Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

strzeżona, Usanga upewnił ją, że nie zdoła uciec z
wioski, nie narażając się na niechybną śmierć, gdyż,
wedle twierdzenia wieśniaków, przyległa dżungla
roiła się od wielkich i drapieżnych lwów.
- Bądz dobra dla Usangi - zakończył - to nie spotka
cię nic złego. Przyjdę znowu do ciebie, gdy inni
pozasypiają. Bądzmy przyjaciółmi.
Gdy odszedł, dziewczyna padła na ziemię i zakryła
twarz rękami, wstrząsana konwulsyjnym dreszczem.
Teraz zrozumiała, dlaczego nie zostawiono kobiet, by
ją pilnowały. Było to dziełem chytrego Usangi, ale
czy jego żona nie przejrzy tych zamiarów? Wcale
niegłupia, a przy tym szalenie zazdrosna, pilnowała
zwykle swego hebanowego małżonka. Berta
Kirchner czuła, że tylko ta kobieta może ją wybawić
i wybawi, byle tylko szepnąć jej słówko. Ale w jaki
sposób to uczynić?
Po raz pierwszy od ubiegłej nocy pozostawiona w
samotności, z dala od oczu ludzkich, pośpieszyła
przekonać się czy papiery, które zabrała z kieszeni
trupa kapitana Schneidera, są wciąż bezpiecznie
zaszyte w jej ubraniu.
Niestety! Jakąż wartość miały teraz dla jej
ubóstwianej ojczyzny? Lecz nawyk i sumienność tak
były w niej silne, że wciąż spodziewała się oddać
pakiecik swemu zwierzchnikowi.
Czarni jak gdyby zapomnieli o jej istnieniu - nikt nie
zbliżał się do jej chaty - nawet, by przynieść
pożywienie.
Słyszała, jak z drugiego końca wioski dochodziły
śmiechy i wrzaski, domyśliła się, że raczą się tam
jadłem i piwem krajowym - i obawy jej rosły.
Uwięziona w wiosce murzyńskiej, w samym sercu
nieznanej części Afryki Zrodkowej -jedyna biała
kobieta wśród zgrai pijanych Negrów! Sama myśl o
tym przejmowała ją strachem. Słaby promyk nadziei
tlił się w niej jednak. Pocieszała się tym, że
dotychczas nic się jej nie stało, że teraz widocznie o
niej zapomnieli i że wkrótce spiją się tak, że staną się
nieszkodliwi.
Mrok zapadł, a nikt się nie zjawił. Dziewczyna
zastanawiała się nad tym, czy ważyć się na
poszukiwanie Naratu, żony Usangi. Usanga bowiem
może nie zapomni swej obietnicy powrotu. Nikogo
nie było w pobliżu, gdy wyszła z chatki i skierowała
swe kroki w stronę wioski, gdzie biesiadnicy
zabawiali się wokoło wielkiego ogniska. Zbliżywszy
się ujrzała wieśniaków i ich gości. Czarni szerokim
kołem obsiedli ognisko, przed którym z pół tuzina
nagich wojowników skakało, w jakimś dziwacznym
tańcu. Garnki z jadłem i wydrążone dynie, pełne
napoju, przechodziły z rąk do rąk widzów. Brudne
ręce zanurzały się w garnkach, jadło było z taką
pożądliwością pochłaniane, jak gdyby cała gmina
była przez długi czas głodna. Usta ich wpijały się w
wydrążone dynie z piwem, aż płyn rozlewał się po
brodach i łakomy sąsiad wyrywał naczynie.
Nieprzyzwoite zachowanie świadczyło, że napój
zaczyna działać.
Gdy dziewczyna, kryjąc się w cieniu chat,
przybliżyła się, by poszukać Naratu, jakaś tęga baba
spostrzegła ją, podniosła się z krzykiem i rzuciła ku
niej. Biała dziewczyna miała wrażenie, że kobieta
chce ją dosłownie rozszarpać. Napaść była tak
nieoczekiwana, dziewczyna była na nią tak
nieprzygotowana, że nie wiadomo, jakby się to
skończyło, gdyby nie inwencja jakiegoś wojownika.
