Et unum hominem, et plures in infinitum, quod quis velit, heredes facere licet - wolno uczynić spadkobiercą i jednego człowieka, i wielu, bez ograniczeń, ilu kto chce.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przykładów, rozmaitych zabiegów dyplomatycznych, licznych błędów i wynikłych z nich
komplikacji.
Pouczające sedno rzeczy zaczynało się od tego, że nie każdy nie z każdym chce sypiać.
Poziomu poniżej rynsztoka nie brałam i nie biorę pod uwagę, miałam na myśli normalną
część społeczeństwa, zdolną do posługiwania się intelektem, aczkolwiek może i rzeczywiście
nie intelekt w łóżku najważniejszy. Ale ogólnie się przyda&
Na moje oko, generalnie w tej dziedzinie poszliśmy za daleko i stąd panika na tle
dolegliwości zdrowotnych. Z ręką na sercu niech sobie właściwa wiekowo część
społeczeństwa policzy, ile razy bierze udział w seksie wcale nie z wielkich chęci, tylko dla
towarzystwa. Albo z wszelkich innych przyczyn, gruntownie wyzutych z elementów
uczuciowych. Kwestia gustu oczywiście, ale pewne umiarkowanie zawierało w sobie atrakcje,
niedostępne dzisiejszej swobodzie. Zdaje się, że w traktacie usiłowałam ten problem poddać
pod rozwagę.
Ponadto opisałam tam różne wydarzenia wstrząsające, nie wiadomo po co, może tylko dla
przestrogi. Dużo się tego człowiek nasłuchał. Jedno akurat pamiętam ze szczegółami i mogę
je podać.
Pewien mój kumpel, osobnik oczywiście bardzo wówczas młody, jechał na rowerze
Alejami Ujazdowskimi i zaczął zjeżdżać w dół Belwederską. Wieczór był pózny, prawie noc,
oświetlenie smętne, z jakichś przyczyn chciał wykorzystać spadek ulicy, może się śpieszył do
domu w Wilanowie, rozpędził się rzetelnie i nagle ujrzał przed sobą tył stojącego bez żadnych
świateł samochodu. Nic nie zdążył zrobić, rąbnął w bagażnik, wyleciał z siodełka, przeleciał
przez dach i runął na maskę. Cudem zapewne nic mu się nie stało, chociaż rower stracił swoją
pierwotną postać. Pozbierał się stękając, kumpel, nie rower, i ujrzał, ze z samochodu wyłażą
dwie osoby różnej płci w stanie szoku.
Romansowali sobie ci państwo w owym kretyńskim miejscu, jakby nie mogli wybrać
lepszego, ale trzeba przyznać, iż w tamtych czasach ruch był mały i póznym wieczorem po
mieście nic nie jezdziło, parkować zaś można było, gdzie kto chciał. Musieli być bardzo sobą
zajęci, skoro nawet, nie włączyli świateł postojowych. No i popatrzmy od ich strony, ni z
tego, ni z owego dostali znienacka okropnego dubla w tył, coś im gruchnęło w dach i zleciało
na maskę. Aatwo można sobie wyobrazić ich uczucia, a wstrząsu doznali chyba porządnego,
bo mojego kumpla zaczęli przepraszać, odwiezli go do Wilanowa i jeszcze dali dwieście
złotych jako odszkodowanie za rower.
Morał mi z tego wynikał jasny, należy starannie wybierać miejsca do romansowania.
Drugi mój kumpel miał przeżycia barwne i liczne, wśród nich zaś przytrafiały się sceny
iście dziewiętnasto albo nawet osiemnastowieczne, jak chociażby złażenie z piątego piętra
po rusztowaniach budowlanych w noc zimową, bo niespodziewanie wrócił mąż heroiny.
