Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Brenna przytuliła się do niego w niemym zdumieniu. Po ostatnich przeżyciach
miło było wdychać zapach jego świeżo wypranej koszuli.
- To lubię - powiedział. - Pocałuj mnie, żeby przypieczętować naszą umowę.
Uniosła twarz i przytknęła wargi do ust Reilly'ego. Dziwne, po tym wszystkim
co zrobili w jej sypialni, czuła się zawstydzona.
Ale tak właśnie było. Teraz całowała kogoś zupełnie nowego...
Przynajmniej przez pierwszą sekundę. Bo potem pocałunek stał się głębszy.
Reilly objął ją mocniej i Brenna poczuła, że rozgorzał w niej dobrze znany płomień,
jak zawsze, gdy znajdowała się blisko niego...
I znów całowała go z dawną żarliwością...
Do chwili gdy odezwał się drżącym głosem:
- Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek to powiem, ale... zapomnieliśmy o
naszej pacjentce, moja droga.
- Flora! - wykrzyknęła Brenna.
- Czeka na śniadanie. Dokończymy to pózniej.
Brenna skwapliwie skinęła głową. Sięgnęła po miskę z mlekiem, w której
miała namoczyć chleb.
- Musisz mi coś obiecać - powiedział, Reilly, podnosząc się z klęczek.
- Co?
- %7łe wprowadzisz w domku kilka zmian - odparł, rozmasowując swoje obolałe
ramię. - Chcę tam zainstalować porcelanową wannę, w której mógłbym się
wyciągnąć, w razie gdybym musiał moczyć jakieś nowe rany. Pozwolisz mi na to?
- Obiecuję - powiedziała, uśmiechając się w świetle świecy.
31
Jeżeli ktoś z zebranych - powiedział wielebny Marshall - wie o jakiejś
przeszkodzie w zawarciu tego małżeństwa, niech o niej powie teraz lub...
Pastor zamilkł na chwilę, jak to zawsze bywało po wygłoszeniu powyższych
słów. Jednakże w kościele nie zapanowała cisza. Parafianin, Hamish MacGregor,
pisnął na widok małej brązowej myszy, którą jego młodszy brat Seumas, całkowicie
uleczony z cholery, wsunął mu do kieszeni odświętnej marynarki.
Reilly posłał chłopcom karcące spojrzenie i obydwaj natychmiast się
uspokoili. Hamish wiercił się trochę, gdy mysz rzucała się w jego kieszeni. Harold
Mackafee, wysoki i wyprostowany w otoczeniu rodziny, wystrojony w prawie nowe
ubranie, które kupił za pieniądze zarobione za pracę na łodzi Adama MacAdamsa, w
niczym nie przypominał dawnego obszarpanca. Spojrzał surowo na swoje młodsze
dzieci, chichoczące na widok myszy Hamisha. Nawet cztery złotowłose dziewczynki,
z których najmłodsza, nie umiejąca jeszcze siedzieć, spoczywała w ramionach
starszej siostry, wysunęły się z rzędu, by zerknąć na zabawne stworzonko.
W chwili gdy wielebny Marshall miał się zwrócić do pana młodego, by go
spytać, czy bierze za żonę tę tu kobietę, rozległ się głos, dochodzący z głębi kościoła.
- Ja się sprzeciwiam!
Wszyscy zebrani obejrzeli się, by zobaczyć, kto ma obiekcje wobec zawarcia
węzła małżeńskiego przez tak miłą parę. Wzdłuż nawy zbliżał się nieznany nikomu,
przystojny siwowłosy mężczyzna, ubrany w strój londyńskiego dżentelmena.
Nikomu, z wyjątkiem Brenny, która skuliła się, chowając za Reillym.
- %7łądam, by natychmiast zakończono tę farsę! - huknął dżentelmen.
Wielebny Marshall spojrzał na niego zdumiony. Jego żonie, siedzącej przy
organach, trzeba było podać sole trzezwiące, by nie zemdlała, jak to stało się jej
zwyczajem od owego wieczoru, gdy została zaatakowana przez szczura w jadalni
zamku Glendenning.
- Cz...czy mogę zapytać, sir - wyjąkał pastor - jakiej natury są pańskie
zastrzeżenia?
