Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

atmosferyczne. Maszynista nadjeżdżającego z
naprzeciwka pociągu nie był w stanie w porę
zauważyć, co się stało. Ujrzawszy światła latarek
kolejarzy, rozpoczął hamowanie. Jednak z prędkości
stu pięciu kilometrów na godzinę zdołał zejść tylko
do dziewięćdziesięciu. Maszyna uderzyła w
oderwaną część składu stojącą na jego torze. W
katastrofie tej zginęły trzydzieści cztery osoby,
sześćdziesiąt siedem zostało rannych.
 Potworna tragedia  podsumował doktor
Płótniak.  I bardzo kontrowersyjna. Aby dokładnie
określić, co się wówczas stało, powołano specjalną
komisję, której ustalenia do dziś są kwestionowane
przez naocznych świadków. Długo by można o tym
mówić. Wie pan, byli tacy, którzy upierali się, że
krótko po katastrofie widzieli zjawy na torach. Białe
kształty unoszące się nad wrakami wagonów.
Zastanawiające jest również to, że zarówno archiwa
państwowe, jak i kolejowe  także policyjne  nie
zawierają żadnych informacji o tej tragedii.
Galiński natychmiast pomyślał o tych wszystkich
katastrofach, do jakich doszło w ostatnich
tygodniach. Czy tragedia pod Piotrkowem była
preludium tego, co działo się w tej chwili?
 Proszę pana  odezwał się ponownie
naukowiec i również napił się herbaty. Jemu
najwyrazniej smakowała, bo opróżnił niemal całą
filiżankę, a potem dodał:  Kipu, o którym panu
opowiadałem, pewnego dnia zniknęło. Po prostu
wsiąkło. I wie pan co?
Galiński nie odezwał się. Czekał na kolejną
nowinę, następną miażdżącą informację. Doczekał
się.
 Znalazło się parę dni temu. W piramidzie,
która wyrosła na Morasku.
Archeolog zamilkł, pozwalając swojemu
rozmówcy zastanowić się nad tym, co już zostało
powiedziane. Zapalił kolejnego papierosa, zaciągnął
się dymem, dopił herbatę. Ani na moment nie
spuszczał wzroku z Galińskiego. Nauczyciel
otworzył usta. Chciał coś powiedzieć, ale zamiast
tego pokręcił tylko głową. Był przybity i
zrezygnowany.
Doktor Płótniak wstał i podszedł do okna. Niebo
pociemniało. Gdzieś w oddali zagrzmiało.
Nadciągała burza.
 Panie Dawidzie, a czy słyszał pan o
Quetzalcoatlu? Wie pan, co to takiego?
Nauczyciel wciągnął do płuc powietrze i wolno
je wypuścił.
 Nie  odparł.  Nie sprawdziłem tych
informacji, choć wiem już kto to był Netzahu...
 Głodujący Kojot.
 Właśnie. Głodujący Kojot.
 Quetzalcoatl to coś zupełnie innego  wyjaśnił
archeolog.  Bóstwo. Najpotężniejsze bóstwo Indian
Mezoameryki. Inaczej Opierzony Wąż, jak nazywali
go Aztekowie. Albo też Kukulkan, jak zwali go
Majowie. Inkowie zaś nazywali go Wirakoczą.
 Chce pan powiedzieć, że przemówiło przeze
mnie bóstwo?  Galiński wyprostował nogi i zmrużył
oczy. Wierzył temu człowiekowi. Wiedział, że
Płótniak jest jedyną właściwą osobą, z którą mógł
porozmawiać, ale potrzebował czasu na poskładanie
do kupy wszystkich informacji. Nie zamierzał
przerywać konwersacji, coś go jednak do tego
zmuszało. Coś tkwiącego w głębi niego, jakaś siła.
Nakazywało mu opuścić dom i wrócić do Kaśki. Nie
potrafił się skoncentrować. Zastanawiał się, czy nie
powiedzieć tego na głos. Przez moment zdawało mu
się, że już gdzieś słyszał to imię: Opierzony Wąż. Nie
potrafił sobie jednak przypomnieć gdzie i kiedy.
 Bardzo możliwe  usłyszał.
 Ale jak to możliwe?  zapytał, czując jak coś
ściska mu kości czaszki, jakby usiłowało zmiażdżyć
jego głowę.
 Wątpię, aby jakiekolwiek inne bóstwo czy też
jakikolwiek indiański duch podał się za
Quetzalcoatla. Cokolwiek pana... nie chciałbym
powiedzieć opętało, ale... powiedzmy... cokolwiek
przez pana przemówiło, należało do... Inaczej, nie
mogło podać się za Quetzalcoatla, jeśli nim nie było.
Poprzez ogromną moc, jaką posiadło to bóstwo.
 Naukowiec chrząknął. Chyba nie był z siebie
zadowolony. Na co dzień był perfekcyjnym mówcą, a
teraz język zaczął mu się plątać.
 Jak to inne bóstwo?  zapytał Galiński,
skołowany. Wyczuł, że Płótniak jest spięty. Czy
dostrzegł w nim jakąś zmianę? Zauważył, że coś jest
nie tak?
 Musi pan wiedzieć, że Quetzalcoatl był dla
Azteków tym, kim dla nas jest Bóg. Wszechmogący.
Wierzy pan w Boga?  Galiński przytaknął.
 Nie bardzo tylko wiem, jaki to ma związek...
 Usiłuję panu w zrozumiały sposób wyjaśnić,
kim jest Quetzalcoatl. I że zaznał pan jego potęgi.
Bóg ten uważany był za współtwórcę świata. Według [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.