Dobrze, że nie dał się zamurować w alkowie. Albo miły wieczór z panienką przypadkową,
który to wieczór wyśledziła panienka stała, piekło na ziemi urządziła pode drzwiami, a
wieczór diabli wzięli. Potem jeszcze podpaliła niewiernemu samochód marki  Trabant .
Znałam detale tych wydarzeń i od tamtych właśnie czasów twierdzę, że w dziedzinie łudzkich
poczynań nie ma nic niemożliwego.
Mój traktat nigdy nie został opublikowany, zdaje się, że słusznie. Może go zle napisałam, a
może był po prostu staroświecki, czegoś mu z pewnością brakowało. Fragmenty jednak,
autentyczne, nadawały się prawie do wszystkiego, można by je zużytkować i bardzo żałuję,
że mi zginął. Nie pisuję wprawdzie romansów, ale uczuciami sercowej natury można
uzasadnić wszystkie głupoty świata, jeśli już w żaden sposób nie da się znalezć motywu
zbrodni, zawsze pozostaje możliwość, iż rąbnął ofiarę zakochany kretyn albo zakochana
kretynka, i to w dodatku przez pomyłkę.
No ale zginął, trudno, przepadło i nic nie poradzę.
Realia sprawdzałam naprawdę uczciwie i rzetelnie, niekiedy nawet na wyrost i na wszelki
wypadek, chociaż może nie bardzo metodycznie. Do kopalni miedzi wdarłam się bez
określonych zamiarów, do niczego mi to akurat nie było potrzebne i nie jest potrzebne nadal,
ale kto wie& ?
Nadziałam się na flotację. Nie wiem, co to jest i czemu służy, ale napiszę, jak wygląda.
Proces znałam z Tivoli, dziwne, ale prawdziwe.
Otóż w nader wielkim pomieszczeniu na szerokiej taśmie posuwa się do przodu gęste
błoto, prawie całkiem czarne, i nie posuwa się samo z siebie, tylko jest popychane. Popychane
kawałek i zostawiane w spokoju. Takie coś jakby pionowa zagroda pcha to błoto, zatrzymuje
się, potem znów pcha i znów się zatrzymuje, błoto zaś powinno lecieć w dół. Nie leci. Już
zwisa, już się ledwo trzyma i powinno polecieć, a tu chała. Cholera. Poleci za następnym
pchnięciem czy nie? A otóż nie. No to teraz& ! Kurza jego twarz, znów nie! No to może za
tym razem& Jeszcze nie, psia jego nędza, teraz& Nic z tego. Teraz& !!! No, wreszcie&
Po przeszło dwóch godzinach z pomostu obok tego całego ustrojstwa zostałam
wywleczona przemocą. Pozostawiona sama sobie, przestałabym tam zapewne ze dwie doby,
bo nie sposób oderwać od tej błotnej masy roziskrzonego oka. Zleci ścierwo czy nie zleci& ?
Identyczne urządzenia znajdują się w wesołych miasteczkach i unikam ich jak ognia, bo
znam je doskonale. Dla mnie bankructwo gwarantowane. Dla mnie& Ale nie dla każdego.
Dwie takie maszyny stoją w Tivoli. Rzecz oczywista, nie błoto się w nich znajduje, tylko
żetony, duże placki, największe ze wszystkich. Leżą na kupie i też mają zlecieć, co stanowi
wygraną. Wrzuca się następne, te następne spadają za plecami leżących i popychają je do
przodu. Zwis potworny ledwo się trzyma, no już, już, powinien runąć& A figę& No to
jeszcze trochę, wymienić na placki następne dziesięć koron& [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jutuu.keep.pl
  • Menu

    Cytat


    Fallite fallentes - okłamujcie kłamiących. Owidiusz
    Diligentia comparat divitias - pilność zestawia bogactwa. Cyceron
    Daj mi właściwe słowo i odpowiedni akcent, a poruszę świat. Joseph Conrad
    I brak precedensu jest precedensem. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
    Ex ante - z przed; zanim; oparte na wcześniejszych założeniach.