\dym calu! Dba o innych, lecz nie o siebie,
pomyślała z bladym uśmiechem. Skręcił na parking i
skierował kroki w stronę srebrnego jaguara, który doskonale
odzwierciedlał dzielącą ich przepaść, bo Mindy pojedzie do
pracy miejskim autobusem.
Odetchnęła dopiero wtedy, gdy Reed zniknął z pola
widzenia. Zaraz będzie mogła pójść do domu, wziąć prysznic,
pokrzątać się po mieszkaniu. Po południu musi być w pracy.
A potem? I co?
Wróci do apartamentu Reeda i...
Nic?
Było to bardzo wa\ne pytanie i Mindy pragnęła poznać
odpowiedz, lecz mógł jej udzielić tylko i wyłącznie Reed. A
skąd mogła wiedzieć, jaką decyzję podjął?
- Seth, zapomnij wszystko, o czym ci mówiłem. To nie
ma \adnego sensu - ze sztucznym o\ywieniem w głosie
oznajmił Reed.
Nie miał pojęcia, jak do tego doszło, \e podczas póznego
lunchu, oczywiście nie U Evie", opowiedział przyjacielowi o
wydarzeniach ostatniej nocy. Właściwie tylko wspomniał
mimochodem, \e przespał się z Mindy, jednak na głębsze
wyznania nie potrafił się zdobyć.
Seth był jego najlepszym przyjacielem, ale nawet z nim
nie umiałby rozmawiać na tak osobiste tematy, tym bardziej
\e nadal nie rozumiał własnych emocji związanych z Mindy.
Mimo jego powściągliwości Seth wyraził autorytatywnym
tonem swoje zdanie, i oczywiście była to najgłupsza opinia,
jaką Reed kiedykolwiek usłyszał.
- Dlaczego twierdzisz, \e nie ma to \adnego sensu? -
spytał Seth. - Ty i Mindy stanowicie doskonałą parę. Uwa\am,
\e powinieneś się z nią o\enić. Dla was obojga byłoby to
idealne rozwiązanie.
On, Reed, miałby się z nią o\enić? Jak mógłby zrobić coś
takiego? Lubił tę kobietę, ale tak dziwaczny pomysł
przekraczał wszelkie granice zdrowego rozsądku.
- Idealne rozwiązanie? - powtórzył z niedowierzaniem
słowa Setha. - Raczej idiotyczne.
Mimo \e tak powiedział, poczuł nagły przypływ radości.
- Mindy potrzebuje mieszkania i ojca dla dziecka -
oświadczył Seth. - A ty potrzebujesz kogoś, kto zrobi z ciebie
człowieka. Wspaniale się uzupełniacie. T y , mój drogi, masz
dom i pieniądze, a ona złote serce.
Reed skrzywił się. Nie powinien zwierzać się Sethowi,
który niczego nie traktował powa\nie.
- Znam Mindy zaledwie od dwóch tygodni - skwaszony
przypomniał przyjacielowi. - To stanowczo za krótko, \eby
dobrze się poznać, a co dopiero zdecydować na mał\eństwo.
Jesteś śmieszny. - Spojrzał na Setha. - A ty co? Romansowałeś
ze wszystkimi kobietami na tej planecie i do tej pory nie
znalazłeś nikogo, z kim chciałbyś dzielić resztę \ycia -
wypomniał przyjacielowi.
Seth wzruszył ramionami, ale nie był to beztroski gest,
odzwierciedlał bowiem prawdziwą bezradność.
- Nie romansowałem ze wszystkimi kobietami -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pobieranie ^ do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ download ^ ebook
Menu
- Home
- Susan Elizabeth Phillips Hot Shot
- Lowell Elizabeth Sen zaklÄty w krysztale
- Power Elizabeth Wieczory w Monte Carlo
- Bailey Elizabeth Dziedziczka z nieprawego ĹoĹźa
- 0488.Bevarly Elizabeth Najpierw przychodzi miĹoĹÄ
- Bevarly Elizabeth Przeznaczenie
- MaśÂśźeśÂstwo z rozsć dku Beverley Jo
- Dr. Who Target 154 The Power of the Daleks # John Peel
- Carel Capek Cross Roads (pdf)
- Min Anchee Dziki imbir
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bhp-bytom.keep.pl
Cytat
Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.