[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ki, ubodzy krewni wspaniałych sąsiadów. Tylko pięćdziesiąt metrów odległości, a róż-
nica w standardzie i bez wątpienia w cenie za pokój była szokująca. Po przejecha-
niu obok dziesiątków hoteli nie zlokalizowałem Golden Breakers. Dałem za wygraną,
zjechałem z Ocean Avenue, szukając stacji benzynowej. Równolegle do Ocean Avenu-
e, kilka kilometrów w głąb lądu, ciągnęła się Business Highway 17, handlowa ulica
miasta. Tutaj hoteli było mniej, ale jak splunąłeś przez okno, to trafiałeś w sklep z T-
shirtami albo w restaurację rybną. Podjechałem na parking pierwszej z brzegu stacji
benzynowej i wszedłem do środka, żeby zapytać o drogę.
Obsługiwała znudzona dziewczyna; kręciła na paluszku swoje blond włosy.
Powiedziała mi, że jestem o osiem przecznic od hotelu i dodała, że wszystkie hotele
mają mapki w swoich broszurach oraz w listach potwierdzających rezerwację. Mądra-
la. Ja nie miałem ani broszury, ani rezerwacji.
Znalazłem Golden Breakers osiem przecznic dalej, na północ, tak jak mówiła
sprzedawczyni ze stacji benzynowej. Cóż to była za budowla! Po obu stronach parte-
rowego holu wyrastały szesnastopiętrowe wieże z pokojami i apartamentami. Na da-
chu holu znajdował się taras do opalania i basen. Aadnie. Zaparkowałem na podjez-
dzie i wszedłem do środka. Tablica mówiła, że są wolne miejsca, więc postanowiłem,
że mogę zatrzymać się w Golden Breakers równie dobrze, jak gdzie indziej. Zapytałem
o ceny pokojów. Suma mnie oszołomiła, mimo że ceny były teraz niższe niż w sezo-
nie. Tak czy inaczej, szło to na rachunek Johna Westona. Poprosiłem o pokój na dwie
doby i zapłaciłem kartą kredytową. Kopię rachunku zatrzymałem do rozliczenia.
Kiedy uregulowałem należność, wróciłem do samochodu i przejechałem przez
ulicę do hotelowego garażu. Po raz pierwszy cieszyłem się, że mam mały samochód.
Parking w garażu miał najniżej zawieszony sufit, jaki kiedykolwiek widziałem. Nie by-
łem pewien, czy moja ciężarówka zmieściłaby się tam. Może wszyscy w tym mieście
jeżdżą małymi sportowymi samochodami. Z pewnością zapotrzebowanie na wozy z
napędem na cztery koła jest tu niewielkie. Znalazłem miejsce, wyjąłem walizkę z ba-
gażnika i wróciłem do hotelu. Pokój miałem na drugim piętrze w wieży północnej. Po-
jechałem windą, znalazłem pokój i wszedłem.
Apartament składał się z trzech pomieszczeń: salonu, w którym była kanapa i
telewizor, małej, ale w pełni wyposażonej kuchni i sypialni. Zarówno sypialnia, jak i sa-
lon miały rozsuwane szklane drzwi prowadzące na duży balkon z widokiem na plażę.
Rzuciłem bagaż na kanapę i wyszedłem na balkon.
Promienie słońca odbijały się od wody i roziskrzały fale. Trochę ludzi leżało na
kocach, pracując nad opalenizną, a grupka dzieci nad brzegiem grała w piłkę. Było dla
nich za zimno na kąpiel. Samotną łódka z jaskrawym niebiesko-żółtym żaglem przeci-
nała fale kilka kilometrów od brzegu. Oparłem się o balustradę i spojrzałem w dół.
Plaża nie była zatłoczona, ale to mnie nie zdziwiło. Za wcześnie na wakacje rodzinne i
brakowało co najmniej tygodnia do ferii wiosennych. Drzwi na balkon zostawiłem
otwarte, żeby z bryzą napłynęło trochę ciepłego powietrza, i wróciłem do środka.
Dzień był piękny, ja miałem luksusowy pokój, ale przyjechałem tutaj do pracy. Zdją-
łem koszulę z długimi rękawami i naciągnąłem lżejszą koszulkę polo, włożyłem glocka
do kabury przy pasku. Nie spodziewałem się kłopotów, ale Randy Hartwick przycią-
gnął je do siebie w Cleveland, więc nie chciałem pójść na poszukiwanie jego wspólni-
ków nieprzygotowany. Wsunąłem klucz magnetyczny do kieszeni i zjechałem windą
do holu. Recepcjonistka zobaczyła mnie i się uśmiechnęła.
