Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zapuścić kozią bródkę. Dość szybko zorientował się, że nie lubi muzyki, o
której powiedział wszystkim, że lubi; że bliskość tysięcy mil tras do jazdy
na górskim rowerze, właściwie nie daje mu oczekiwanej radości; że
towarzystwo wytatuowanego i obkolczykowanego pracownika,
obsługującego młynek do kawy, sprawia, że czuje się jak przestarzały
dodatek na płycie z muzyką. Poszedł do domu na Seder i zrozumiał, że
tęskni do miasta, a miasto zawsze będzie oznaczać dla niego jedno tylko
miejsce. Gdziekolwiek nie poszedł, ludzie prosili, by wrócił. Wracaj 
powiedziała piękność w skórzanych spodniach, pracująca w kasie butiku
na Madison Avenue; wróć  śpiewali sprzedawcy żetonów na stacji metra
przy Union Square; wracaj  wołali handlujący hot-dogami przy
Metropolitan Museum; wracaj, Jakob, wracaj, wyświetlimy twoje imię na
Empire State Building.
Slattery zasępia się nad talerzem pełnym kości, drżą mu kąciki ust.
 A jak ci idzie praca?  pyta Jakob, stwierdziwszy, że powinien
odciągnąć przyjaciela od złych fantazji. Wygląda na to, że Slattery podczas
chłodów jest zawsze bardziej zrzędliwy. W szkole każdej zimy głodził się,
by utrzymać wagę i na uczelni też. Jeszcze z tego nie wyrósł.
Slattery nie mówi nic przez kilka sekund, a potem rzuca:
 Pięknie. Wszyscy mnie kochają.
 Masz musztardę na brodzie  mówi Jakob. Slattery wyciera
brodę wierzchem dłoni.
 Musimy się zbierać. Powiedziałem Montiemu, że spotkamy się o
dziesiątej  łapie spojrzenie kelnera i gestem pokazuje, że chce rachunek.
 To będzie jedenasta trzydzieści C.M.B.
 Wiesz, co ci powiem? Czas Montgomerego Brogana się kończy.
On już za kilka godzin przechodzi na Czas Rządowy.
Jakob potrząsa głową i patrzy, jak na Szóstej Alei ludzie i samochody
brną przez śnieg.
 To nie wydaje mi się w porządku.
 Co ci się nie wydaje?
 Jakiś facet dzga swoją żonę nożem w twarz  mówi Jakob  i
wychodzi po trzech latach. Monty nigdy wcześniej nie sprawiał kłopotów,
nigdy nikogo nie zastrzelił, nikogo nie zdzielił w głowę kijem
baseballowym i będzie siedział siedem lat. To nie w porządku.
Slattery bierze od kelnera rachunek, szybko przebiega wzrokiem po
cenach i podaje kartę kredytową.
 Ile ci jestem winien?  pyta Jakob.
 Biorę to na siebie.
 Dlaczego? Nie, przestań. Jestem w stanie za siebie zapłacić...
 Biorę to na siebie, Jake. Nie przejmuj się.
 Tak czy inaczej, to nie jest w porządku  mówi Jakob, odsuwając
krzesło.
 Już to mówiłeś. Właściwie mówisz to samo przez ostatnie dwa
tygodnie. Pieprzysz.
 Pieprzę? Poczekaj, myślisz, że to jest sprawiedliwość? Sądzisz, że
Monty zasługuje...
 Hej, siedziałem obok ciebie na pogrzebie Aarona Had-dada.
Pamiętasz jego matkę? Właściwie musieli ją nieść.
 Pamiętam.
 Aawka, na której siedzieliśmy trzęsła się. Przez całą mszę się
trzęsła. I myślałem sobie: przecież nie ma pod nami metra, bo jesteśmy na
Madison Avenue, więc dlaczego się trzęsie? Rozejrzałem się i zobaczyłem
trzy śliczne dziewczyny wypłakujące oczy. Szlochały tak mocno, że trzęsła
się cała ławka. Więc to gówno, które zabiło Haddada jest tym samym
gównem, które sprzedaje Monty. No więc nie siedz teraz i nie mów mi, jak
niesprawiedliwe jest to, że biedny Monty idzie siedzieć.
Kelner wraca do stołu, przynosząc potwierdzenie obciążenia konta,
na którym Slattery składa podpis. Wsuwa kopię pokwitowania i kartę
kredytową do portfela.
 Kiedy dowiedziałem się o Aaronie  mówi Jakob  nie wiem,
ale miałem nadzieję, że znajdą faceta, który mu sprzedał ten towar.