Usanga, zauważywszy zajście, przysunął się do
Berty.
- Czego chcesz - zapytał -jadła i napoju? Pójdz ze
mną - i objąwszy ramieniem, ciągnął ku biesiadnemu
kołu.
- Nie! - zawołała. - Szukam Naratu. Gdzie jest
Naratu?
Czarny otrzezwiał na chwilę. Rzucił trwożne
spojrzenie naokół i, widocznie uspokojony, że Naratu
niczego nie zauważyła, rozkazał wojownikowi, który
wciąż powstrzymywał rozszalałą, czarną kobietę, by
odprowadził białą dziewczynę do jej chaty i pozostał
tam, pilnując jej.
Pochwyciwszy naczynie z piwem, wojownik
popchnął dziewczynę i powiódł ją do chaty, sarn zaś
przysiadł na zewnątrz pod progiem, całą swą uwagę
skupiając na wydrążonej dyni.
Berta Kirchner usiadła w najdalszym kącie chaty.
Nie mogła zasnąć, gdyż głowa jej pełna była
projektów ucieczki, wszystkich jednak
niewykonalnych. Wkrótce wojownik wszedł do chaty
i próbował wszcząć rozmowę. Krótką swą włócznię
oparł o ścianę i siadł obok dziewczyny. Mówiąc
wciąż przysuwał się coraz bliżej, wreszcie dotknął
jej. Wzdrygnąwszy się krzyknęła:
- Nie dotykaj mnie! Jeśli nie pozostawisz mnie w
spokoju, powiem Usandze, a wiesz, co on ci zrobi.
Czarny zaśmiał się pijacko, wyciągnął rękę,
pochwycił jej ramię i przyciągnął ją do siebie.
Wyrwała się, głośno wzywając Usangi, i nagle w
drzwiach zjawiła się jakaś postać.
- Co się tu dzieje! - huknął przybyły grubym głosem.
Dziewczyna poznała czarnego sierżanta. Przyszedł;
ale czy to lepiej dla niej? Wiedziała, że przyjście jego
o tyle tylko będzie dla niej zbawienne, o ile potrafi
wykorzystać jego strach przed żoną.
Usanga dowiedział się, co zaszło, i szturchańcami
wygnał wojownika i kazał mu iść precz.
Gdy ten, mrucząc i odgrażając się, znikł, sierżant
zbliżył się do białej dziewczyny. Był bardzo pijany;
tak pijany, że kilkakrotnie udało jej się wymknąć
mu, a dwa razy odepchnęła go tak gwałtownie, że
zatoczył się i upadł.
Rozzłościł się wreszcie, rzucił się na nią i pochwycił
w swe długie, małpie ramiona. Tłukąc go po twarzy
zaciśniętymi pięściami, usiłowała wyrwać się. Gdy
zaczęła go straszyć gniewem Naratu, zmienił taktykę
i spróbował próśb. Gdy tymczasem usiłował ująć ją
obietnicami bezpieczeństwa i względnej swobody,
wypędzony wojownik szedł chwiejnym krokiem do
chaty Naratu.
Usanga, widząc, że prośby i obietnice były równie
jak grozby bezskuteczne, stracił wreszcie cierpliwość
i brutalnie chwycił dziewczynę. W tej samej chwili
wpadł do chaty szatan zazdrości.
Bijąc, drapiąc, gryząc, w mgnieniu oka Naratu
pokonała struchlałego Usangę, a tak była przejęta
pragnieniem wymierzenia kary swemu niewiernemu
panu i władcy, że zupełnie zapomniała o tej, która go
usidliła.
Berta Kirchner słyszała jej wrzaski, gdy popędzała
Usangę w dół ulicy wioski, i zadrżała na myśl o tym, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.