Jest pan zadowolony z pokoju?
Niesamowicie odparłem, a ona uśmiechnęła się tak radośnie, jakbym za-
proponował jej płatny urlop. Ale mam jedno pytanie.
Słucham?
Liczyłem, że porozmawiam z właścicielem. Nie wie pani, gdzie mógłbym go
spotkać?
Zawahała się.
Pana Burksa nie ma tutaj. Czy kierownik mógłby go zastąpić? Mogłabym
wiedzieć, dlaczego chce pan rozmawiać z właścicielem?
Bo chcę wiedzieć, kto jest odpowiedzialny za ten śmietnik. Szerokim ge-
stem wskazałem na lśniący hol. Jej uśmiech zniknął, a ja dodałem: %7łartowałem tylko.
Och. Uśmiech znów był na miejscu. Odetchnęła z ulgą.
Muszę porozmawiać z właścicielem o wspólnym znajomym. O kimś, kto,
obawiam się, zmarł.
Przyłożyła rękę do piersi.
Och, nie! Ostatnio mamy jakiegoś pecha. Zaledwie dwa dni temu dzwonił ja-
kiś człowiek, żeby powiadomić szefa naszej ochrony, że zmarł jego bliski przyjaciel.
To była ta sama kobieta, z którą rozmawiałem przez telefon. Być może najmil-
sza dziewczyna na świecie, a ja rzuciłem cień na jej życie dwa razy w ciągu jednego
tygodnia. Ale przecież byłem z Cleveland. Pewnie się tego spodziewała.
Tak, to przygnębiające. Ale czy wie pani, gdzie mógłbym znalezć właściciela.
Pana... Burksa, zgadza się?
Tak, Lamara Burksa. Nie ma go i nie sądzę, żeby prędko wrócił, ale mogę
przekazać mu wiadomość.
Cóż, naprawdę miałem nadzieję, że znajdę go dzisiaj.
Zmarszczyła brwi.
Chyba gra w golfa, ale nie wiem, na którym polu.
Mógłbym się rozejrzeć i popytać stwierdziłem, a ona uśmiechnęła się do
mnie i pokręciła głową.
Nie tutaj. W promieniu godziny jazdy od tego hotelu jest jakieś sto pól gol-
fowych.
Ojej! Bębniłem palcami o kontuar i myślałem o tym. Recepcjonistka nosiła
wizytówkę z imieniem Rebecca. Aadne imię. I buzia też ładna. Nogi za kontuarem
pewnie też ładne. O czym to ja myślałem? A, prawda, trzeba znalezć właściciela.
Mówiła pani, że hotel ma włączone w usługę pola golfowe?
Skinęła głową.
Tak.
Hm, może Burks grywa właśnie na tych polach. Musi być w dobrych stosun-
kach z ich kierownikami.
Dobry pomysł uznała i była naprawdę pod wrażeniem, a ja się starałem nie
zaczerwienić. Kurczę. Mam mnóstwo dobrych pomysłów, Rebecco. Faktycznie, teraz
kilka z nich dotyczy ciebie.
Przeszła przez hol i wyciągnęła broszurę ze stojaka pod ścianą. Nie myliłem się,
ukrywała za kontuarem piekielnie zgrabne nogi.
Wygląda na to, że mamy oferty z pięcioma różnymi polami powiedziała.
Od tego można zacząć.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pobieranie ^ do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ download ^ ebook
Menu
- Home
- Graham Masterton Wojownicy Nocy 01 Wojownicy nocy cz.1
- Liu M. Marjorie PocaĹunek Ĺowcy 01 PocaĹunek Ĺowcy
- Anthony, Piers Tarot 01 God of Tarot
- Duncan, Dave Das Siebente Schwert 01 Der ZÜgernde Schwertkämpfer
- Julie Kenner Code breaking 01 The Givenchy Code
- Jo Clayton Skeen 01 Skeen's Leap (v1.2)
- Zelazny, Roger The First Chronicles of Amber 01 Nine Princes in Amber
- Chloe Lang [Brothers of Wilde, Nevada 01] Going Wilde (pdf)
- Diana Hunter [Submission 01] Secret Submission [EC] (pdf)
- Craven Layla Piekielna MiśÂośÂćÂ
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anieski.keep.pl
Cytat
Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.