- Idzie o to, że moja bratanica, panna młoda, nie ma pozwolenia rodziców na
wstąpienie w związek małżeński. - To rzekłszy, przystojny starszy pan podszedł do
panny młodej, której twarz skrywał welon z weneckiej koronki, i powiedział: - Wstyd
mi za ciebie. Natychmiast wracaj do Burn Cottage. Mam także coś do powiedzenia
temu niepoprawnemu młodzieńcowi.
Panna młoda odsunęła welon, ukazując ładną twarzyczkę o kształcie serca,
otoczoną przez burzę jasnych kędziorów.
- Przykro mi - powiedziała Flora gniewnym tonem - ale pan nie jest moim
stryjem.
Siedząca za przystojnym i, w tej chwili, bardzo skonsternowanym mężczyzną,
Brenna odchrząknęła.
- Stryju Euanie - powiedziała, machając do niego ręką. - Tu jestem.
Przystojny starszy pan spąsowiał. Był jeszcze czerwieńszy niż pan młody, lord
Glendenning, który na tę okazję przywdział swój najlepszy pled w kratę.
- Co to ma znaczyć? Psujesz moją uroczystość zaślubin. Wynoś się stąd,
zanim rozwalę ci łeb.
- Lepiej wyjdzmy - szepnęła Brenna do Reilly'ego.
- Masz rację - odrzekł, pomagając jej wstać.
Kiedy znalezli się na zewnątrz, mężczyzna, do którego Brenna zwracała się
per  stryju , bezzwłocznie natarł na krnąbrną bratanicę.
- Co to ma znaczyć? - zagrzmiał. - Co robisz na Skye? Masz przecież być w
Bath. I cóż to za historia z poślubieniem jakiegoś nieznanego nam jegomościa?
- Stryju Euanie - zaczęła Brenna z cierpliwością, której Reilly mógł jej
pozazdrościć. - Wszystko ci wyjaśnię...
- I słusznie. Będziesz mi miała wiele do wyjaśnienia. Najpierw stwierdziliśmy,
że do Akademii Królewskiej nadeszła nowa rozprawa naukowa na temat
rozprzestrzeniania się cholery, opatrzona nazwiskiem twego ojca, a następnie
otrzymałem to... - Wuj zamachał wyjętym z kieszeni listem. - List, w którym
wyjaśniasz, że jesteś na Skye i masz zamiar poślubić jegomościa, o którym nikt z nas
nie słyszał. A wszystko to w czasie, gdy twoja ciotka i ja jesteśmy przekonani, że
mieszkasz u Elizabeth Sexton w Bath...
- Przepraszam pana, sir - Reilly poczuł się w obowiązku przerwać tyradę
stryja Brenny - lecz nie podoba mi się sposób, w jaki beszta pan moją żonę.
- Wasza miłość! - zagrzmiał stryj Euan.
- Słucham pana? To chyba jakieś nieporozumienie. Nie jestem księciem.
- Pan nie! - zakrzyknął stryj Brenny. - Ale ja jestem! Tak się składa, że jestem
księciem Camden, młody człowieku, i proszę się do mnie zwracać tak, jak wymaga
tego mój tytuł. I co ma znaczyć nazywanie mojej bratanicy pańską żoną?
Skonfundowany Reilly spojrzał na Brennę. Jej stryj księciem? To by
znaczyło...
- Stryju Euanie - powiedziała Brenna, biorąc go pod rękę. - Reilly i ja
pobraliśmy się w minioną sobotę. Mój list, hm, musiał nadejść z opóznieniem.
Dlatego pomyślałeś, że przyszła sobota oznacza tę sobotę, ale jak widzisz...
- W takim razie - przerwał jej stryj - żądam anulowania.
- Stryju Euanie - odparła Brenna, wznosząc oczy do nieba. - Nie bądz
śmieszny.
- Nie widzę w tym nic śmiesznego - powiedział stryj, nawet na nią nie
spojrzawszy. - Moi prawnicy w mig przygotują odpowiednie dokumenty.
- Zważywszy na to, że około Bożego Narodzenia stanie się pan stryjecznym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.