Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

papier przed żarówką. Seria słabych cieni pojawiła się na odwrocie kartki.
- Aha jest. Ultra fiolet. Stawiam na to, że zadziała. - uśmiech ulgi zakwitł na jej policzkach.
Odwróciła się do Daynea- Przypuszczam, że nie macie jednej z tych ultrafioletowych lamp?
- Uh? - spytał Dayne.- Spojrzała na zegarek. Było parę minut po siódmej.
- Możesz je kupić dosłownie wszędzie- K-Mart, Meijers, Radio Shack1. Czy wiesz gdzie
jakiś z nich się znajduje?
- Tak- odpowiedział Marek, gdy Dayne posłał jej zupełnie puste spojrzenie.- Jeśli masz
jakiekolwiek wątpliwości, to jestem chętny do pomocy... chyba ich nie masz. Wrócę za chwilę.
Złapała go za rękę, gdy Marek odwrócił się do drzwi i szarpnął je. Kiedy spojrzał przez
ramię powiedziała: - Dziękuję.- Aagodny uśmiech rozjaśnił jego twarz.
- Nie ma za co.- odpowiedział.
Gdy go nie było, Dayne powstrzymywał ją od pogaduszek o swojej rodzinie, związku między nim i
Markiem- czuła, że nie chciał by znała całą prawdę. Celowo trzymała dystans pomiędzy sobą i nim,
odkąd przebywanie w odległości mniejszej niż pięć stóp2 choćby przez minutę wywoływało u niej
gwałtowny wzrost hormonów przepływających przez jej ciało, i cielesna natura zalewała jej umysł.
Jeśli trzymał się w odległości siedmiu- dziesięciu stóp3 od niej, mogła myśleć o czymś innym, niż
to jak wspaniale jego tyłek wygląda w dżinsach i jak biel koszuli podkreśla jego opaleniznę.
Internet był wszystkim, ale był bezużyteczny, jej ręce były symbolicznie związane. Kiedy w
ich konwersacji pojawiała się cisza, zaczynała krążyć po pokoju. Aóżko, drzwi, łazienka, biurko i
ponownie w stronę łóżka.
- Jak myślisz, jak długo jeszcze tam będzie?
- Trudno powiedzieć. Jeśli niedługo nie wróci, będziemy musieli czekać do jutra z wyprawą
do Zal Halirgi.
- Dlaczego?
- Będzie zamknięte.
zaspokojenia ambicji autora, ale w zasadzie mało użytecznych z punktu widzenia podstawowych zadań programu,
choć mogą być one cenione przez niektórych użytkowników.
1 Najbardziej znane domy towarowe z dużymi zniżkami
2 5 stóp= 1,5240 metra
3 7 stóp-2,1336m; 10 stóp- 3,048m
- Zamknięte? To gorsze niż godziny bankowe. Myślałam, że mówiłeś, że otwierają około
szóstej? Co to w ogóle za miejsce? Zal Halirgi? Czy to ..... jakiś kościół?
- Kościół? Zdecydowanie nie.- powiedział rozsyłając wokół swój chichot. Delikatne
dreszcze zmysłowej świadomości przepłynęły przez jej ciało.
- W świętym miejscu nie ma dużego ruchu, ponieważ jego celem jest utrzymanie naszych
najcenniejszych dokumentów. Dlatego właśnie otwarte jest tylko przez godzinę dla zwiedzających.
- Więc ile czasu dokładnie mamy?- przez chwilę wpatrywał się w zegar.
- Około dwudziestu minut.
- Cholera.
*
Marek wpatrywał się w jarzący wyświetlacz cyfrowego zegara vana. Czas uciekał, a on
utknął w gigantycznym korku przez wielosamochodowy karambol. Głupi ludzie, którzy nie wiedzą
jak prowadzić na mokrej nawierzchni. Można by myśleć, że będą bardziej rozważni, biorąc pod
uwagę to, że są śmiertelni. W końcu opuścił gwar miłośników szybkiej jazdy do domu. Zal Halirgi
zostanie zamknięty za dwanaście minut. Jeśli lampa nie zadziała stracą całą noc. %7łe też nie wpadli
na ten pomysł szybciej. Ale wtedy, i tak musieliby czekać do zmroku z wyjściem do sklepu.