Myślałem jak głupek, że ten palant wyrzucił to wszystko. Nikt Aarona do
niczego nie zmuszał. Dokonał wyboru i wciągnął to. Wiesz co? Przykro
mi, wiem, że zabrzmi to podle, ale pieprzyć go. Mikę Feany dostał raka
kości i umierał przez cztery lata, walcząc przez cały czas. A Aaron po
prostu zrezygnował. Pieprzyć go.
 Fajnie, i pieprzyć też jego matkę. Dzieciak popełnił błąd. I co,
Jake? Dzieciaki właśnie to robią  popełniają błędy. To nie czyni go
złym.
 Nie powiedziałem, że to czyni go złym  mówi Jakob.
 To nie sprawia, że zasługuje na śmierć. Ile razy na studiach byłem
pijany jak bela i jechałem gdzieś po pizzę? Co tydzień? I co, gdybym zabił
się po drodze, to też powiedziałbyś: pieprzyć go, zasłużył sobie?
 Gdybyś zabił się, prowadząc po pijaku, tak. Pomyślałbym, że
byłeś głupim palantem. I nie winiłbym barmana za to, że sprzedał ci piwo.
Slattery zamyka oczy i ściska nos u nasady.
 Nie gadaj bzdur. Monty robił pieniądze na uzależnieniu ludzi.
Jezdził corvettą opłaconą ludzkim uzależnieniem. I nie wciskaj mi tu
jakiegoś gówna, bo taka jest prawda. I został złapany i idzie do pierdla i
wiesz co? Jest moim najlepszym przyjacielem na świecie  ty i on
jesteście moimi najlepszymi przyjaciółmi  i kocham go jak brata, ale on
sobie, kurwa, na to zasłużył.
Ale Jakob wie, że może być tylko jeden najlepszy przyjaciel.
Podnosi ręce do góry.
 Dobra, Powiesz mu to? Powiesz mu:  Hej, Monty przykro mi z
powodu jutra, ale zasługujesz na to."
 Nie  mówi Slattery, wstając.  Mówię tobie i to zostaje
miedzy nami. Chodz, złapiemy go.
ROZDZIAA JEDENASTY
PATRZ NA MNIE  mówi Kostia. Uchyla głowę i wyprowadza
dwa ciosy lewą ręką zwiniętą w pięść, która tnie powietrze jak błyskawica.
 Widzisz? Bardzo prosta linia. Nie chcesz, żeby szła po łuku jak na
filmach, nie? Sylvester Stallone wyprowadza duuuuże uderzenie, o tak...
 pokazuje nieprawidłowy sierpowy.  Chcesz prędkości, tak? Prędkość.
Jaka jest najszybsza droga, żeby dotrzeć od punktu A do punktu B?
 Droga prosta  mówi Volandes.
 Droga prosta. Tak. Punkt A to teraz moja pięść; punkt B to
szczęka drugiego faceta. Widzisz? Poczekaj, nie chcę zapocić koszuli. 
Kostia zaczyna rozpinać swoją pomarańczową, jedwabną koszulę. 
Kupiłem tę koszulę w Miami.
 Przestań. Rozebrałeś się do naga w moim biurze?  Volandes
siedzi przy biurku w swoim ciasnym, pozbawionym okien gabinecie,
założywszy ręce za głowę. Zciany są pokryte oprawionymi w ramki
fotografiami przedstawiającymi Volandesa z mało znaczącymi,
nowojorskimi osobistościami: z prezenterem pogody z lokalnej stacji
telewizyjnej, z prezydentem okręgu Bronx, z chwytającym drużyny New
Jork Yankees, z prezenterem radiowym, z modelkami, z aktorami i piosen-
karzami. Na wszystkich zdjęciach Yolandes, niski mężczyzna z wielką
szopą czarnych kręconych włosów, ma przyklejony do twarzy ten sam
uśmiech, szeroko odsłaniający zęby; uśmiech kierownika nocnego klubu.
Osobistości uśmiechają się do aparatu ze znużeniem.
 Nic nie wiesz o dobrych ubraniach, mój przyjacielu. Nigdy nie
poć się w jedwabiu.  Kostia składa uważnie koszulę i kładzie na blacie
biurka Volandesa.
 Nie noszę jedwabiu. Za trudno go utrzymać w czystości. Robisz
się gruby, Novotny.  Volandes nie może odwrócić oczu od przypiętej na
krzyżu Kostii skórzanej kabury, z której wystaje czarna, stalowa kolba
automatu.
 Jedwab jest jak skóra na udzie dziewicy  mówi Kostia,
wyciągając oba ramiona nad głową.  Kobiety, widząc mężczyznę w
jedwabiu, wiedzą, że ma klasę. Wiedzą, że ma pieniądze. Teraz patrz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.