[ Pobierz całość w formacie PDF ]
– Proszę mi dać spokój! Ja nic nie chcę. Chcę tylko, żeby pan i niemieckie przybłędy ży-
dowskiego pochodzenia dali mi spokój! W przeciwnym wypadku podejmę jakieś kroki. Będę
się bił.
– Teraz wszystko jasne! – powiedział von Koren wychodząc zza stołu. – Pan Łajewski
przed wyjazdem pragnie zabawić się w pojedynek. Mogę sprawić mu tę przyjemność. Panie
Łajewski, przyjmuję pańskie wyzwanie.
– Wyzwanie? – wyrzekł cichym głosem Łajewski zbliżając się do zoologa i patrząc z nie-
nawiścią na jego śniade czoło i kędzierzawe włosy. – Wyzwanie? Ale z chęcią! Nienawidzę
pana! Nienawidzę!
– Bardzo mnie to cieszy. Jutro rano, jak najwcześniej, przy karczmie Kierbałaja, ze
wszystkimi akcesoriami w pańskim guście. A teraz proszę się wynosić.
43
– Nienawidzę! – mówił Łajewski cichym głosem, ciężko dysząc. – Od dawna nienawidzę!
Pojedynek! Oczywiście!
– Zabierz go, Aleksandrze Dawidyczu, albo ja wyjdę – powiedział von Koren. – On mnie
ugryzie.
Spokojny ton von Korena otrzeźwił doktora; Samojlenko jakby nagle ocknął się, oprzy-
tomniał, ujął oburącz Łajewskiego wpół i odciągając go od zoologa, wybąkał tkliwym, drżą-
cym ze wzburzenia głosem:
– Przyjaciele moi... zacni, drodzy... Pogorączkowaliście się i dosyć... i dosyć... Przyjaciele
moi...
Słysząc ten łagodny, przyjazny głos, Łajewski poczuł, że przed chwilą w jego życiu stała
się rzecz niebywała, niesamowita, jakby o mały włos nie został przejechany przez pociąg; z
trudem stłumił wybuch płaczu, machnął ręką i wybiegł z pokoju.
„Doświadczyć na sobie czyjejś nienawiści, ukazać się przed człowiekiem nienawidzącym
w żałosnym, bezradnym, godnym pogardy stanie, Boże, jakie to ciężkie! – myślał w chwilę
później siedząc w pawilonie i czując na całym ciele jakby rdzę wzbudzonej przez siebie nie-
nawiści. – Jakie to brutalne, Boże!”
Zimna woda z koniakiem nieco go orzeźwiła. Wyobraził sobie z całą wyrazistością spo-
kojną, wyniosłą twarz von Korena, jego spojrzenie, koszulę przypominającą dywan, jego
głos, białe ręce, i przez serce znowu przewaliła się nienawiść – ciężka, namiętna, zachłanna,
domagająca się zadośćuczynienia. W marzeniu przewracał von Korena na ziemię, deptał go
nogami. Z drobiazgową dokładnością wspominał wszystko, co się stało, i dziwił się, jak mógł
uśmiechać się przymilnie do tego zera i w ogóle zabiegać o opinię przeciętnych, nikomu nie
znanych człowiecząt, zamieszkałych w nędznym mieście, którego, zdaje się, nawet nie ma na
mapie i o którym nic nie wie żaden przyzwoity człowiek w Petersburgu. Gdyby nagle ta mie-
ścina spłonęła lub zapadła się pod ziemię, w Rosji przeczytano by o tym z takim samym znu-
dzeniem jak ogłoszenie o sprzedaży używanych mebli. Zabić jutro von Korena czy zostawić
go przy życiu – to jednakowo nieważne i nieciekawe. Strzelić już w nogę lub w rękę, zranić
go, a potem wyśmiać – i podobnie jak owad z urwaną nóżką gubi się w trawie, niech i on ze
swym ćmiącym bólem zagubi się w tłumie ludzi równie przeciętnych jak on sam.
Łajewski poszedł do Szeszkowskiego, opowiedział mu wszystko i poprosił na sekundanta;
później obaj udali się do naczelnika poczty, poprosili go również na sekundanta i zostali u
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pobieranie ^ do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ download ^ ebook
Menu
- Home
- Antoni Lange Miranda
- Roberts Nora Ostatni wiraśź
- Agatha Christie Wielka czwórka
- Samson_Hanna_ _Pulapka_na_motyla
- Ashley Anne Tajemnice Opactwa Steepwood 06 Zakazana milosc
- Historia Nie Magdaleny
- Tawny Talyor Twilight Possession 01 Palć cy GśÂód
- 37 Miasto strachu
- Evil Triumphant Michael A. Stackpole(1)
- Christos H Papadimitriou Turing (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- btsbydgoszcz.opx.pl
Cytat
Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.