Synowie Zmroku1 otrzymywali tylko jedną dawkę serum pozwalającego na przebywanie w
świetle słonecznym, każdego roku. Było to na dodatek kontrolowane przez radę, by uniknąć
nadużyć jakich był świadkiem w minionych stuleciach. Oczywiście, gdy tylko się dowiedział, że
będzie musiał znalezć powiernika krwi2 w tym roku, przeznaczył cenną dawkę serum na ten właśnie
dzień. Dom. Nareszcie. Nie ma czasu do stracenia. Uv-ka zaszeleściła w torbie, wyciągnął ją z niej,
wbiegł po schodach i popędził do pokoju. To musi zadziałać.
- Tu jesteś- powiedział, pozbawiony tchu po biegu, trosk i erotycznego głodu, który strzelił
w jego wnętrznościach jak dobrze wymierzony cios. Czy głód kiedykolwiek stanie się łatwiejszy do
zniesienia? Brea wyrwała mu żarówkę z rąk i zawahała się, następnie odwróciła się i ruszyła pędem
bo jednej ze stojących na biurko lamp, po drodze rozpakowując uv-kę. Oczywiście Dayne ostrzegł,
że mają mało czasu.
Wkręciła żarówkę i włączając lampkę poinstruowała Daynea by zgasił pozostałe światła.
Natychmiast zostali otoczeni przez niesamowity, niebieski blask. Biała koszula Daynea świeciła
jasno, tak jak i jego zęby, gdy się odezwał
- Jak to coś może cokolwiek zdziałać?
Brea podniosła pierwszy kawałek papieru do światła, i również z daleka Marek mógł zobaczyć cykl
liczb nagryzmolonych na całej powierzchni. Zrobiła to, wykombinowała, jak odczytać kod. Był
pełen podziwu dla jej bystrego umysłu.
- Oto są. Mogę je przeczytać. Długopis. Potrzebują długopisu i kartki. Czegokolwiek.
- Szuflady- powiedział Marek
- Oczywiście. - otwierała szuflady pocierając drewnem o drewno. Dzwięk ołówków i
długopisów zabrzęczał, gdy przeszukiwała plastikową tackę.
- Mam. Boże, mam nadzieję, że to przeczytacie. Piszę tak szybko.- mówiła podczas
przepisywania czytanych liczb i zapisywania ich na czystą kartkę papieru. W końcu zerwała się na
równe nogi i wpychając mu kartkę do ręki wypchnęła ich obu w kierunku drzwi.
-Idzcie, dalej, dalej.
- Wkrótce wrócimy. - rzucił Marek przez ramię. Kod i telefon komórkowy trzymał w jednej
ręce, drugą szukał w kieszeni kluczyków do vana. Dayne sprężyście podążał za nim.
**
Brea ściskała w dłoni zapasowy telefon Marka i wpatrywała się w drzwi zamykające się po
ich wyjściu. Jej nerwy były powiązane w węzły. Lęki biegały wzdłuż kręgosłupa. Nie mogła
usiedzieć w jednym miejscu, ustać zresztą też nie.
1 W oryginale było Son of the Twilight ale synowie zmierzchu kojarzy mi się z sagą S.Meyer.
2 Blood-mate-
By to szlag. Czekanie było męką. Wydeptała stałą ścieżkę od łóżka do drzwi, wciąż
chodząc. Tam i z powrotem. Tam i z powrotem. Po około dwustu rundach zdecydowała się na
próbę otwarcia drzwi, tylko dla zabawy. Bez wątpienia były zablokowane.
Otwarte.
Otwarte? Jaassssna cholera. Rzuciła telefon na łóżko, otworzyła szeroko drzwi i wbiegła do
przedpokoju, potem biegiem w dół po schodach i rzuciła się przez hol do drzwi głównych.
Czy to jakiś rodzaj pułapki? Czy drzwi były uzbrojone, by zatrzymać ją w środku? To było
głupie. Oczywiście,że nie. Nie mieli czasu.
Whooo hoooo. Zapomnieli zamknąć drzwi. Była wolna. Woooolnaaaa. Szarpnęła drzwi by
się otworzyły i wybiegła na zewnątrz. Rześkie nocne powietrze było wspaniałe. I równie wspaniale
pachniało. Mokrą trawą i kwiatami i naturą. Wolność. Ahhhhh.
Stała na środku ogromnego, wspaniale utrzymanego trawnika. Jej chippendalesi albo
spędzali żmudne godziny na pracy nad nim, albo płacili za ekipę ogrodową. Każda gałązka na
krzewach była na swoim miejscu, trawnik był tak puszysty i gruby jak dywan, grządki kwiatowe,
zapalone w rządku zachwycające miedziane latarnie, były przepełnione pięknymi kwiatami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.